piątek, 12 maja 2017

Rozdział 16. Przeczucie

Witam!
Wiem, miało być w kwietniu, ale kwiecień był bardzo napięty i chorowałam ciągle na migdałki. :< Nie polecam, zwłaszcza gdy musisz się uczyć do matury, do powtórki z chemii i na kilka kolokwiów.
Ale, ale! Dzisiaj wyjątkowy dzień! Urodziny bliźniaków i roczek tego bloga! Bliźniakom życzę wszystkiego, co najlepsze! A sobie - wytrwałości i chęci do wszystkiego. xD
Zapraszam na rozdział. :)

~*~

    Hao przeszedł przez polanę, zatrzymując się przy namiocie Ayame. Asakurę zaciekawiło niezamknięte wejście, więc zajrzał do środka z malutką nadzieją, że dziewczyna nie śpi. Miał ochotę z kimś porozmawiać, właściwie o niczym konkretnym - chciał jedynie uspokoić się po niechcianym wybuchu złości.
    Rozejrzał się po namiocie, starając się być cicho. Ayame leżała w rozkopanym na wszystkie strony posłaniu. Jej pierś unosiła się delikatnie, niemal niezauważalnie. Wycofał się z namiotu, nie chcąc jej obudzić. Najwidoczniej pozostały mu tylko dwie opcje na noc. Pierwsza była taka, że posiedzi sam przy ognisku, co właściwie bardzo lubił. Druga - również mógł pójść spać, tak samo jak zrobili to wszyscy. Brał pod uwagę raczej pierwszą, gdyż niedawno odczuwane zmęczenie ulotniło się.
    Poszedł w stronę ogniska i usiadł niecały metr od niego. Żar bijący od ognia mógłby zniechęcić każdego do tak bliskiego siedzenia, ale nie Hao. On uwielbiał czuć niesamowite ciepło, które ogarniało całe jego ciało. Odprężało go to i mógł lepiej myśleć, a tego aktualnie najbardziej potrzebował.
    Cała złość na X-Laws uleciała z niego, gdy obserwował tańczące języki ognia. Przejmował się nimi w tej chwili w takim samym stopniu, co zeszłorocznym śniegiem, jednak nie mógł zapomnieć, że robiło się coraz mniej sympatycznie. Wiedział, że cisza i błogi spokój, którymi mógł się cieszyć, nie potrwają zbyt długo. Teraz mieli na głowie nie tylko Pożeraczy Dusz, ale ponownie zwalili mu się na głowę X-Laws, chociaż nimi nie przejmował się aż tak bardzo. Byli jak karaluchy, które chciał rozgnieść pod butami, ale albo nie miał ku temu okazji, albo mu umykali ze słowami „Jeszcze się zobaczymy. Wtedy my wygramy”. Wiedział, że to tylko czcze obietnice, którymi nie musiał się zbytnio przejmować. Był potężnym szamanem i nie zagrażali mu, chociaż... Miał nadzieję, że Jeanne albo Marco nie wpadną na cudowny pomysł połączenia sił z Pożeraczami Dusz. Wtedy nie byłoby tak łatwo, bo o swoich nowych wrogach wiedział zbyt mało.

