poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 7. Rozmowa

Witam,
w końcu o ludzkiej godzinie, a nie w nocy. XD Zobaczymy jak długo to potrwa... ^^"
Miłego czytania. :)

~*~

    Yoh wrócił do domu w świetnym humorze. Hao żył i chociaż nie chciał z nim rozmawiać, to Asakura i tak bardzo się cieszył. Ognisty szaman mógł być nieugięty, ale w końcu nawet on odrobinę zmięknie. Yoh wiedział, że piroman może nie przyjść na Straszne Wzgórze przez wiele dni, jednak nie przejmował się tym. Najważniejsze było to, że Hao jakimś cudem przeżył.
    Gdy wszedł do salonu, w którym siedzieli jego przyjaciele, wszyscy przyjrzeli mu się uważnie. Stwierdzili, że to na pewno Yoh. Miał te same ubrania, co ich najlepszy przyjaciel, ale nie pasował im ten uśmieszek na buźce Asakury. Całkowicie nie przypominał tego Yoh, którego spotkali w dzień przyjazdu. Tamten był smutny, a uśmiech wymuszał, aby nie zrobić innym przykrości. Był raczej milczący i cały czas znikał, żeby pobiegać. Taki obraz młodego Asakury nie był przyjemny. A tu nagle wraca Yoh z treningu i do tego uśmiechnięty od ucha do ucha. Dla wszystkich było to miłe zaskoczenie.
    - Cześć wszystkim, co na obiad? - zapytał wesoło Asakura.
    - Ryu właśnie siedzi w kuchni i nikogo nie chce wpuścić - poskarżył się Horo. Burczało mu w brzuchu od godziny i nie mógł nawet zrobić sobie kanapki, aby chociaż na chwilę uciszyć swój żołądek.
    - Yhym... - przytaknął Yoh i usiadł z resztą w salonie. - Spodziewam się czegoś pysznego.
    Szamani kontynuowali czynności, które wykonywali przed przyjściem Asakury. Jun i Pirika zawzięcie o czymś plotkowały, Chocolove nieudolnie starał się rozśmieszyć przyjaciół, ale za każdym razem Ren interweniował za pomocą swojego guan dao. Horo opowiadał Mancie, jak bardzo jest głodny i blondynek powoli miał dość narzekania szamana z północy. Faust i Eliza spoglądali sobie głęboko w oczy, a Anna - jak zwykle - była zajęta krytykowaniem jednego z mężczyzn w telenoweli, którą oglądała. Ze wszystkich tylko Yoh rozmyślał o czymś ważnym. Zastanawiał się jak przyjaciele przyjmą powrót Hao. Co do jednego miał pewność - nie wszyscy będą przyjaźnie nastawieni do jego brata bliźniaka.
    - Obiad! - zawołał z kuchni Ryu.
    Horokeu, któremu najbardziej doskwierał głód, zerwał się z miejsca i pobiegł z wesołym okrzykiem do kuchni. Ren spojrzał na niego z politowaniem, ale nic nie powiedział. Po co miał zużywać energię, skoro Usui i tak go nie posłucha?
    - Dzisiejszy obiad składa się z potraw włoskich, japońskich i chińskich - powiedział Ryu, dumnie przyglądając się daniom na stole. - Po obiedzie deser.
    Zapach roznoszący się po domu był wspaniały.
    - Brawo Ryu - pochwaliła Anna. - A teraz sprawdźmy, jak smakuje.
    Kyoyama na początek spróbowała kuchni włoskiej, stwierdzają, że smakuje wyśmienicie. Zresztą jak każde danie, które przygotował Ryu. Cała wesoła gromadka zabrała się od razu za pałaszowanie. Chocolove, nieświadomy smaku, spróbował wasabi. Już po jednym, malutkim kęsie odskoczył jak poparzony i zaczął pić wodę prosto z kranu. Ren skomentował to słowem „idiota” i wrócił do jedzenia kurczaka gongbao.
    Po obiedzie, Ryu postawił przed każdym deser w postaci pucharu z lodami. Anna uważała, że to mało zdrowe, ale nie powiedziała nic i sama zabrała się za jedzenie. Szkoda byłoby, gdyby wysiłek Ryu poszedł na marne.

