środa, 30 listopada 2016

Rozdział 13. Szpieg

Witam!
Właściwie to się nie będę tłumaczyć jakoś bardzo. To tylko wredny komputer. :v I odwiedzam cały czas lekarzy...
No nic, miłego czytania. :)

~*~

    Oświetlone latarniami oraz neonami Los Angeles - Miasto Aniołów - rozciągało się przed lecącym powoli Duchem Ognia. Hao leżał na plecach, obserwując upstrzone gwiazdami niebo. Małe punkciki na granatowym nieboskłonie wesoło migotały. Obok niego siedziała Ayame, a nieco dalej spała mała Opacho. Ashigaka przyglądała się z podziwem malującemu się w oddali miastu. Zawsze chciała odwiedzić Los Angeles, a teraz miała je przed sobą.
    Hao nie był jedyną osobą przyglądającą się niebu. Yoh lubił obserwować wszystko, co zostało stworzone przez Matkę Naturę. To od zawsze łączyło go z bliźniakiem. Nawet wtedy gdy nie wiedział o tym, że ma brata.
    Duch Ognia wylądował przy Hollywood Sing*. Hao spojrzał na śpiących. Znajomi Yoh i Opacho byli w Krainie Morfeusza. Według jego obliczeń była trzecia, może czwarta w nocy. Nie widział sensu, żeby ich budzić o tej godzinie, ale chciał, aby zeszli z Ducha Ognia. Po chwili przestał rozmyślać i rozpalił ognisko. Usiadł obok i zaczął przyglądać się płomieniom.

    - Wstawać, lenie patentowane! - warknęła Anna o szóstej rano. - Macie zrobić małą rozgrzewkę przed wyruszeniem na miasto.
    Rozległ się jęk szamanów.
    - Dziękuję. Jesteś świetna jako prywatny budzik - oznajmił Hao, wygaszając ognisko - ale raczej odpuścisz im dzisiejszy trening.
    - Nie wydaje mi się, Asakura.
    - Ja nie mówię, co ci się wydaje, a co nie. Dzisiaj nie będą ćwiczyć. Może jutro albo pojutrze, jak wrócimy do Tokio, ale nie dzisiaj - powiedział dobitnie Hao. Ton głosu jakim mówił oznaczał, że nie przyjmuje odmowy.
    Kyouyama prychnęła pod nosem, ale nic nie powiedziała, widząc proszące spojrzenie Yoh. Młody Asakura nie chciał spięć pomiędzy blondynką a długowłosym.

    - Na bieganie po Los Angeles mamy cały dzień. Spotkamy się o dwudziestej pierwszej przy Hollywood Sing - powiedział Hao.
    Nasi szamani znajdowali się przed centrum handlowym Del Amo Fashion Center. Byli po sytym śniadaniu, które zjedli w knajpce dwie ulice dalej.
    - Gotowy na zakupowe szaleństwo? - zapytała Ayame, uśmiechając się do Hao.
    - Nie jestem pewien.
    - To był twój pomysł, Hao - powiedziała i pociągnęła Asakurę za rękę.
    Stojący niedaleko Yoh uśmiechnął się. Miło było zobaczyć, że Hao ma kogoś, z kim się rozumie.
    - Ren, rozchmurz się. - Trącił łokciem przyjaciela.
    - Tsa... Ty przynajmniej masz pewność, że Anna nie wykupi połowy sklepów w Los Angeles, ale Jun... Ech... I to niby ona jest starsza - westchnął Tao.
    - He he... Chodź, może i my coś znajdziemy fajnego - powiedział Yoh, mając na myśli lody truskawkowe albo cheeseburgery.
    Ren przewrócił oczami i poszedł za Asakurą. Czekała go bardzo miła perspektywa dnia, który zmarnuje na chodzenie po jakimś centrum handlowym. A jego jedyną atrakcją będzie to, w jakim tempie Yoh pochłonie górę cheeseburgerów oraz po jakiej ilości lodów truskawkowych zamarznie przyjacielowi mózg. Asakura puszczony samopas, zwłaszcza bez Anny, udowadniał, że jego żołądek nie ma dna ani ograniczeń.