    Yoh wstał wraz ze wschodem słońca, co nie zdarzało się zbyt często. Obudziło go dziwne, nieprzyjemne przeczucie, które sprawiło, że czuł się nieswojo. Nie mógł pozbyć się niepokoju, jaki ogarnął całe jego ciało, a w głowie miał tylko jedną myśl - sprawdzić, czy nic nikomu się nie stało.
    Wstał i zdecydowanym krokiem poszedł sprawdzić, czy złe przeczucia nie dotyczą jego przyjaciół. Obszedł cały dom, zaglądając do każdego pomieszczenia. Po powrocie nocował u niego tylko Horo, a gdyby coś złego wydarzyło się u reszty - niewątpliwie ktoś zadzwoniłby lub zjawiłby się któryś z duchów.
    Ostatnim pokojem, jaki sprawdził, należał do Anny. Nie było jej, ale Yoh wiedział, że Itako nic nie jest. Potrafiła o siebie zadbać, a poza tym schludnie zaścielone posłanie dziewczyny sugerowało, iż wstała jeszcze wcześniej od niego.
    Z lekką ulgą zszedł na dół, aby dołączyć do Kyouyamy. Wchodząc do kuchni, ujrzał blondynkę stojącą przy oknie. W dłoni trzymała kubek z parującą herbatą.
    - Cześć - przywitał się Yoh, ale jego głos brzmiał tak, jakby myślami był daleko stąd.
    Anna odwróciła się, nieco zaskoczona obecnością chłopaka. Myślała, że będzie spał dłużej, nawet zamierzała mu udzielić tego przywileju i nie budzić go przed godziną siódmą. Ostatnia wyprawa była nieco męcząca, w ciągłym ruchu i bez większej chwili na odpoczynek czy chociażby lepsze poznanie państw i miast, które odwiedzili. W sumie Itako nie czuła wewnętrznej potrzeby zwiedzania, ale pogoń Hao za informacjami dla Ayame była, lekko mówiąc, wariactwem. Nigdy wcześniej nie przypuszczała, że Władca Ognia jest skłonny do działania nie we własnym interesie. Nie miała przeczucia, iż długowłosy Asakura chce wykorzystać w jakikolwiek sposób informacje i moc dziewczyny.
    - Coś się stało? - zapytała blondynka.
    - Miałem... Mam złe przeczucia - odparł. - Chyba odnoszą się do Hao. - Od początku czuł, że chodzi o Hao, ale przezorny zawsze ubezpieczony, dlatego sprawdził cały dom.
    Anna nie wyczuwała nic złego, co ją zaskoczyło. W prawdzie nie była zbytnio zżyta z Hao, ale bliźniaków łączyła wyjątkowa więź.
    - Pójdę do niego - postanowił.
    Kyouyama nie zamierzała go zatrzymywać. Nawet nie mogła tego zrobić, gdy widziała jak krótkowłosy Asakura zmienił się odkąd Hao dopuścił go w minimalnym stopniu do siebie. Nie były to szczególnie bliskie relacje, ale dawały Yoh nadzieję na naprawienie kilkunastu lat rozłąki, naprawienie błędów rodziny, która nigdy nie chciała pozwolić Hao żyć.
    Wróciła do spoglądania przez okno. Herbata w kubku nieco wystygła, ale dalej przyjemnie grzała dłonie. Upiła mały łyk płynu, patrząc na znikającego za bramą Yoh.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek postanowił od razu przebiec kilka kilometrów. Nie chciał się męczyć, ale bieg truchtem wydawał się być kuszący z kilku względów. Słońce jeszcze nie znajdowało się wysoko, więc powietrze miało przyjemną dla organizmu temperaturę. Dodatkowo szybciej sprawdzi, czy u brata wszystko w porządku.

    Hap spędził całą noc przed ogniskiem, które teraz tliło się, stopniowo dogasając. Mógłby je w każdej chwili bardziej rozniecić, jednak z lekkim uśmiechem obserwował walczący z przeciwnościami żywioł, który uparcie tlił się pomimo podmuchów wiatru. Zdawał się być zajęty i skupiony tylko na tej jednej czynności, co nie było zgodne z prawdą. Bez większego zaangażowania nasłuchiwał odgłosów natury, które w każdej chwili powiadomiłyby go niespodziewanym gościu.
    Czuł, że niebawem będzie miał towarzystwo i bynajmniej nie miał na myśli przysiadającej się do niego Ayame. Dziewczyna niedawno wstała i, aby się rozbudzić, postanowiła wyjść z namiotu.
    - Kim był ten intruz? - zapytała Ashigaka.
    - Nieproszonym gościem - odparł sucho.
    - Pożeracze?
    Hao pokręcił głową. Gdyby to byli Pożeracze Dusz, to raczej nie byłyby to zwykłe przeszpiegi i na pewno zachowywaliby się ciszej, niż Kitsune. A słysząc jego kroki, raczej nie uciekaliby.
    - Kitsune. Brat Jeanne, Żelaznej Damy, która za wszelką cenę chce mnie zniszczyć - odpowiedział długowłosy wypranym z emocji głosem.
    - Jak widzę nie jest skuteczna, skoro nadal żyjesz.
    - Najwyraźniej. To Yoh był bardziej skuteczny. - Hao uśmiechnął się krzywo, przypominając sobie walkę w Sanktuarium. Zdecydowanie było to jego najmniej ulubione wspomnienie z tego wcielenia.
    Ayame znała całą historię skłóconych ze sobą braci, więc nie zamierzała o nic więcej pytać. Hao od pewnego czasu był trochę inny, czasami bardziej wylewny niż go dawniej zapamiętała. Miała wrażenie, że piroman się zastanawia nad dopuszczeniem Yoh do siebie, a jednocześnie obawia się tego.