    Ayame siedziała z Nichromem przy ognisku. Czekali na powrót Hao i wieści, które miał ze sobą przynieść. Minęło kilka ładnych godzin, a po ognistym szamanie nie było śladu. Szarooka coraz bardziej się nudziło, gdyż Indianin nie należał do wygadanych osób i nawet jeśli o coś go pytała, to odpowiadał lakonicznie, nie zwracając na nią szczególnej uwagi. Żałowała, że Tsume także nie było na polanie. Zapewne gdzieś biegał po lesie.
    Ayame spojrzała na ścieżkę i dostrzegła idącego nią Hao. Od razu ucieszyła się, mając nadzieję, że Asakura powie jej w końcu, kiedy wybiorą się do Włoch. Chciała jak najszybciej dowiedzieć się czegoś, dzięki czemu poznałaby historię swojej rodziny. Nie miała ognistemu szamanowi za złe, że nie znał całej historii, ale zrobił coś, czego nie umiała jej rodzina. Powiedział prawdę i pomógł jej.
    - Wiesz coś nowego? - zapytała Ashigaka, patrząc z nadzieją na Hao.
    - Nie do końca - odpowiedział. - Chciałem pojechać już jutro do Włoch, ale muszę odłożyć to na inny termin.
    - Dlaczego?
    - Sprawy rodzinne - odparł wymijająco. - I czekam na wieści od Koshi`ego i Kamashiro.
    - Spotkałeś Yoh? Czyżby mała zmiana w stosunku do braciszka? - Ayame spojrzała na Asakurę z wrednym uśmieszkiem, mówiącym: „Wiedziałam, że Yoh nie jest ci obojętny.”
    - Zwariowałaś - podsumował Hao. - Jestem cały czas taki sam i nie wiem, o co ci chodzi.
    - I tak wiem swoje - mruknęła. - Pogodzisz się z nim.
    - Jesteś bardzo odważna. I bezczelna - powiedział piroman z niebezpiecznym błyskiem w oku.
    Czasami Ayame była nie do zniesienia i igrała z ogniem. Dosłownie. A mimo to nie potrafił jej zrobić krzywdy, co było dla niego niezrozumiałe. Była ważna dla losów świata, ale nie był pewny, jaką dokładnie miała odegrać rolę, gdyż jej przyszłość była mglista i cały czas się zmieniała.
    - Nie powinienem w ogóle ci pomagać - dodał głosem wyprutym z emocji, a Ayame przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Hao zawsze był oschły, ale nie aż tak. Chyba tym razem przesadziła.
    Władca Ognia spojrzał na nią z wyższością. Wyciągnął z kieszeni niewielki pożółkły notes.
    - Następnym razem zachowaj komentarze o Yoh dla siebie. - Podał dziewczynie notes. - Znalazłem to dzisiaj. Należał do twojego dziadka. Weź, chociaż nie zasłużyłaś.
    - Wygląda na pamiętnik... Arigatou - powiedziała cicho, żałując swoich poprzednich słów. Było już za późno i nie mogła tego cofnąć. Hao był, jaki był, ale nigdy nie odmówił jej, gdy o coś go poprosiła. Nawet jak był na nią zły.