    Hao siedział na ławce i czekał na Ayame, która poszła do ubikacji. Obok stały torby z zakupami. Nie było ich dużo, bo tylko dwie. Szarooka nie wyglądała na taką, co przepada za obchodem sklepów, ale widział jak dobrze się bawiła, wybierając ubrania i buty.
    - Mogę cię o coś poprosić? - zapytał Hao, gdy Ayame wróciła.
    - O co?
    - Poczekasz chwilkę. Muszę coś załatwić - powiedział długowłosy.
    - To ty idź, a ja poczekam w kawiarni. Zamówić ci coś?
    - Mrożoną herbatę.
    Ashigaka wzięła torby z zakupami i skierowała się do kawiarni obok. Zastanawiała się, gdzie Hao poszedł, ale nie zamierzała wnikać w jego osobiste sprawy. Byli przyjaciółmi, a ona mu ufała i spokojnie poczeka aż Asakura sam jej wszystko powie.
    Tymczasem Hao skręcił za rogiem i wszedł do jednego ze sklepów. Po chwili wyszedł z niego z zadowoloną miną. W dłoni niósł mały pakunek.

    Przy stoliku siedziała kobieta ubrana w krótkie jeansowe spodenki i białą bluzkę wiązaną na szyi. Czarne włosy z białymi zygzakowatymi pasemkami opadały jej na ramiona, a zielone oczy skierowała w stronę dziewczyny, siedzącej dwa stoliki dalej.
    Podniosła szklankę do ust. Upiła łyk drinka, po czym wykrzywiła usta w przebiegłym uśmiechu. Udało jej się. Tak, jak prosiła szefowa. Teraz wystarczy śledzić Chodzącą z Duchami. Znała swoje zadanie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że musi być ostrożna i nie dać się zdemaskować. Wtedy nie byłoby innej szansy na zrealizowanie zadania, z którego wywiązywała się przez cały czas, od wyjazdu z Japoni.
    - Wróciłem - powiedział długowłosy chłopak, siadając przy stoliku dziewczyny, którą obserwowała kobieta.
    - Co takiego chciałeś załatwić? - zapytała.
    - Powiem ci w swoim czasie, Ayame.
    Ayame. Czarnowłosa kobieta uśmiechnęła się z satysfakcją. Nawet się nie wysiliła, aby poznać imię Chodzącej z Duchami. Jedynym problemem był teraz chłopak, który usiadł obok nastolatki. Przyjrzała mu się, mrużąc lekko oczy. Kojażyła go, ale nie była pewna skąd. Była pewna, że przez cały czas towarzyszył szarookiej, a jego imię obiło się jej kiedyś o uszy, ale niestety nie pamiętała. Siostra szefowej twierdziła, iż może przeszkadzać, gdyż jest szamanem, chociaż nie takim jak ona i jej wspólnicy. Długowłosy był z tych szamanów, którzy biorą udział w Turnieju Szamanów raz na pięćset lat i walczą ze sobą przy pomocy duchów stróżów. Od zawsze myślała, że to głupie i bezmyślne. Bijatyki o jakąć koronę. Zaraz, nie jakąś zwykłą koronę, a Króla Szamanów. Uśmiechnęła się. Jej szefowa i bez tego miała władzę, ale potrzebowała jeszcze większej. Pragnęła mocy Chodzącej z Duchami, a ona pomoże zrealizować ten wspaniały plan. Już niedługo.