    Tymczasem Setsuna przechadzała się po swoim apartamencie, a Kage wodził za nią wzrokiem, pohukując w odpowiedzi na pytania. Azai to wystarczało, gdy pozornie prowadziła jedynie monolog, chociaż w rzeczywistości puchacz był świetnym towarzyszem do rozmów, a na pewno lepszym od Risy. Setsuna uważała, że siostra nie potrafi się dobrze wywiązać ze swoich obowiązków. Ostrzegała ją wielokrotnie przed znajomymi . Zaufała Risie w nieodpowiednim momencie i pożałowała tego. Teraz Ayame wiedziała, że na nią polują, a piroman, który jej towarzyszy, będzie bronił Chodzącej z Duchami.
    - Kage, jak ja mam funkcjonować? - zapytała.
    Odpowiedź nadeszła szybko. Puchacz wydał z siebie ciche pohukiwanie.
    - Masz rację. Kofeina. Teraz potrzebna mi duża filiżanka kawy - powiedziała Setsuna.
    Skierowała swoje kroki do szafki, na której stał ekspres do kawy. Wrzuciła do specjalnego pojemnika garść ziaren. Słuchając cichego zgrzytu, wydawanego przez urządzenie, rozmyślała co będzie dalej.
    Kilkanaście minut później siedziała na kanapie. Na ławie przed nią stała filiżanka z czarnym, parującym płynem.
    - Ta mała jest przebiegła. Jednak nie aż tak bardzo, skoro Vipera umiała ją wytropić w Ameryce bez najmniejszego problemu - mruczała pod nosem. - Gdyby Risa nie schrzaniła wtedy na Strasznym Wzgórzu, to już dawno przeprowadziłabym rytuał. Dobrze, ja jeszcze poczekam, ale moja cierpliwość się kończy. Poza tym Lisa, moja mała, niewinna Lisa mnie potrzebuje.
    Puchacz rozłożył skrzydła. Zatrzepotał nimi, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. Bardzo dobrze rozumiał to, co mówi do niego Azai. Każdy klan posiada swoje zwierzę przewodnie, z którym się dobrze rozumie i stara się dopasować do danego gatunku. W przypadku Setsuny jest to puchacz i nawet jeśli została wyrzucona, nie zmieni swojej przynależności do klanu.
    Rozległo się pukanie do drzwi. Kazała wejść i zaciekawieniem obserwowała drzwi. Do pokoju weszła para, kobieta i mężczyzna.
    - Treitor, Vipera - powiedziała Azai z nieukrywanym zaskoczeniem. - Co was sprowadza?
    Przyjrzała się swoim gościom. Vipera związała włosy, które zazwyczaj opadały na ramiona, a jej oczy lustrowały pomieszczenie. Treitor stał natomiast spokojnie. Był to mężczyzna przystojny i dobrze zbudowany. Posiadał niezwykłe, szare oczy oraz kasztanowe włosy. Należał do Klanu Wilka, charakterystyczny tatuaż na odsłoniętym ramieniu zdradzał jego przynależność, jednak tak samo jak reszta magów, którzy zostali Pożeraczami Dusz, był wyrzucony z Klanu.
    - Chcieliśmy w pewnym sensie przeprosić za to, co się stało. Wiemy, że to niewybaczalne przewinienie, ale...
    - Vipero, skończ! Zawiniła moja siostra, a z was jestem dumna. - Azai upiła łyk kawy.
    - Wszyscy zawiedliśmy - uściślił Treitor. Nie lubił zrzucać na innych winy.
    - Nie zapominajmy o szpiegowaniu. - Uśmiechnęła się. - Nasi przodkowie nie od razu złapali Toraka. Ten mały był przebiegły, bo tatuś, były Pożeracz Dusz, kazał mu przyrzec, że nie zdradzi kim jest i z jakiego klanu pochodzi. Ayame nie stara się ukrywać, tak więc mamy ułatwiony dostęp do niej.
    - Czyli będziemy dobrej myśli - oznajmiła szamanka z Klanu Żmii. Władca Ognia był dość przerażający, ale wszelkie korzyści, jakie płynęły ze schwytania Ayame, były niesamowicie kuszące.
    Vipera i Treitor skierowali swoje kroki w stronę drzwi, gdyż Setsuna milczała, więc uznali, że to już koniec rozmowy. Szefowa wybaczyła im to małe niedociągnięcie na Strasznym Wzgórzu. Życie było dla nich jeszcze miłe i nie chcieli się z nim tak szybko rozstać.
    - Poczekajcie - odezwała się Azai. - Treitorze, mam nadzieję, że jesteś świadomy tego, kogo chcemy zabić, aby uzyskać moc Chodzącej z Duchami. W końcu to nie byle kto dla ciebie, a tak przynajmniej uważam.
    - Oczywiście, że wiem - odparł mag, a jego głos był tak wypruty ze emocji, że kobieta nie mogła jednoznacznie stwierdzić, co czuje Treitor.
    Treitor dołączył do Vipery, czekającej obok drzwi. Kilka sekund później już ich nie było w apartamencie Setsuny. Kobieta z Klanu Puchacza miała wrażenie, że na twarzy maga dostrzegła zakłopotanie, ale zignorowała to. Treitor nie był byle kim, a jednym z najlepszych Pożeraczy Dusz. I właściwie to mogło niedługo sprawić, że sprawy przybiorą całkiem inny obrót.

