poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 3. Powrót do zdrowia

Ohayo,
Tsa, ja się nawet nie będę tłumaczyła, dlaczego jest już poniedziałek. Przestałam się łudzić, że zacznę publikować rozdziały o ludzkich godzinach. W każdym bądź razie - musiałam dodać rozdział przynajmniej tej nocy, o!
Nie przedłużam. Miłego czytania. :)

~*~

    Yoh robił przed domem brzuszki. Po przerwaniu Turnieju trenował, niekiedy z własnej nieprzymuszonej woli. Codziennie ćwiczył, nawet jeśli Anna mu nie kazała. Wcześniejsze treningi, które zadawała mu blondynka, poprawiły mu kondycję i wolał utrzymać formę. Może i nie zapowiadało się na wznowienie Turnieju, ale mimo wszystko ćwiczenia fizyczne zaczynały go nieco odprężać.
    Od biegu po lesie minęły cztery dni i od tamtego czasu nie poczuł już tego ciepła, co wtedy. Wolał nie ignorować przeczuć być może związanych z Hao, ale też nie miał ochoty robić sobie nadziei, która mogła w każdej chwili prysnąć jak bańka mydlana. W każdym bądź razie nie widział sensu w karmieniu się złudnymi nadziejami, chociaż chciał móc zobaczyć Hao chociaż przez chwilę i porozmawiać z nim.
    - Cześć Yoh! - usłyszał dobrze znany głos przyjaciela.
    - Cześć Manta. Co u ciebie?
    - W sumie nic ciekawego - mruknął blondynek, siadając na schodku. - Masz jakieś wieści od Rady w sprawie Turnieju?
    - Nie. Minął dopiero tydzień, więc Rada ma pewnie wiele do załatwienia. Myślę, że w najbliższym czasie niczego się nie dowiem - odpowiedział brunet, nie przerywając pompek.
    Oyamada zastanawiał się, dlaczego Yoh tyle trenuje. Dawniej zagonienie bruneta do biegania graniczyło z cudem, a każdą wolną chwilę wykorzystywał na spanie. Wiele rzeczy się zmieniło w ciągu kilku dni, nawet on sam czuł się odrobinę inaczej niż przed wyjazdem do szamańskiej wioski.

    Hao spędził u Ayame równo tydzień. Jego duma została wystawiona na wielką próbę, ale dziewczyna nie narzucała mu się. Przeważnie odwiedzała go, gdy musiała zmienić opatrunek. Czasami przychodziła porozmawiać, jednak jedyną rozrywką Asakury były książki, które skończył dzisiaj czytać.
    Rana goiła się stopniowo, chociaż dzięki wracającemu furyoku, proces ten przebiegał nieco szybciej niż u zwykłych ludzi. Hao podobała się to, gdyż jego upragniona wolność zbliżała się wielkimi krokami. Wtedy opuści posiadłość Ayame i odnajdzie ocalałych uczniów, a później pomyśli, co zrobić dalej. W sumie miał ochotę przyjrzeć się bliżej dziewczynie, więc postanowił, że rozważy tę opcję.
    Do pokoju weszła szarooka, niosąc ze sobą apteczkę. Hao zaczął odwiązywać bandaż, od dwóch dni jego obolałe mięśnie pozwalały mu na więcej ruchu. Gdy skończył, Ayame zauważyła, że rana jest niemal na końcowym etapie gojenia. Patrzyła zaskoczona na tors chłopaka, zastanawiając się jakim cudem w zaledwie tydzień tak głęboka rana zasklepiła się. Nawet maść, którą wyrabiała jej rodzina od pokoleń, nie miała aż tak cudownych właściwości.
    - Coś się stało? - zapytał Hao, przeciągając się lekko.
    Ayame była nieco zdezorientowana. Asakura przeciągał się i siadał bez problemu. Grymas bólu przemykał mu przez twarz tylko przy gwałtowniejszych ruchach, a jeszcze wczoraj nie dał się dotknąć do bolącej rany. - Ayame - Asakura zaczął machać ręką przed twarzą dziewczyny - powiedz coś.
    - J... Jak ty to zrobiłeś? - zapytała szarooka.
    - Ale co? - Asakura nie wiedział, o co dokładnie chodzi dziewczynie. - Właściwie to sam do końca nie wiem - odparł, gdy domyślił się, o co pyta Ayame.
    - Skoro ty nie wiesz, to skąd ja mam wiedzieć?!
    - Ciszej, bo mnie głowa rozboli.
    - Aleś ty delikatny, Asakura - odparła z nutką sarkazmu w głosie. - Tylko ja pytałam poważnie.
    - Chyba już wiem - powiedział Hao, przypominając sobie pewną istotną rzecz. - Każdy szaman ma pokłady furyoku, które służą do szybszego gojenia ran, budzenia ze śpiączki po kilku dniach i tym podobne.
    - Rozumiem - mruknęła Ayame, zwijając bandaż. - Myślę, że już obędziesz się bez tego. No chyba że bardzo chcesz.
    - Czy to znaczy, że wypuścisz mnie wcześniej? - zapytał Hao, ukrywając swoją radość pod maską obojętności.
    - Właściwie to możesz opuścić mój dom nawet jutro, jeśli rana na pewno się nie otworzy - odpowiedziała dziewczyna. - Ale żebyś się za bardzo nie cieszył, to jeszcze wypadałoby posmarować tę ranę.
    Asakura miał minę skazańca. Był pełny nadziei, że obędzie się również bez tego paskudztwa, ale nie... Ayame musiała go jeszcze pomęczyć. Chyba nie byłaby sobą, jakby mu tak po prostu odpuściła. Miała szczęście, że nie mógł jej nic zrobić. Była zbyt cenna i ważna dla losów świata.