    Yoh trenował codziennie, rozmawiał z przyjaciółmi, pokazując im, że nic mu nie jest i nie muszą się o niego martwić. Wszystko wracało do normy, ale dalej nie powiedział reszcie o powrocie Hao. Nie chciał ich martwić, a tym bardziej nie chciał, żeby próbowali go szukać. Mogło się to źle skończyć dla obu stron.
    Co wieczór chodził na Straszne Wzgórze, ale Hao się nie zjawił ani razu. Nie tracił nadziei i układał w głowie plan, w jaki sposób mógłby spróbować nawiązać chociaż neutralne relacje z ognistym szamanem. Niestety czuł, że nie wszystko pójdzie po jego myśli. Hao był trudny i zamknięty w sobie.
    Anna widziała, że coś się wydarzyło, ale nie próbowała naciskać na Yoh. Był inny, wesoły, jak dawniej, chociaż dalej małomówny. Cały czas chodził z głową w chmurach, nie słuchając tego, co mówią do niego przyjaciele. Wszystko układało się lepiej, ale Kyouyama dalej martwiła się o narzeczonego.
    - Yoh, powiesz mi, co się stało? - zapytała Itako któregoś wieczoru, gdy brunet siedział na werandzie.
    - Nic takiego - odpowiedział wymijająco.
    Anna nie dała się zwieść, za dobrze znała Yoh i wiedziała, kiedy coś przed nią ukrywał. Nie musiała czytać mu w myślach, żeby odkryć prawdę. Wszystko widziała w oczach chłopaka, gdyż kiepsko umiał ukryć swoje uczucia.
    - Naprawdę, nic się nie stało.
    - Przecież widzę - powiedziała, nie dając się tak po prostu spławić. - Możesz mi powiedzieć.
    Yoh westchnął. Przed Kyouyamą nie mógł nic ukryć, nawet jakby chciał. A może nie chciał? Może po prostu czuł się przytłoczony i potrzebował pomocy, ale nie umiał o nią poprosić, bo nie chciał jej martwić? Każda wymówka była dobra, jednak wiedział, że nie da rady dłużej ukrywać prawdy. Nie przed nią.
    - Hao - powiedział w końcu. - Widziałem go. Był cały i zdrowy.
    Anna spodziewała się wszystkiego, ale nie tego. To znaczy, przypuszczała, że Hao mógł przeżyć, był niezwykle silny, jednak nie mogła uwierzyć w słowa narzeczonego. To oznaczało tylko jedno - ponieśli porażkę. Chociaż... Yoh nie wyglądał na przygnębionego z tego powodu. Musiało chodzić o coś jeszcze innego.
    - Nie chcę z nim już walczyć - odpowiedział na myśli blondynki. - Przy okazji nie wiem, co powinienem dalej zrobić.
    Kyouyama nic nie powiedziała. Przytuliła się do Yoh, a on objął ją ramieniem. Na początku był zaskoczony reakcją dziewczyny, ale był jej wdzięczny za ten gest. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że była przy nim.

    Kilka dni po spotkaniu z Yoh Hao teleportował się na Straszne Wzgórze. Sporo myślał nad propozycją brata i doszedł do wniosku, że muszą sobie wszystko wyjaśnić. Długowłosy dość długo spoglądał na cmentarz, który rozciągał się na dole. Słońce przyjemnie grzało, a lekki wiaterek schładzał rozgrzaną skórę od promieni słonecznych. Takie połączenie bardzo podobało się Asakurze.
    Zostało jeszcze kilka godzin do zachodu słońca. Wiedział, że Yoh dotrzymał słowa i przychodził tu codziennie. Zastanawiał się, o czym brat chciał z nim porozmawiać. On nie miał mu nic do powiedzenia. Chyba. Sam już nie był tego pewny.
    Położył się w cieniu drzewa. Mógł jeszcze spokojnie przemyśleć wszystko i ewentualnie się wycofać.