    Yoh zwolnił, gdy wbiegł na leśną ścieżkę. W wielu miejscach wystające korzenie drzew były pokryte leśną ściółką i wolał pokonać resztę drogi idąc spokojnym, jednostajnym krokiem. Perspektywa przewrócenia się i złamania którejkolwiek kości nie była zbyt kusząca.
    Leśne ptaki, które przysiadły na gałęziach drzew, śpiewały radośnie, ale Yoh nie mógł się na tym skupić. W głowie ciągle miał nieprzyjemne przeczucie, że Hao stało się lub może stać się coś złego. Piroman miał wielu wrogów i chociaż potrafił o siebie zadbać, właściciel mandarynkowych słuchawek nie chciał zignorować swoich obaw. Nowy wróg, który pojawił się na horyzoncie, nie wróżył niczego dobrego, a Yoh nie podobało się to, że wszyscy znaleźli się w ich centrum uwagi.
    Wszedł na polanę tak jakby był u siebie, nie czuł żadnych obaw, chociaż dawniej miałby wrażenie, że wchodzi do gniazda żmij. Oczy kilku uczniów Hao skierowały się w jego stronę. Bacznie obserwowali każdy jego ruch, jednak nie widzieli w nim większego zagrożenia po ostatnich wydarzeniach, gdy walczyli ramię w ramię na Strasznym Wzgórzu.
    - Wyglądasz na zmartwionego - powiedział Hao, gdy Yoh zbliżył się do wygaszonego już paleniska. - Sprowadza cię coś ważnego?
    Właściciel mandarynkowych słuchawek przestąpił z nogi na nogę. Wiedział, że brat zna już jego myśli i denerwowało go to, ale nie dlatego, że Hao nie szanował jego prywatności. Czuł lekką frustrację, iż wyraz twarzy piromana niemal nigdy nie zdradzał żadnych uczuć.
- Moglibyśmy porozmawiać na osobności?
    Yoh czuł się nieco skrępowany, gdy wszyscy go obserwowali. Mógł mówić przy uczniach Hao, ale miał wrażenie, że piroman będzie bardziej szczery i skłonny do rozmowy bez osób trzecich.
    Władca Ognia skinął głową. Wstał, otrzepując spodnie i pelerynę z kurzu oraz suchych listków. Poprowadził bliźniaka ścieżką, którą do niego przyszedł.
    - Słucham - powiedział, gdy nieznacznie się oddalili od polany. Nie chciał się dzisiaj za bardzo oddalać, gdyż miał dziwne przeczucie. Bardzo niemiłe przeczucie.
    - Mam wrażenie, że stało się lub stanie się coś nieprzyjemnego - oznajmił Yoh, jakby czytał bratu w myślach. - Nie wiem dokładnie co, ale jestem prawie pewien, że dotyczy to ciebie.
    - Nie musisz się o mnie martwić - uciął nieco oschle piroman. Przez wiele lat radził sobie sam i nie oczekiwał pomocy od brata. Yoh coraz bardziej mu się narzucał i ognisty szaman sam nie do końca wiedział, co o tym myśleć. Z jednej strony go to irytowało, a z drugiej czuł podziw, że czegokolwiek nie robi, to Yoh uparcie stara się do niego dotrzeć.
    - Wiem.
    Hao spojrzał na bliźniaka i to wystarczyło, aby dostrzec, że sprawił mu przykrość. Nie zamierzał go przepraszać, jednak poczuł się dziwnie. Kiedyś nie obchodziłoby go to, czy kogoś zabolą jego słowa, czy nie.
    - W każdym bądź razie - miło, że o mnie pomyślałeś. - Odwrócił się na pięcie i podążył w stronę polany. Zostawił Yoh samego, ale wiedział, że podniósł go na duchu, chociaż tego nie planował.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek stał przez chwilę jak wryty, patrząc na oddalającego się brata. Nie był pewien, czy dzisiejszą rozmowę może zaliczyć do udanych. Hao zachowywał się jak zawsze - z dystansem, jednak nieco inaczej. Długo jeszcze analizował słowa piromana, gdy wracał do domu.