    Po obiedzie Ayame prowadziła Hao korytarzami, które wydawały się nie mieć końca. Obok nich wesoło dreptał Tsume, machając ogonem. Asakura powoli i cierpliwie szedł za szarooką do biblioteki. Poprosił ją o pozwolenie na przejrzenie zbiorów, które zgromadziła jej rodzina. Miał nadzieję, że nie zmarnuje czasu na wertowaniu książek i znajdzie to, czego szuka. Potrzebował informacji ważnych zarówno dla niego, jak i dla Ayame. Dziewczynie zamierzał powiedzieć o tym dopiero, gdy będzie wszystkiego pewny, nie chciał jej wcześniej straszyć, chociaż należało jej się za torturowanie go paskudnymi mazidłami. Odkąd ją poznał, widział w niej coś niezwykłego. Była inna niż wszyscy ludzie, co go zaintrygowało. Jego obraz patrzenia na świat uznawał, iż ludzie niszczą ziemię i nie robią dla planety nic dobrego, ale Ayame była inna. Dobrze pamiętał ten dzień, gdy spotkali się po raz pierwszy.

*Wcześniej*

    Długowłosy brunet siedział przy ognisku, otoczony swoimi uczniami. Ufał im niemal bezgranicznie, a oni od zawsze byli mu wierni o odnosili się do niego z szacunkiem. Sprzymierzeńcy Asakury świętowali swoje wygrane w rundzie eliminacyjnej. Wszyscy przeszli, jednocześnie pokazując swojemu mistrzowi, że są godni jego królestwa szamanów. Hao, mimo tego że nie okazywał uczuć, cieszył się, iż ma u swego boku dzielnych i silnych szamanów.
    - Hao-sama - odezwała się Opacho. - Opacho chciała powiedzieć Hao-samie, że ktoś idzie w naszą stronę. To dziewczyna i... wilk. - Zdolności szamańskie małej murzynki przydawały się do orientacji w terenie i rozpoznania zbliżających się „gości”.
    - Przywitajmy ją jak należy - odpowiedział Hao z chytrym uśmieszkiem. - Tylko z manierami, Peyote - przypomniał brunet, patrząc na dość ciekawą minę szamana. - Najpierw na spokojnie, bo może okazać się bardzo przydatna i użyteczna.
    Na polanę weszła czarnowłosa dziewczyna w towarzystwie wilka. Nie zrobiła sobie nic z patrzących na nią ludzi i spokojnie szła dalej. Nie była szamanką, lecz widziała duchy otaczające grupę ludzi. Starała się nie zwracać na nic uwagi. Była zmęczona i chciała wrócić do domu jak najszybciej, a najbliższa droga prowadziła właśnie przez tę polanę.
    - Poczekaj - powiedział Hao.
    Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na chłopaka niechętnie. Wydał się jej sympatyczny. Uśmiechał się dość przyjaźnie, aczkolwiek miała przeczucie, iż jest bardzo niebezpieczny.
    - O co chodzi? - zapytała najmilej jak umiała. Nie miała siły na bycie miłą dla nieznajomych.
    - Może zacznijmy inaczej, co tu robisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Dziewczyna intrygowała go, a do tego nie słyszał jej myśli, co uniemożliwiło mu dowiedzenia się prawdy, gdyby czarnowłosa skłamała.
    - Wracam do domu. To najbliższa droga - odpowiedziała spokojnie.
    - Przez las? To chyba niebezpieczne, nie sądzisz? - zapytał Peyote. - Taka śliczna dziewczyna jak ty nie powinna chodzić sama o tak późnej porze przez las. - Szaman zbliżał się do dziewczyny. Gdy znalazł się obok niej, wilk zawarczał ostrzegawczo, odsłaniając kły. Był gotowy zagryźć każdego, kto chciałby zrobić krzywdę jego przyjaciółce.
    - Peyote, co ja ci mówiłem? - zapytał Asakura.
    Jak na zawołanie Peyote odsunął się od dziewczyny, wracając na swoje miejsce przy ognisku.
    - Powiedz, jak masz na imię? - Długowłosy zwrócił się do czarnowłosej.
    - Ayame Ashigaka - odpowiedziała. - Mogę już iść? Śpieszę się.
    - Tak - odparł Asakura. Miał przeczucie, że nikomu nie powie o nim czy jego poplecznikach. - Jeszcze się spotkamy - powiedział, gdy Ayame oddaliła się kilka kroków.
    Po tym spotkaniu na polanie, zobaczyli się jeszcze kilka razy. Hao dość chętnie rozmawiał z dziewczyną. Sprawiała wrażenie osoby, której można zaufać. Opowiedział dziewczynie o szamanach, swoich wizjach, wcieleniach, duchach, a nawet o swoich planach i marzeniach. Szarooka słuchała wszystkiego uważnie, ale wyrażała też swoje zdanie. Asakura zdarzył polubić Ayame i nieco żałował, że nie jest ona szamanką, chętnie szkoliłby ją.
    Jednak nie spędził dużo czasu z Ashigaką. Musiał wyruszyć do Patch Village, aby wygrać Turniej. Nie widzieli się później dłuższy czas.