    - Hao - usłyszał głos Yoh. - Przyszedłeś.
    - Tak. Usiądź - powiedział i wskazał na miejsce obok. - Musimy wszystko sobie wyjaśnić.
    - No dobrze - młodszy bliźniak zajął miejsce obok brata. - Na początek powinienem cię przeprosić za tę sytuację w Sanktuarium. Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale nie dałeś mi wyboru.
    - Nie musisz mnie za nic przepraszać - odpowiedział obojętnie.
    - Miałeś marzenie, swoją drogą chore marzenie, ale...
    - Na początku byłem wściekły - przerwał mu Hao - ale nie mam ci tego za złe. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.
    - Rozumiem, ale nawet nie próbowałem cię zrozumieć. Każdy ma swoje powody, a ja nikogo nigdy nie skreśliłem. No... poza tobą.
    - Może tak będzie lepiej. Likwiduję wszystkich, którzy staną mi na drodze. Ty tego nie zrozumiesz.
    - Mówisz tak, jakbyś wcale się nie zmienił.
    - Bo się nie zmieniłem. Zawsze będę Asakurą Hao, najsilniejszym szamanem na świecie. Nie wiedzę powodu do tego, żeby się zmieniać - powiedział długowłosy oschle. - Zresztą musi być jakaś czarna owca w rodzinie - zażartował. - Tak czy inaczej, w oczach rodziny zawsze będę tym złym. Najlepiej byłoby jakbyś też zostawił mnie w spokoju.
    - Nie chcę, Hao - powiedział pewnie Yoh. - A przynajmniej dopóki nie dasz sobie pomóc.
    - Zrozum, że ja nie chcę pomocy.
    Po słowach Hao nastała cisza, przerywana tylko lekkim szumem liści drzewa, które rosło na Strasznym Wzgórzu.
    Długowłosy Asakura wstał, stwierdzając, że nie ma już po co dłużej siedzieć.
    - Yoh - zaczął. - Wiesz, że żyję i teraz możesz wrócić do swojego życia.
    - Hao, ale ja... - Yoh wstał gwałtownie.
    - Nie - przerwał bratu - posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz. Ty masz swoje życie, a ja swoje. Twoi znajomi będą chcieli mnie zabić, a moi poplecznicy ciebie - powiedział Hao. - Ty widzisz we wszystkich dobro i nawet we mnie, ale nie rozumiesz, że ja nie chcę twojej pomocy. Mam swoje plany. Nie zmienię się, Yoh.
    Yoh stał jak wryty, nie mogąc się otrząsnąć z szoku po słowach bliźniaka. Nie mógł wydusić z siebie żadnej odpowiedzi, czuł się bezsilny. Ognisty szaman był zdecydowany i uparty, a on nie mógł nic z tym zrobić. Tak bardzo wierzył, że uda mu się przekonać Hao, jednak nie wziął pod uwagę wielu rzeczy. Piroman zawsze radził sobie sam, nie potrzebował nikogo. Nie potrzebował go, ale Yoh potrzebował jego, a Hao nawet nie wiedział jak bardzo. Albo nie chciał wiedzieć.
    - Uwierz mi, że tak będzie lepiej - odpowiedział. - Spotkamy się dopiero w Turnieju, jak już go wznowią. I nie szukaj mnie. Wyjeżdżam.
    Po tych słowach Hao teleportował się, zostawiając Yoh samego. Krótkowłosy Asakura usiadł zrezygnowany pod drzewem.
    - Yoh-dono.
    Amidamaru pojawił się obok swojego szamana, patrząc na niego z troską. Po raz kolejny od przerwania Turnieju widział Yoh w takim stanie i nic nie mógł zrobić. Czuł się bezsilny, nie wiedział, co powinien powiedzieć.
    - To nic, Amidamaru - powiedział Yoh, uśmiechając się delikatnie. - Hao taki jest. Niestety.
    - To nie twoja wina.
    - Wiem, ale czuję, że znowu zawiodłem. - Spojrzał w niebo. - Zwiodłem samego siebie.
    Samuraj nic więcej nie powiedział. Postanowił dotrzymać Yoh towarzystwa, tylko tak mógł mu pomóc.
    Krótkowłosy Asakura zaczął wszystko analizować. Zrozumiał, że Hao nic od niego nie chce, ale nie mógł od tak pozwolić odejść bratu. W jego głowie zaczął się układać plan działania. Potrzebował tylko pomocy przyjaciół. Wierzył, że pomimo ich niechęci do Hao, pomogą mu.
    - Znam ten uśmiech, Yoh-dono - powiedział samuraj. - Zamierzasz rozniecić iskierkę dobra w Hao, mam rację?
    - Mam plan - odpowiedział właściciel mandarynkowych słuchawek. - Mam nadzieję, że Lyserg już przyjechał.
    - Lyserg? - zdziwił się Amidamaru. - Chyba nie sądzisz, że...
    - Spokojnie, mam plan. - Uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił. - Zaufaj mi.