~*~

I to by było na tyle. :) Podoba mi się ten rozdział. W sumie coraz bardziej jestem zadowolona z tego, co robię. To chyba dobrze, najwyższy czas. ^^
Nie będę się bardzo rozpisywać, bo powinnam się pakować i za niecałą godzinę iść spać, bo jutro studia. Ech... za dużo mam na głowie ostatnio, ale zaraz po maturze z chemii (16 maja) zabieram się za masowe nadrabianie rozdziałów na blogach, bo będę miała sporo wolnego czasu. :)
Jeśli ktoś czyta drugiego bloga - chciałam się wyrobić z rozdziałem również na dzisiaj, ale nie udało mi się. Jeśli mi się uda, to będzie w niedzielę wieczorem lub w poniedziałek. Niestety, siła wyższa nie pozwoliła mi na wszystko. :<
Następny rozdział przewiduję w okolicach połowy czerwca i postaram się dotrzymać tego terminu. :) Zdecydowanie zmotywują mnie jakieś opinie na temat tego rozdziału, gdyż piszę nie tylko dla siebie, ale również dla innych - po prostu lubię mieć świadomość, że to co robię komuś się podoba. :3 Albo nie podoba - konstruktywna krytyka również mile widziana. :)
Życzcie mi powodzenia jutro i we wtorek, przyda mi się. xD
Do następnego! :3

piątek, 3 marca 2017

Rozdział 15. Kitsune

Witam,
zdaję sobie sprawę z tego, jak dawno tu byłam. Rozdziału nie było od ponad dwóch miesięcy, gdyż nie miałam czasu. Uczyłam się na zaliczenia i egzaminy. Niestety, wszystkie trzy egzaminy miałam jednego dnia, gdyż studiuję w trybie niestacjonarnym i wszyscy chcieli przyjechać, napisać i wrócić do domu jednego dnia. A są ludzie z całej Polski i nie każdy ma 60 km drogi jak ja.
Mniejsza - zapraszam do czytania. :)

~*~

    Wszystko działo się zbyt szybko. Wypadek samochodowy. Dźwięk rozbijanej szyby. Huk uderzającego samochodu i rozpaczliwy krzyk dziecka. Zbyt krótki, ale zapadający głęboko w pamięć.
    Setsuna obudziła się na kanapie. Serce biło jej jak szalone. Znowu ten sen i krzyk dziecka... Koszmar prześladował ją od lat, gdy tylko zmrużyła oczy. Kofeina, krążąca w jej żyłach nieprzerwanie, nie zawsze potrafiła utrzymać jej organizm bez chwilowych drzemek, podczas których jej mózg chciał odpocząć. Zawsze w takich momentach była zbyt zmęczona i nieświadoma, aby nie dopuścić do snu. Wtedy za każdym razem widziała ją...
    - Lisa - szepnęła Azai.
    Przeczesała ręką włosy, które wydostały się spod ciasnego upięcia. Była wtedy taka młoda i bezradna, nic nie zrobiła. Nie mogła, nie potrafiła. Wszystko ją przerosło. Kłopoty rodzinne, a później śmierć Lisy. Te wydarzenia zmieniły wiele w jej życiu, przez to stała się Pożeraczką Dusz. Chciała mieć władzę, co udało jej się osiągnąć, jednak brakowało jej jednego elementu - mocy Chodzącej z Duchami. Wtedy mogłaby zrobić to, o czym marzy od bardzo dawna.