*Teraz*

    - Hao, słyszysz mnie? - zapytała Ayame. Szaman otrząsnął się ze wspomnień i spojrzał na dziewczynę. - Wiesz, że stoisz tak od kilku minut? Stalo się coś?
    - Pamiętasz jak się poznaliśmy?
    - Tak. Trudno zapomnieć - odpowiedziała. - Najbardziej zapadło mi w pamięć, że Peyote to cham, a co?
    - Wspominałem - odparł lakonicznie, ucinając również dyskusję.
    Weszli do biblioteki. Oczom Hao ukazało się wielkie pomieszczenie z regałami wypełnionymi książkami niemal po brzegi. Niektóre lektury leżały złożone w skrzynkach pod ścianą. Był niemal pewny, że nikt nie przeczytał ich wszystkich.
    Hao chodził między półkami, szukając najstarszych ksiąg i egzemplarzy. Jeśli się czegoś dowie to tylko i wyłącznie ze starych pożółkłych książek, które być może zostały dawno zapomniane przez ród Ayame.
    - Zostawiam cię samego - powiedziała Ashigaka. - Obiecałam ojcu, że przyjdę do niego na chwilę.
    Wyszła z biblioteki, zostawiając Asakurę samego. Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna wyszła, mógł spokojnie poszukać właściwej książki. Ayame nie pytała o nic, ale chodziła za nim krok w krok, jakby bała się, że za chwilę upadnie jak kłoda. Pewnie cieszyłaby się, jakby znowu musiała się mną zajmować, pomyślał niechętnie. Nie lubił, gdy ktoś czuł się za niego odpowiedzialny i chociaż nadal bolały go mięśnie, to i tak chciał w miarę szybko opuścić ten dom. Nie chodziło o Ayame, on po prostu był stworzony do życia na łonie natury.
    - Muszę ją gdzieś tutaj znaleźć - mruczał pod nosem Asakura, przeglądając książki. Nagle, gdy dotknął jednej z nich, poczuł coś dziwnego. Zobaczył wielki las, rzeki nieskażone zanieczyszczeniami, ludzi żyjących ze zwierzętami i naturą w zgodzie oraz harmonii. To było to, o czym marzył, jednak ze zrezygnowaniem zauważył, że to przeszłość, a nie przyszłość. Wywnioskował to po ludziach, obecnych w wizji. Żyli w klanach jak plemiona indiańskie, a ich ubrania były zrobione ze skór zwierzęcych.
    Wyciągnął książkę z półki i zaczął ją wertować dokładniej. Dowiedział się, że kronikarz spisał ustne przekazy z czasów, gdy kontynenty porastał wielki las, jeszcze przed zlodowaceniami. Jeden z klanów wyróżniał się czymś niezwykłym - żył w harmonii z wilkami, traktując te zwierzęta niczym braci. Jak Ayame. Jedyną różnicą był fakt, że klan Ashigaka od kilku pokoleń tatuował wilki na łopatce, a dawniej za tatuaż klanowy robiły dwie kropkowane linie na kościach policzkowych.

    Jeanne chodziła po pokoju w tę i z powrotem. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, więc krążyła po pokoju.
    - Pani, coś cię niepokoi? - zapytał Marco z troską.
    - Nie, to tylko przeczucie - odpowiedziała albinoska. - Jest nas stosunkowo mało, więc musimy zebrać jeszcze kilka osób.
    - Dlaczego? Przecież Asakura nie żyje, ale co do liczebności naszej grupy muszę się z tobą zgodzić. Lyserg poszedł swoją drogą, zostawiając nas - powiedział blondyn z wyrzutem.
    - Marco, nie możesz być zły na Lyserga za to, że odszedł. Zrobił, co mógł i już nie żyje nienawiścią,  a to bardzo dobrze, że zaznał w końcu spokoju. Co do twojego pytania, to wyczuwam złą aurę. Coś wisi w powietrzu - odrzekła Jeanne. - Musi być nas więcej.

    Hao siedział do późnego wieczoru w bibliotece. Poświęcił na czytanie książek sporo czasu, ale mimo tego był zadowolony. Znalazł to, czego szukał, więc nie stracił nic.
    Przed kolacją do biblioteki przyszła Ayame i zabrała Asakurę do salonu. Jej rodzina chciała go poznać, zwłaszcza że spędził tydzień w ich domu. Gdy weszli do pomieszczenia, przy stole siedziała rodzina dziewczyny.
    - Hao poznaj moją rodzinę - powiedziała, po czym dodała szeptem: - Babcia jest najlepsza z nich wszystkich.
    - Miło mi poznać - powiedział szaman z grzeczności. Tak naprawdę nie miał ochoty tu przychodzić, ale nie miał za bardzo innego wyjścia.
    Asakura spostrzegł, że wszyscy byli do siebie bardzo podobni. Usiadł obok Ayame i zaczął wraz z innymi konsumować kolację.
    - Hao... Um... - zaczął Daisuke, ojciec Ayame. - Jak to się stało, że moja córka znalazła cię tak poranionego?
    No i co mam im powiedzieć? Braciszek mnie tak załatwił, bo rodzinka mu kazała? Nie dość, że wiedzą, że jestem niebezpieczny, to jeszcze pomyślą, że mam chorą rodzinę. Przynajmniej na podstawie więzów krwi.
    - Cóż, to nic takiego - skłamał brunet, przecież nie mógł powiedzieć im prawdy. Tylko Ayame wiedziała wszystko. - Jeśli wiesz, co to Turniej Szamanów, to sam się domyślisz reszty.
    - Powiedzmy, że zdaję sobie sprawę. Tylko szybko wyzdrowiałeś - drążył temat Daisuke. - Ciekawe jakim cudem?
    - Tato, daj spokój - powiedziała Ayame, posyłając ojcu wymowne spojrzenie.
    - Dobrze wiesz, że to niemożliwe - mruknął z niechęcią. - Właściwie, kim ty jesteś?
    - Jestem z rodu Asakurów - powiedział brunet. - Jakieś jeszcze masz pytania?
    - A więc szaman tak? To wyjaśnia nieco fakt, że nie goją ci się rany jak normalnym ludziom.
    - Pragnę zauważyć, że ty też nie jesteś zwykłym człowiekiem - odrzekł Hao obojętnie. Dzięki informacjom z książek czuł przewagę nad ojcem Ayame, a odnosił wrażenie, że córce niewiele powiedzieli o jej korzeniach.
    - Co masz na myśli? - zapytał Daisuke, przełykając głośno ślinę.
    - Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Jednak ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie będę drążył tematu - mruknął Asakura. Wstał od stołu i podszedł do mężczyzny. - Nawiasem mówiąc, radzę porozmawiać z Ayame. Inaczej ja to zrobię.
    Daisuke zagotował się ze złości. Pierwszy raz ktoś odnosił się do niego z takim lekceważeniem, ale postanowił nie dyskutować z Hao. Znał go z opowieści i mniej więcej orientował się w szamańskim świecie.
    - Teraz pozwólcie, że już sobie pójdę. Dobranoc.  - Brunet uśmiechnął się wrednie, po czym zaczął wędrówkę po plątaninie korytarzy. Stwierdził, że sam trafi do pokoju, jednak z lekką ulgą przywitał Tsume, który niczym rasowy przewodnik odprowadził go niemal pod samo łóżko. Był wdzięczny wilkowi za pomoc, została mu ostatnia noc na regenerację sił, a nadwyrężanie mięśni podczas błądzenia po nieznanej mu posiadłości, była ostatnią rzeczą, o której marzył.
    Zasnął dość szybko.