    Hao siedział na ziemi przed ogniskiem i medytował. Chciał oczyścić umysł przed drogą powrotną. Razem z Ayame wrócili do osób, które zostały przy Hollywood Sing. Reszta miała się zjawić za około godzinę. Według niektórych to jeszcze sporo czasu i postanowili się zajać swoimi sprawami. Faust patrzył Elizie głęboko w oczy, co na pewno przeraziłoby jakiegoś przypadkowego człowieka przechodzącego niedaleko. Co jak co, ale dziwnie patrzący w przestrzeń osobnik może przerazić, zwłaszcza po zachodzie słońca.
    Opacho, nie przejmując się niczym, wesoło skakała wokół Hao. Prawie cały dzień spędziła z Luhistem, Faustem i Tsume. Jednakże Faust był zbyt zajęty Elizą, aby dostrzec, co dzieje się wokół niego, a Tsume biegał prawie cały czas, a gdy wracał, był tak zmęczony, że nie chciał się bawić z Opacho. Na szczęście teraz miała przy sobie Asakurę. Sam widok Hao cieszył dziewczynkę.
    - Chodź, Opacho - powiedziała Ayame, biorąc dziewczynkę za rączkę. - Hao musi trochę sie wyciszyć na świat zewnętrzny, więc nie przeszkadzajmy mu.
    - Dobrze. A pobawisz się ze mną? - zapytała murzynka.
    - W co chcesz się bawić?
    - Pogramy w łapki! - zawołała, siadając po turecku na ziemi. Ashigaka zrobiła to samo i po chwili były pochłonięte grą.
    Hao otworzył lekko oko, przyglądając się dziewczynom. Uśmiechnął się. Opacho zawsze lubiła Ayame, a teraz widział jak świetnie się dogadują.
    - Jesteśmy, braciszku - zawołał wesoło Yoh.
    - Głośniej się nie dało? - zapytał z irytacją długowłosy. - I jak tu, na wszystkie duchy, człowiek ma się wyciszyć.
    - Przepraszam - mruknął cicho Yoh, siadając obok brata. - Za ile lecimy?
    - Jak wszyscy przyjdą, a tak się składa, że wszystkich nie widzę. Gdzie są Hanagumi i Jun?
    - Jakbyś nie znał własnych uczennic. To jasne, że na podboju sklepów - powiedział Choco wydymając usta.
    - Sam to wymyśliłeś? - zapytał retorycznie Hao. - Co ja bym bez ciebie zrobił.
    McDanielowi zaświeciły się oczy. Pomógł Hao! Może zdobył już jego zaufanie, aby móc opowiadać swoje błyskotliwe dowcipy. Tak bardzo chciał być doceniony.
    - Nie, na razie nie opowiadaj dowcipów mojej obecności. Poza tym za głośno myślisz i znam każdy twój dowcip zanim cokolwiek powiesz - mruknął Asakura. - Właściwie mógłbyś trochę uważać o czym myślisz w mojej obecności, niektóre przemyślenia masz wyjątkowo irytujące.
    - Nie uważam tego za miłe - stwierdził Yoh.
    - Nie próbowałem być miły - odparł spokojnie Hao. - I tu jest różnica między nami. Ty jesteś miły i mówisz to, co uważasz za słuszne, a ja dobieram słowa według własnego upodobania, mówiąc to, co myślę. Uświadomiłem ci wszystko na Strasznym Wzgórzu i byłem pewny, że zrozumiałeś, więc teraz nie praw mi morałów, bracie.
    Słowa Hao ugodziły Yoh. Nawet bardzo. Rozczarowało go podejście bliźniaka. Tak się starał, aby wszystko wyrównać na prostą, pomóc Hao, poznać go. Owszem, poznał, ale to nie tak miało wyglądać. Chciał być dla Hao prawdziwym bratem.
    Hao spojrzał na Yoh. Usłyszał wszystkie myśli bliźniaka i poczuł się trochę nie na miejscu. Nie miał wyrzutów sumienia, co to to nie! Tylko nie wiedział, co teraz powiedzieć, aby nie pogorszyć sytuacji. Z jednej strony chciał mieć rodzinę, której tak naprawdę nigdy nie miał, ale z drugiej wiedział, że nie zasługuje na nią. Zabijał bez skrupułów od pierwszego wcielenia. Miał wtedy około sześciu lat. Po śmierci matki poznał Ochachyo, który powiedział mu, że ludzie niszczą to, czego nie rozumieją. Wierzył w te słowa tyle czasu i chyba nie potrafił zmienić swojego światopoglądu.
    - Później o tym porozmawiamy, Yoh - oznajmił Hao. - Idzie reszta.
    Krótkowłosy kiwnął głową. Chciał wiedzieć, o co chodzi. Dlaczego Hao nie może się zmienić i zaakceptować, że on nie ma mu za złe tego, co zrobił w przeszłości. Przecież przeszłość się nie liczy. Każdy popełnia błędy.
    ~ Masz rację, ale morderstwo, to nie jest jakiś tam błahy błąd - powiedział długowłosy za pomocą reishi.

    Czarnowłosa kobieta stała przy Hollywood Sing, patrząc na czerwony punkt na niebie. Obserwowała tych ludzi cały dzień i znała prawie każdego. Wyruszyli do Tokio, więc jej szefowa będzie zadowolona. I to bardzo.
    Wykręciła numer i przyłożyła słuchawkę do ucha.
    ~ Masz jakieś wieści? - odezwał się żeński głos po drugiej stronie.
    - Jutro o świecie będą w Tokio - powiedziała czarnowłosa. - To jest pewna wiadomość.
    ~ Bardzo dobrze. Twój trud zostanie wynagrodzony, Vipero - odpowiedziała kobieta i zaśmiała się szatańsko.
    - Dziękuję, szefowo. - Rozłączyła się, po czym schowała telefon. Uśmiechnęła się do siebie i poszła w stronę lotniska dla helikopterów. Treitor już na pewno czekał.

*Hollywood Sing - to ten wielki napis "Hollywood" w Los Angeles.

~*~

Przepraszam za wszelkie błędy, ale na szybko sprawdzałam. :/ Kolejny rozdział powiedzmy, że będzie 10-11 grudnia lub jakoś po świętach. :) Postaram się przynajmniej.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał pomimo długości. :)
Do następnego! :3