    Hao siedział przy ognisku, wdychając zapach spalenizny. Uwielbiał patrzeć na wesoło tańczące ogniki, podrygujące przy każdym podmuchu wiatru. Potrafił wtedy poukładać swoje myśli.
    Zmrużył bolące oczy. Od dwóch dni nie spał, co dawało mu się powoli we znaki. Mógł być najpotężniejszym szamanem na świecie, ale miał ludzkie ciało, funkcjonujące w niezmienny od lat sposób.
    - To chyba nie najlepsza pora na rozmyślanie.
    Odwrócił głowę, spoglądając na Ayame.
    - Też tak myślę - mruknął, wracając do obserwowania płomieni - jednak mam zbyt wiele rzeczy na głowie.
    Ashigaka usiadła obok Asakury.
    - Co będzie dalej? - zapytała cicho.
    Hao spojrzał jej oczy, w których dostrzegł strach, niepewność i ból. Cały obóz spał, a ona nie musiała już ukrywać uczuć, a już na pewno nie potrafiła tego robić przy Hao. Długowłosy potrafił dostrzec uczucia przepełniające dziewczynę za każdym razem, gdy patrzył w jej szare tęczówki.
    - Jeśli mam być szczery - przerwał na chwilę - to sam nie wiem.
    - Ale znasz moją przyszłość - powiedziała Ayame z naciskiem. - Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
    - Nie każdy scenariusz jest piękny i szczęśliwy. Życie to nie bajka. Poza tym, gdybym ci powiedział, to skupiłabyś się tylko na tej wersji przyszłości. Nie wiedząc o swoim przeznaczeniu, zawsze możesz je zmienić.
    Wyciągnął dłoń i odgarnął niesforne kosmyki, które łaskotały Ayame po policzku. Czuły gest trwał zbyt długo, co Hao uświadomił sobie po chwili, gdy dostrzegł delikatny rumieniec na twarzy dziewczyny.
    - Pamiętaj o tym - dodał, po czym szubko wstał. Skierował się w stronę ścieżki do lasu.
    - Gdzie idziesz?
    - Na mały obchód, wyczuwam intruza - odpowiedział. - Niedługo wrócę.
    Zanim Ashigaka zdążyła o cokolwiek zapytać, długowłosego już nie było. Westchnęła z rezygnacją. Wracając do swojego namiotu, zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda jej się zrozumieć Hao.

    Tajemniczy intruz zaczął kierować się w stronę zabudowań. To, co zobaczył, wystarczy mu, aby udowodnić swoje słowa. Ha, Hao Asakura żyje, ba, romansuje z jakąś dziewczyną przy ognisku. Jakie to romantyczne, aż nie w stylu Władcy Ognia. Co prawda, tajemniczy jegomość nie znał nowej przyjaciółki piromana, ale to tylko kwestia czasu.
    Dziękował swojemu Duchowi-Stróżowi, że zdążył go ostrzec, zanim Asakura się zorientował. Spokojnie zdąży uciec, zostawiając jedynie nikły ślad po sobie. Uśmiechnął się do siebie, gdy dotarł do przystanku autobusowego. W ostatniej chwili złapał nocy autobus.
    - Na drugi koniec miasta - powiedział do kierowcy.
    Mężczyzna był nieco zdziwiony, że ktoś wsiadł do autobusu. Miał nadzieję, że ostatni kurs będzie tylko formalnością i nawet nie miał w planach jechać na ostatni przystanek. Po chwili ruszył w trasę, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś uda mu się dostać normalną pracę. Po ponad dwudziestu latach bycia kierowcą zaczynał w to szczerze wątpić. Najgorsze były godziny wieczorne, kiedy zdarzali mu się mniej lub bardziej sympatyczni pasażerowie. Chłopak, który wsiadł, nie wydawał się sprawiać problemów, ale jego spojrzenie było przerażające.
    W świetle małej lampki nad siedzeniem, można było dostrzec, że intruz, który podglądał Hao, posiadał włosy w kolorze ognia i intensywnie czerwone oczy. Nazywali go Kitsune* i mało kto wiedział, jak naprawdę ma na imię. On uważał, że nikomu do szczęścia nie jest potrzebne jak się naprawdę nazywa i zawsze zatajał tę informację. Tylko Ona znała jego calutki życiorys. Ona - jego siostra bliźniaczka.
    Droga minęła mu dość szybko, chociaż kierowca autobusu jechał przepisowo i standardowo ta trasa zajmowała przynajmniej pół godziny. Gdy wysiadł, skierował się do białego budynku. Kwatery, w której była Ona.
    Szedł żwirową drogą, a małe kamyczki chrzęściły mu pod butami. Dotarł do sporego budynku i zapukał w duże, żelazne drzwi. Mężczyzna po drugiej stronie uchylił niechętnie małą szybkę. Widząc Kitsune, otworzył drzwi, wpuszczając go do środka.
    - Dobrze cię widzieć, Marco - powiedział czerwonooki. - Siostrzyczka u siebie?
    - Tak. Czeka na ciebie - odparł blondyn. Nie do końca ufał Kitsune, ale z bratem przywódczyni się nie dyskutuje.
    Chłopak podążył białym korytarzem. Nie lubił bieli. Za każdym razem starał się przekonać siostrę do zmiany wystroju, jednak Ona nigdy nie chciała się zgodzić, więc stopniowo dawał sobie z tym spokój. Wolał też nie zaczynać tematu o uniformach, w których chodzili jej zwolennicy, bo był on dość drażliwy.
    Zapukał do drzwi. Usłyszał cichy, ale stanowczy głos. Otworzył drzwi.
    - Cześć, siostrzyczko - powiedział Kitsune.
    Po chwili spojrzał w czerwone oczy Jeanne, uśmiechając się pogodnie. Dawno się widzieli, jeszcze przed tajemniczym wyjazdem Hao z Japonii. Miał pojawić się u Iron Maiden, gdy udowodni, że Asakura na pewno żyje.