~*~ 

Dziękuję za wszelkie komentarze. Bardzo miło się je czyta, nawet jeśli jest ich niewiele, to i tak cieszą. :)
Mam nadzieję, że w czerwcu rozdziały będą w miarę regularnie, czyli mniej więcej co tydzień, mimo tego że jadę do babci do Niemiec. Myślę, że nie będę miała problemu ze wstawianiem rozdziałów. :)
A, i jeszcze mam wiadomość do Marci Kyoyamy - zajrzę na bloga, który podałaś w komentarzu pod pierwszym rozdziałem. Tylko nie wiem kiedy, w wolnej chwili na pewno. ^^
Hao: Jeszcze, żebyś ty miała tę wolną chwilę...
Asakura, chyba zrobiłam błąd, że dałam ci tak szybko wyzdrowieć... Ech...
Dobra, widzimy się za tydzień. ^^
Do następnego! :3

wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 2. Cisza

Ohayo,
powiem szczerze, że miałam nadzieję dodać ten rozdział nieco wcześniej. Patrząc na godzinę - powinnam iść spać, chociaż nie muszę wstać rano. Matury skończyłam, czekam na wyniki i jestem obecnie bezrobotna. ^^"
Miłego czytania. :)

~*~

    Yoh zszedł na dół po schodach i skierował się do kuchni. Przy stole siedziała Anna, popijając poranną herbatę. Brunet usiadł na krześle obok, unikając rozpoczęcia rozmowy z Itako. Nie wiedział chyba nawet, jak powinien zacząć.
    Asakura był bardzo zmęczony, a sińce pod oczami mówiły same za siebie. Chłopak miał bowiem za sobą nieprzespaną noc. Przyzwyczajał się do tego, że nawiedzają go koszmary. Starał się z nimi oswoić, sprawić, aby były czymś normalnym. Przecież nie obwiniał się za to wszystko, a przynajmniej nie do końca. Owszem, wypominał sobie, że nie potrafił pomóc Hao, ale jako takich wyrzutów sumienia nie miał. Jedynie lekkie poczucie winy.
     Blondynka siedząca obok widziała, że coś trapi Asakurę, jednak tak samo jak on postanowiła się na razie nie odzywać. Znała Yoh i wiedziała, iż niedługo sam przerwie panującą w ich posiadłości ciszę.
    Anna trzymała w dłoniach kubek z herbatą i przyglądała się lecącej w górę parze. Po chwili wstała i nastawiła w czajniku wodę. Skoro już mają milczeć cały poranek, to chociaż tak pomoże Yoh. Wiedziała, że takie drobne gesty wiele dla niego znaczą. Kilka minut później postawiła przed Yoh parujący napar. Chłopak skinął głową i powiedział prawie bezgłośne „dziękuję”.
    Kyouyama zastanawiała się dłuższą chwilę, co powinna jeszcze zrobić, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wraz z przerwaniem Turnieju i pokonaniem Hao, zapanował dziwny spokój, z którego nie potrafili się cieszyć. Mogli uznać ją za paranoiczkę, ale nikt jej nie wmówi, że to definitywny koniec wszystkiego. Szamański świat czekał jeszcze niejeden przełom, nie potrafiła powiedzieć, kiedy to nastąpi. Jednak czuła to w kościach.
    - Idziesz dziś pobiegać? - zapytała Itako, odstawiając pusty kubek do zlewu.
    - Yhym. - To lekko mruczące potwierdzenie najczęściej słyszała po powrocie z Patch Village i chociaż chciała zapytać Yoh, co się dzieje, to nie zrobiła tego. Mruknęła tylko, ile powinien kilometrów dzisiaj przebiec, po czym poszła do salonu.
    Natomiast Yoh dopił herbatę w ciszy, wdzięczny Annie za chwilę samotności. No prawie, bo zawsze gdzieś w pobliżu był Amidamaru czy inne duchy zamieszkujące posiadłość. Jednak ani jego duch stróż, ani inne dusze nie zamierzały mu przeszkadzać. Oczywiście, obecność Anny nie przeszkadzała mu, ale wiedział, że oczekuje szczerzej rozmowy, na którą on nie czuł się jeszcze do końca gotowy.
    Wybiegł z domu, stwierdzając, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Wybrał trasę, która prowadziła przez przedmieścia Tokio. Biegł truchtem, nie zamierzał się za bardzo spieszyć.