    Gdy Hao wrócił, na polanie czekali na niego Koshi i Kamashiro, ale nie byli sami. Razem z nimi przybyli inni jego poplecznicy. Brakowało tylko Hanagumi i Opacho. Asakura postanowił, że spotka się z nimi dopiero w Europie. Nie widział sensu, aby ściągać je do Japonii skoro zamierzał jutro wyruszyć do Włoszech.
    - Miło, że po raz pierwszy mnie nie zawiedliście - Hao zwrócił się do braci.
    Koshi i Kamashiro uśmiechnęli się niepewnie i odeszli na bok, aby nie narazić się Asakurze. Hao przyjrzał się uczniom. Po ich twarzach i myślach, wywnioskował, iż idąc a Koshim i Kamashiro postawili wszystko na jedną kartę. Według społeczności szamańskiej był martwy.
    - Dobrze was znowu widzieć.
    - Hao-sama, zawsze będziemy iść za tobą - powiedział pewny siebie Luchist.
    - Świetnie się składa, bo jutro lecimy do Mediolanu. - Uśmiechnął się. - Odbierzemy stamtąd nasze cztery zguby.
    Wszyscy usiedli przy ognisku, z wyjątkiem Ayame, która od kilku dni przeglądała zeszyt. Zaciekawiły ją wpisy dziadka. Pamiętnik był skierowany tylko do niej i żałowała, że najbliższa jej osoba już nie żyła. Dzięki wpisom wiedziała, gdzie ma się jeszcze udać poza Włochami. Nie uśmiechało jej się podróżować po całym świecie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, ale co miała zrobić? Rodzinka miała ją gdzieś, a dziadek nie napisał wprost o wszystkim, w obawie przed kimś, o kim również niewiele wspomniał. Jedyne oparcie miała w Tsume, Hao i jego znajomych, których, szczerze mówiąc, nie znała, więc miała do nich ograniczone zaufanie.
    - Już niedługo wszystko się wyjaśni... - szepnęła do siebie. - Chodź, Tsume. Dołączymy do reszty.
    Wstała i poszła w stronę ogniska, Tsume zrobił to samo.

~*~

Mam mieszane uczucia. Nie wiem, czy jestem zadowolona z tego rozdziału. Znowu odbieram Yoh nadzieję na nawrócenie Hao, chociaż jak znam przebieg fabuły, to nie macie się czym martwić. Niedługo Yohś pomęczy braciszka, znaczy w granicy rozsądku. Wiecie, grill i te sprawy. xD
Hm... Kolejny rozdział w niedzielę lub poniedziałek, gdyż w sobotę wracam do Polski. Moje wakacje w Niemczech właśnie się kończą, ostatni tydzień. :/ Cóż, trzeba wrócić już, mam trochę do załatwienia w Polsce.
Czekam na Wasze opinie. :)
Do następnego! ^^

4 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że Hao zależy na bracie bo właśnie w taki a nie inny sposób go potraktował, mam tu na myśli ambitne powiedzenie, że lepsza najgorsza prawda niż najsłodsze kłamstwo - nie łudził go nadziejami tylko powiedział jak jest, chociaż wydaje mi się że Haoś lubi gry słowne a tu było prosto z mostu więc tak jakoś inaczej, jakby szybko i w miarę bezboleśnie chciał załatwić tą sprawę. Wydaje mi się że jednak przewidzi to, że Yoh nie uszanuje jego decyzji i będzie namolny :P W każdym razie dobrze że co raz więcej się wyjaśnia :)
    Ayame troszkę zaryzykowała, ale cóż nie każdy lubi taką bezpośredniość, szczególnie że temat brata to chyba dosyć drażliwy temat dla Hao :) Mimo to Hao dał jej mały aczkolwiek liczę że przydatny prezencik :D
    Czekam na ciąg dalszy :) Aomori