    Bladoniebieskie światło księżyca starało się przedrzeć przez gęste korony drzew. Las był pogrążony we śnie. Tylko nocne drapieżniki co jakiś czas dawały o sobie znać. Puchacze i sowy pohukiwały cicho, a wilki wyły do księżyca.
    Hao wracał do obozu, klnąc pod nosem. Ściółka leśna chrzęściła pod jego butami. Nie starał się ukryć swojej irytacji, gdyż był na siebie zły, że nie udało mu się schwytać intruza. Nie wiedział, co się z nim działo, ale coś zachwiało jego równowagę.
    - Zawszone kundle - mamrotał cicho. - Niech ja tylko dorwę tych fanatyków z tą ich kochaniutką Jeanne na czele. Zrobię im taką jesień średniowiecza, że się nie pozbierają.
    Nigdy nie czuł większej złości i odrazy do ludzi w białych mundurach. Ot, jacyś ludzie ubzdurali sobie, że ochronią planetę i ludzi, eliminując Hao Asakurę. Był pobłażliwy przez wiele czasu, ale teraz przegięli. Jeanne pożałuje, że wysłała Kitsune na zwiady, chociaż... Nie wyczytał z myśli rudzielca, że działał na prośbę lub rozkaz siostry. Zrozumiał, iż chłopak idzie do Jeanne, a to spora różnica. Nie zmieniało to faktu, że ani trochę nie podobało mu się śledzenie i obserwowanie jego obozu.

    Kitsune rozłożył się na białej kanapie, z trudem opierając się chęci założenia nóg na ławę. Zanim przejdzie do sedna sprawy postanowił podrażnić się z siostrą.
    - Z czym do mnie przychodzisz? - zapytała Jeanne. Nie bardzo wierzyła, że jej bratu udało się cokolwiek udowodnić w sprawie Asakury, który, według Kitsune, nadal żył i miał się bardzo dobrze.
    - Mogę też dostać herbaty? Strasznie mi w gardle zaschło. - Spojrzał na filiżankę siostry.
    Albinoska wzięła telefon z ławy. Wybrała numer, po czym zadzwoniła. Kilka minut później wszedł szaro-włosy chłopak, który postawił tacę na ławie i wyszedł. Kitsune uśmiechnął się, biorąc filiżankę z parującą herbatą.
    - Chciałbym, abyś wiedziała, że twój serdeczny wróg żyje. - Wypił pół filiżanki napoju, nie zważając na to, iż herbata jest bardzo gorąca.
    Jeanne zmróżyła oczy, zgniatając kartkę papieru w dłoni, na której uprzednio coś pisała.
    - Widziałeś go? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Przecież sama widziała, jak Yoh zabił Hao. Władca Ognia powinien dawno nie żyć.
    Chłopak kiwnął tylko głową, wypijając do końca herbatę. Odstawił filiżankę na ławę, po czym rozłożył się jeszcze bardziej na sofie. Wystrój wnętrza pokoju siostry nigdy mu się nie podobał, ale chociaż kanapę miała wygodną.
    - Ma bardzo uroczą przyjaciółkę. Dziewczyna ma coś z gracji wilka. Dziwne, nieprawdaż?
    - Znowu zbiera popleczników? - syknęła Jeanne. Zignorowała informację na temat nowej znajomej Hao.
    - Nic takiego nie powiedziałem, droga siostro. Nikt nowy, poza dziewczyną, się nie pojawił w jego obozie.
    Albinoska nieco ochłonęła, a jej spokój powrócił. Niestety, cały czas słyszała w głowie odbijające się echem słowa Kitsune.
    - Swoją drogą proponuję wynająć ekipę od projektowania wnętrz. Ta biel kłuje moje biedne, piękne, czerwone ślepka.
    - Rozmawialiśmy już na ten temat. Odpowiedź się nie zmieniła - ucięła Iron Maiden.
    Chłopak zasępił się. Jeanne nie słuchała jego dobrych rad, zazwyczaj była zbyt zajęta siedzeniem w Żelaznej Dziewicy lub przewodniczeniem grupce ludzi, którzy ślepo w nią wierzyli. Już jakiś czas temu zauważył, że Marco coraz bardziej się panoszył. Może i Jeanne była szefową, ale on miał zbyt dużo do powiedzenia. Nawet blondyn uważał się za jej zastępcę.
    - A o twoich znajomych możemy porozmawiać? Mam pewne sugestie. - Kitsune spojrzał na siostrę.
    - Ja się twoich nie czepiam - odparła spokojnie - ale jeśli tak bardzo ci zależy, to mów.
    - Ten cały Marco chyba mi nie ufa. Zawsze patrzy na mnie tym przeszywającym spojrzeniem - po plecach przeszły go ciarki na samo wspomnienie - jakby chciał mnie zabić.
    - Nie moja wina, że mu podpadłeś.
    - Co z ciebie za siostra!
    - Taka sama jak z ciebie brat - powiedziała. - Nie obchodzi cię nawet to, czy żyję, więc dlaczego ja mam dawać ci pełne poczucie bezpieczeństwa w mojej kwaterze?
    Kitsune uśmiechnął się kpiąco. Albinoska nie wie, co mówi. On zawsze się o nią martwił, nawet gdy tego nie okazywał. Został wychowany inaczej niż Jeanne. W wieku pięciu lat zostali rozdzieleni. Jeanne została z matką, która pięć lat później zmarła na nieuleczalną chorobę, a Kitsune mieszkał z ojcem. Mężczyzna nigdy nie zajmował się synem. Wolał imprezy, a Kitsune tylko mu zawadzał. Gdy miał osiem lat, uciekł z domu i spotkał Okami`ego, chłopca, który został sierotą w wieku sześciu lat. Wałęsali się po ulicach długi czas. Pewnego dnia znaleźli stary, opuszczony dom, więc zamieszkali w nim. Kitsune żył w świecie, który rządził się prawami wziętymi z dżungli. Tylko silniejszy mógł przetrwać. Przez kilka lat przyzwyczaił się do tego stylu życia. Nikt nigdy nie okazał mu żadnych miłych uczuć, więc on również nie potrafił okazywać ich w stosunku do siostry, którą spotkał w trakcie Turnieju.