    Hao obudził się z bólem w klatce piersiowej. Czuł się tak, jakby coś usiadło mu na żebrach i za wszelką cenę chciało wydusić z jego płuc ostatni oddech. Próbował siłą woli uspokoić własne tętno, starając się, aby serce przestało bić szybko i nierównomiernie. Nie bał się, chociaż odczuwał bezsilność, bo niewiele mógł zrobić, aby poczuć się lepiej. Musiał przeczekać, niestety.
    Zastanawiał się, kiedy przyjdzie do niego Ayame. Przypuszczał, że wybrała się na spacer z Tsume. Nie mógł mieć do niej pretensji o to, iż jeszcze nie przyszła do niego. Niespecjalnie paliło mu się do smarowania jakimiś ohydnymi ziołowymi mazidłami i zmiany opatrunku, jednak musiał przyznać, że nudził się. Było to uczucie, którego do dziś nie pamiętał. Snując własne plany, nigdy go nie odczuwał, był zbyt zajęty, aby się nudzić. A teraz nawet nie miał wystarczająco dużo siły do stworzenia małej iskierki, którą mógłby się chociaż przez chwilę cieszyć.
    Wczoraj Ayame obiecała, że przyniesie mu coś do czytania. Niespecjalnie chciało mu się czytać młodzieżowe lektury, ale zawsze lepsze to niż bezczynne leżenie w łóżku.
    Obserwowanie drzwi znudziło mu się po jakimś czasie i przeniósł wzrok na sufit. Chciał wyjść na świeże powietrze, żeby trochę odreagować. Jednak był zbyt obolały, aby gdziekolwiek pójść. Z trudem siadał, by się najeść. Poza tym Ayame ustanowiła surowy zakaz chodzenia samowolnie po posiadłości (z wyjątkiem wychodzenia do toalety, oczywiście), który odrobinę powstrzymywał go od popełnienia głupoty. Może i był potężnym szamanem, ale - bądź co bądź - był skazany na łaskę i niełaskę Ashigaki. Poza tym daleko nie zaszedłby, a czuły nos Tsume znalazłby go nawet w innym mieście.
    Nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi na korytarzu, a po chwili Ayame otworzyła drzwi.
    Jak na zawołanie, pomyślał zadowolony Hao.
    - Nawet nie wiem jakie książki lubisz, więc przyniosłam kilka starych książek, które należały do mojego dziadka. Lubił czytać różne legendy, myślę, że spodobają ci się - powiedziała z uśmiechem czarnowłosa, kładąc książki na podłodze obok łóżka. - Mam nadzieję, że chociaż trochę mniej będziesz się nudził.
    - Legendy powinny być dobrym rozwiązaniem - odparł Asakura. Wziął pierwszą z góry księgę, otwierając ją na pierwszej stronie.
    - Wrócę za godzinę, żeby zmienić ci opatrunek.
    Hao stwierdził, że nawet godzina zwłoki jest idealna, byleby tylko nie musiał jeszcze czuć zapachu dziwnej mieszanki ziół Ayame. Jeszcze miał w nosie zapach maści, chociaż od ostatniej zmiany opatrunku minęło co najmniej kilka dobrych godzin.

    Yoh biegł przez las. Polana, na której się zatrzymał, była pewnego rodzaju punktem orientacyjnym. Była to akurat połowa trasy i, po krótkim odpoczynku, zawsze wracał tą samą trasą do domu.
    Dzisiaj podczas postoju poczuł dziwne ciepło i ulgę. Sam nie wiedział, dlaczego tak było. Miał dziwne przeczucie, że ma to coś wspólnego z Hao. Tylko... był jeden problem. Jego brat bliźniak nie żył. Jednak to nie zmieniało faktu, że poczuł się odrobinę lepiej, przebiegając obok dość dużego drzewa. Zastanawiał się, co to może oznaczać. Możliwe, że kiedyś Hao lubił przebywać w tym miejscu.
    Po chwili ruszył w drogę powrotną do domu. Myśli w jego głowie kłębiły się i nie potrafił nad nimi zapanować. Dziwne uczucie, jakiego doznał na polanie, sprawiło, że zaczął się zastanawiać nad wieloma rzeczami. Ciągle zadawał sobie jedno pytanie: „A co jeśli Hao żyje?”. Czy wtedy miałby szansę mu pomóc?

    Anna leżała w salonie, oglądając kolejny odcinek telenoweli. Jednak nie skupiała się na akcji, rozgrywającej się w serialu, jej myśli błądziły gdzieś daleko. Zastanawiała się, jak może pomóc Yoh. Nie była najlepszą osobą do tego, ale właściciel mandarynkowych słuchawek potrzebował wsparcia.
    Nie chciała przesłuchiwać Amidamaru, czy naciskać na narzeczonego. Odniosłaby całkowicie odmienny skutek i wcale nie pomogłaby Yoh, a może wręcz przeciwnie - pogorszyłaby sprawę.
    Zastanawiała się, czy może powinna zadzwonić do Izumo. Rozmowa z Kino czy Yohmei mogłaby chociaż jej pomóc poukładać myśli. Później spróbowałaby rozmawiać z Yoh. Tylko brunet pewnie nie chciał się nikomu zwierzać, zauważyła, że nawet Amidamaru często milczy i rzadko kiedy sam zaczyna rozmowę ze swoim szamanem.
    Kyouyama martwiła się o Yoh, a niezręczna cisza, która coraz bardziej zadomowiła się w posiadłości, nie ułatwiała jej tego. Miała wrażenie, że niedługo nawet duchy poprzednich właścicieli przestaną robić żarty, bo im również udzieli się smętny nastrój.
    Musiała coś zrobić. Jeszcze sama nie wiedziała co i jak dokładnie, ale musiała pomóc Yoh.