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówi się, że nadzieja matką głupich, a każda matka kocha swoje dzieci, więc... Yoh da sobie radę ^_^'
    Hao mnie zaskoczył tym, że w ogóle rozważał rozmowę z Yoh i przyszedł na Straszne Wzgórze. Zwykle taki wredny i oschły, a tu po prostu musiał. Dobrze to rokuje na przyszłość xD
    Już dawno wywęszyłam romans, więc Hao powinien uciekać, a nie zastanawiać się "dlaczego?". Ayame zafunduje mu więcej wrażeń niż niejedna dziewczyna xD
    Dobrze, że na jednej wycieczce się nie skończy, tym bardziej, że Yoh będzie śledzić braciszka :D
    Lecę czytać dalej ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Szamani z pewnością cieszyliby się, gdyby Anna częściej była tak wyrozumiała dla wysiłków Rio XD
    To "nic, naprawdę" jest piękne xD Tylko tradycja zachwiana, powinno paść ze strony Anny xD Ale miło, że nie wkurzyła się z miejsca i nie zmusiła Yoh do ogarnięcia się i powiedzenia o wszystkim przyjaciołom.
    Tylko to spotkanie nie było za miłe :/ Rozumiem, że Haoś się nie zmienił i Yoh trochę naiwnie na to liczył, ale jakoś tak... Smutno się zrobiło. Tego planu się trochę obawiam, bo kto wie, co strzeli do głowy Yoh XD Zwłaszcza przy wykorzystaniu Lysa.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, cały Yoh. Hao nie dość, że nie przeprosił za te krzywdy, które mu wyrządził, to jeszcze zbył go prawie że po chamsku, a mimo to Yoh nie ma do niego żadnych wyrzutów i cieszy się tylko, że Hao żyje. Coś tak czułam, że trochę się tu jeszcze pobulwersuję...xD
    "Ze wszystkich tylko Yoh rozmyślał o czymś ważnym" - no nie wiem, czy tylko on. W końcu nie znamy myśli Ryu, a Ryu też często myśli o wzniosłych rzeczach. Jak "Mam kamień w bucie" na przykład.xD
    Rozumiem ból Chocolove...;-; Moje pierwsze spotkanie z wasabi wyglądało mniej więcej "O, a co to jest to zielone? Wezmę pół łyżeczki tego do buzi, żeby zobaczyć jak smakuje"
    Ayame wcale nie musi mieć wyrzutów za robienie Hao uwag na temat jego brata. Wręcz przeciwnie, niech robi ich jak najwięcej, bo najwyraźniej jak ktoś nie palnie go w ten głupi łeb, to chyba nigdy nie zmądrzeje. Jeszcze kiedyś Hao jej za to podziękuje.
    Nosz kurcze...! Wiedziałam, że tak będzie! Bulwers, bulwers i jeszcze raz bulwers! Normalnie zaraz tam pójdę i kopnę Hao w tyłek, bo powoli kończy mi się cierpliwość. Jeśli Hao chce się dowiedzieć, co jestem w stanie zrobić z pomocą narzędzi chirurgicznych, to proszę bardzo, niech kontunuuje krzywdzenie Yoh. No dalej, śmiało. Jeszcze jedno ukłucie w serduszko Yoh i zaspokoję jego ciekawość.
    Wiem, że Yoh tak łatwo nie odpuści. I wierzę, że uda mu się dopiąć swego.:) (a spróbowałabyś tylko zrobić inaczej xD) I jeszcze Hao będzie mu dziękować za jego ciepło i braterską miłość, o!
    Przyjaciele Yoh pewnie trochę pozrzędzą na początku, ale wszyscy wiemy, że poszliby za nim w ogień, więc nie przewiduję większych problemów.;D
    Dobra, lecę czytać dalej. Może w następnym rozdziale Hao w końcu przestanie mnie irytować.xD

    OdpowiedzUsuń