    Biegł przez las. Jego łapy odbijały się delikatnie i bezszelestnie od ziemi. Lubił swoje nocne wycieczki po lesie. To coś wywęszyć, to się po prostu zabawić. Tsume miał w zwyczaju polować, ale nigdy ze zwykłych pobudek, aby udowodnić, kto jest silniejszy. Miał swój wilczy honor.
    Nagle przystanął na wielkim kamieniu. Czuł woń małej, zwinnej, rudej wiewiórki. Zaburczało mu w żołądku. Poruszył niespokojnie wąsami, po czym zaczął się podkradać do stworzonka, zagrzebującego coś w ziemi. Cichutko stawiał łapy, dotykając podłoża tylko poduszeczkami. Gdy przybliżył się do wiewiórki, przystanął, obserwując. Zwierzątko zakopało jednego orzecha laskowego, a drugiego zaczęło skrobać ząbkami.
    Ruda poczuła się nieswojo. Ktoś ją obserwował, ale zanim zdążyła się do końca zorientować w sytuacji, coś złapało ją od tyłu. Tsume nie uśmiercił jej od razu, tylko trzymał w pysku. Wiewiórka rzucała się na wszystkie strony, starając się uwolnić. Pomimo głodu, puścił stworzonko, które uciekło w popłochu. Miało w końcu prawo żyć, a on już zwęszył świeże mięso dzika. Dzikie świnie często padały ofiarą drapieżników, a najczęściej wilków. Tsume pobiegł w tamtym kierunku, natrafiając na watahę. Usiadł pod drzewem, skulił się i położył uszy po sobie przed przywódcą stada, czekając. Wielki, czarny wilk nie widział w nim zagrożenia, więc oderwał kawałek dziczyzny, po czym rzucił w stronę Tsume.



*Kitsune - jap. lis

~*~

No i tyle na dzisiaj. :)
Następny rozdział będzie... no właśnie, nie wiem kiedy... W każdy weekend marca jestem na uczelni i będę miała minimum czasu dla siebie. :/ W dodatku zamiast się uczyć na kolokwium, to wstawiam ten rozdział. xD Jak i rozdział na drugim moim blogu. ^^" Cukrowce poczekają, a tak na dobrą sprawę muszę utrwalić strukturalne wzory sacharydów. :)
Do następnego! :3