    Hao z zaciekawieniem czytał legendy, które zgromadził dziadek Ayame. Musiał przyznać, że były to niezwykle stare egzemplarze i niewątpliwie senior Ashigaka za życia natrudził się, aby zdobyć je wszystkie. Tylko nieliczne podania znał z poprzednich wcieleń, co bardzo go zaskoczyło. Rzadko kiedy spotykał się z jakimikolwiek księgami, których nie miał okazji trzymać w dłoniach.
    Gdy Ayame weszła do pokoju, Hao był już w połowie jednej z książek. Asakura widząc, że dziewczyna podchodzi do niego z apteczką, odłożył na bok lekturę i przygotował się na najgorsze. Szarooka odwiązywała powoli bandaż, aby nie sprawić Hao bólu. Starała się być delikatna, chociaż Asakura niejednokrotnie zasłużył na to, by nie okazała mu litości w trakcie zmiany opatrunku. Nie była okrutna, za co Hao mógł dziękować swojemu Królowi Duchów.
    Rana po lewej stronie klatki piersiowej nie wyglądała tak okropnie, jak poprzedniego dnia. Skrzepnięta krew zaczynała powoli tworzyć strup, co oznaczało, że maść wspomaga proces gojenia.
    - Nie jest najgorzej - mruknęła Ayame. - Teraz może trochę szczypać. - Zaczęła przykładać do rany gazę nasiąkniętą spirytusem. Na twarzy bruneta pojawił się grymas bólu, jednak dzielnie wytrzymywał zabieg. Przecież żaden alkohol do odkażania ran nie sprawi, żeby okazał jakąkolwiek słabość.
    Ayame skończyła odkażać ranę. Hao wiedział, co za chwilę nastąpi, więc wstrzymał oddech, gdy dziewczyna wyjęła maść z apteczki i zaczęła lekko smarować nią ranę, aby szybciej się zagoiła i nie pozostawiła paskudnych blizn. Następnie delikatnie owinęła klatkę piersiową bandażem. Chciała jeszcze posmarować brunetowi twarz tą samą maścią, co wcześniej tors, ale Hao zaprotestował.
    - Sam to zrobię - powiedział z pewnością siebie w oczach i zaczął smarować lekkie szramy na twarzy. Nie wychodziło mu to najlepiej, gdyż starał się ledwo muskać palcami skórę. Nic nie zdoła go przekonać do tego szatańskiego specyfiku.
     - Może ci pomóc, co? - Ayame przytrzymała niewielkie lusterko tak, by Asakura widział, gdzie powinien smarować twarz.
    Gdy skończył nieprzyjemny zabieg, oddał maść czarnowłosej.
    - A tak z ciekawości... Ile zamierzasz mnie jeszcze przetrzymywać w tym pokoju?
    - Hm... Będziesz tu siedział tyle ile będzie trzeba - odpowiedziała Ayame i już chciała wyjść, ale Hao ją zatrzymał kolejnym pytaniem:
    - Mieszkasz tu sama? - zapytał Hao.
    - Z rodziną - odpowiedziała obojętnie. - To bardzo duża posiadłość, a ta część domu nie jest za często odwiedzana. Poza tym nie radzę ci się szlajać, bo się zgubisz.
    Hao już wiedział, dlaczego nikogo nie spotkał na korytarzu, gdy wychodził do toalety. Nie to, że jakoś specjalnie chciał zawiązywać nowe znajomości, biorąc pod uwagę fakt, iż poruszał się dość śmiesznie, niczym nowo narodzony kociak. Denerwowało go to, że był tak bardzo zdany na łaskę Ayame.
    - A twoja rodzina wie, że tu jestem?
    - Tak i zdają sobie sprawę z tego, że jesteś śmiertelnie niebezpiecznym szamanem. Jednak jednogłośnie stwierdzili, że nie zamierzają się tobą zajmować, gdyż mają inne sprawy. Mi to nie przeszkadza, bo wolę sama mieć cię na oku.
    Ayame nie lubiła, gdy rodzina mieszała się w jej osobiste sprawy. Hao był co prawda oschły, ale nie próbował decydować za nią. Sprawiał wrażenie osoby, której jest obojętne, co ona zrobi, bo i tak będzie to akceptował. Oczywiście w granicach rozsądku, ale mimo wszystko przy ognistym szamanie czuła się sobą.
    Dziewczyna uśmiechnęła się do szamana, po czym wyszła z pokoju. Natomiast Hao ponownie otworzył książkę i zaczął czytać.

    Yoh wrócił do domu trochę później niż planował. W drzwiach salonu pojawiła się Anna. Na początku myślał, że może jest zła za to, ile czasu go nie było, jednak blondynka wyglądała na zamyśloną. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę z brunetem. Musiała mu to powiedzieć teraz, jednak nie wiedziała w jaki sposób.
    - Yoh - zaczęła - nie wiem, co się dokładnie dzieje, ale wiedz, że możesz na mnie liczyć.
    - Wiem, Anno - odpowiedział cicho Asakura. - Niedługo powiem ci wszystko. Obiecuję.
    Anna skinęła głową. Na razie nie mogła nic zrobić. Mogła jedynie poczekać, aż Yoh dotrzyma obietnicy.
    Po chwili milczenia chłopak skierował się do swojego pokoju. Chciał pobyć sam. Włączył muzykę, kładąc się na tatami. Niebawem wszystko powie Kyouyamie, ale najpierw sam musi sobie wszystko poukładać.

~*~

Na koniec sobie trochę pogadam. Na początek sprostowanie - Yoh nie ma jako tako wyrzutów sumienia, a przynajmniej nie takie jak wszyscy myślą. Nie zadręcza się, nie płacze, a po wydarzeniach w Sanktuarium myślę, że koszmary są jak najbardziej na miejscu, co nie oznacza od razu, że będzie miał mega wyrzuty sumienia. Owszem, w pierwszej wersji tego opowiadania zrobiłam z Yoh miękką kluskę, ale z perspektywy czasu postanowiłam, że będzie jedynie osowiały, milczący, ale jednak na swój sposób silny i radzący sobie z sytuacją. No prawie.
No i bardzo, ale to bardzo przepraszam za to, że rozdział nie pojawił się w weekend. A pomyśleć, że miałam jedynie obróbkę rozdziału, czyli sprawdzenie, ewentualnie dopisanie coś. I tyle. Albo aż tyle, patrząc na moje poślizgi w czasie. Chociaż swoje robi moja alergia na pyłki niewiadomego pochodzenia. Dopiero od dwóch lat się ona odzywa, mniej więcej pod koniec maja i na początku czerwca, a ja kicham, mam łzawiące oczy i z trudem patrzę w monitor. Ale dziś jest trochę lepiej, więc zebrałam się na skończenie rozdziałów na oba blogi. :)
Rozdział jest odrobinę dłuższy od poprzedniego, raczej będzie tendencja zwyżkowa w objętości i jakości, a przynajmniej mam taką nadzieję. ^^
Za tydzień kolejny rozdział. :)
Do następnego! :3

czwartek, 12 maja 2016

Rozdział 1. Nowy początek

Ohayo! Dziś mamy szczególny dzień - 12 maja. ^^ Z tej okazji chciałam życzyć bliźniakom wszystkiego, co najlepsze. :3 No i postanowiłam reanimować stare opowiadanie. Chyba jestem masochistką dorzucając sobie kolejny blog, ale w sumie matury mi się kończą, a do października jeszcze sporo czasu, co nie? XD
Dobra, zapraszam na pierwszy rozdział tego opowiadania. :)
Miłego czytania. ^^

~*~

     Leśną ścieżkę, którą szła czarnowłosa dziewczyna, oświetlał księżyc. Podążała przed siebie zdecydowanym krokiem, obserwując wszystko wokół swoimi szarymi oczami. Miała na sobie czarne jeansy i w tym samym kolorze koszulkę na ramiączkach, więc na jej prawej łopatce widniał wytatuowany wilk szary. Był to znak, który miała od dawna. Tatuaż wskazywał jej przynależność do klanu.  U jej boku kroczył czarny wilk o mądrym spojrzeniu bursztynowych oczu.
    Dziewczyna należała do japońskiego klanu Ashigaka. Ayame, bo tak miała na imię, lubiła chodzić po lesie. Kochała spędzać czas na łonie natury, a najbardziej ze wszystkich leśnych zwierząt umiłowała sobie wilki. Według niej były to niezwykłe zwierzęta. Potrafiły cicho polować, skradać się i biegać szybciej od innej zwierzyny leśnej. Jednym słowem imponowały jej, a co najdziwniejsze od małej dziewczynki rozumiała ich mowę. Nie tylko werbalną, ale i ciała.
    Nagle wilk przystanął, strzygąc uszami.
    - Tsume, co się stało? - zapytała Ayame.
    Zwierzę zawyło i łapiąc trop, rzuciło się biegiem przed siebie. Dziewczyna, ufając instynktowi towarzysza, podążyła za nim. Tsume, przedzierając się przed gęstwiny i zarośla leśne, ani myślał zatrzymać się. Był bowiem zwabiony dawno poznanym zapachem. Gdy dotarł do wyznaczonego miejsca, zaczął wyć, aby jego przyjaciółka jak najszybciej zobaczyła znalezisko.
    Dziewczyna dochodząc na polanę, ujrzała bruneta leżącego pod drzewem. Był poraniony, na twarzy miał kilka zadrapań, a peleryna odsłaniała dość sporą ranę na klatce piersiowej. Chłopak nie wyglądał najgorzej, jednak był ledwo przytomny, praktycznie nie reagował na słowa dziewczyny. Niewątpliwie wymagał opieki medycznej.
    - Tsume, świetnie się spisałeś - szepnęła Ayame w wilczej mowie, wtulając twarz w futro wilka. - Musimy zabrać stąd Hao.

    Yoh kilka godzin temu wrócił z zachodniej pustyni. Zaczynał powoli tęsknić za żartami Choco, kłótniami Rena i Horo. Teraz on był w Tokio, a jego przyjaciele w różnych zakątkach świata. Ren i Jun wrócili do Chin, Horo i Pirika na Hokkaido. Tamao wyjechała do Izumo, a Lyserg do Anglii. Chocolove został w Ameryce, aby spełnić marzenie o byciu komikiem, Ryu poszukiwał swojej królowej, a Faust postanowił wrócić do zawodu lekarza. Nie minął nawet dzień, a on już wiedział, że będzie czuł się inaczej bez walk szamańskich u boku przyjaciół. Chociaż Manta był w Tokio.
     Anna już spała, a on siedział na dachu domu. Nie mógł zasnąć mimo zmęczenia, więc postanowił popatrzeć w gwiazdy. Cały Turniej Szamanów minął mu za szybko. Nawet się nie zorientował, kiedy musiał walczyć z Hao w Gwiezdnym Sanktuarium. Ta walka zmieniła go psychicznie, a jego optymizm nagle uleciał. Nie potrafił się w tej chwili cieszyć z drobnostek jak dawniej. Nie był pewny, co to do końca oznacza. Czy miał wyrzuty sumienia? Nie, jeszcze nie.
    Niebo było tej nocy bezchmurne i gdyby był dobry z astronomii, to mógłby rozróżnić konstelacje widniejące na nieboskłonie. Gwiazdy mieniły się wesoło, jakby chciały mu powiedzieć: „Będzie dobrze, Yoh”. Jednak on wiedział, że nic już nie będzie takie samo. W ciągu kilku godzin jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
    To absurd! Wszyscy widzą we mnie bohatera, który zabił „zło tego świata -  Asakurę Hao”.  Absurd, prawie nikt nie wie, jak to jest mieć czyjąś krew na dłoniach.
    Yoh nigdy nie traktował Hao jak brata, nawet gdy ojciec powiedział mu długo skrywaną tajemnicę rodzinną. Piroman według wszystkich był przesiąknięty złem do szpiku kości, ale właściciel mandarynkowych słuchawek próbował do ostatniej chwili rozbudzić ludzie uczucia w Hao. Czuł, że zawiódł, chociaż w opinii szamańskiej społeczności było odwrotnie. Jednak zawsze udawało mu się znaleźć cząsteczkę dobra w innych. Ryu, Ren, Faust... Zmienili się pod jego wpływem. Po raz pierwszy nie potrafił tego dokonać. W dodatku nie umiał pomóc komuś, kto powinien być mu najbliższą osobą.
    Zawiódł. Tylko tyle mógł sam sobie powiedzieć.

    Potworny ból przeszył klatkę piersiową Hao. Wszystko go bolało i z trudem mógł się poruszać. Coś go krępowało i w myślach błagał wszystkie duchy przodków, aby po otworzeniu oczu, nie miał na sobie kaftana. Jedyne, co pamiętał w tej chwili to walka z Yoh, a później teleportował się w ostatniej chwili. A co było później? Nie miał zielonego pojęcia, ale brał pod uwagę ewentualność, że znaleźli go X-Laws i teraz przetrzymują w pomieszczeniu o pancernych ścianach w dodatku w kaftanie bezpieczeństwa rodem ze szpitala psychiatrycznego.
    Brunet otworzył jedno oko, a gdy się przyzwyczaił do światła, drugie. Podniósł lekko głowę, na tyle wysoko, na ile pozwalał mu ból. Rozejrzał się, stwierdzając, że jest jakimś pokoju. Krzywiąc się z bólu podniósł rękę i odkrył się, z ulgą stwierdzając, że nie jest w białym kaftanie, tylko w bokserkach i bandażach na całej klatce piersiowej.
    Do pokoju weszła szarooka dziewczyna w towarzystwie czarnego wilka. Widząc przebudzonego chłopaka, uśmiechnęła się.
    - Dzień dobry, Hao - powiedziała. - Witam w świecie żywych.
    - Ayame? Jak się tu znalazłem? To twój dom?
    - Tak, to ja i tak, mieszkam tu. A co do tego, jak się tu znalazłeś, to wracałam przez las do domu i Tsume cię znalazł - odpowiedziała, siadając na skraju łóżka.
    Wilk podszedł powoli do bruneta. Hao uśmiechnął się lekko, gdy wilk wsunął pysk pod jego dłoń.
    - Pewnie jesteś głodny. Zaraz wrócę.
    Ayame wyszła z pokoju, a gdy wróciła, niosła ze sobą tacę z jedzeniem.
    - Nakarmić cię? - zapytała z nieco wrednym uśmieszkiem, domyślając się reakcji piromana na tę, w jego mniemaniu, zniewagę.
    - Co?! Jestem pewny, że sam dam radę zjeść - odpowiedział Asakura i podniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej, czego od razu pożałował. - Ałć...
    - Serio? Jakoś nie wydaje mi się, Asakura. Jesteś poobijany, a gdy wstajesz, to jęczysz i masz bardzo piękny grymas na swojej uroczej i podrapanej twarzy.
    - Trochę bólu mi nie zaszkodzi - odparł hardo Hao. - Przecież muszę sam wrócić do formy. Ty nie zrobisz tego za mnie.
    - W sumie to masz rację. - Położyła tacę na nogach chłopaka.
    Hao każdy ruch sprawiał niemiłosierny ból, ale jego duma nie pozwalała na to, by Ayame go nakarmiła. Po jego trupie, jeśli miałby być zdany na kogoś innego. Całe życie radził sobie sam i teraz też da sobie radę. Przynajmniej miał taką nadzieję.
    Chwycił pałeczki drżącą z wysiłku dłonią. Na początku złapanie ryżu było nie lada wyzwaniem, ale po chwili było nieco lepiej. Ayame oczywiście proponowała Asakurze pomoc, ale ten zdecydowanie odmawiał. Wiedział, że później będzie cierpiał niewyobrażalne katusze, jednak to było poniżej jego godności.
    Na twarzy Ayame od dłuższego czasu malowała się niepewność. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę z Hao, ale zdecydowanie musiał wyjaśnić jej kilka rzeczy.
    - Mów o co chodzi - powiedział w końcu Hao, opadając bezsilnie na poduszkę, gdy napełnił żołądek.
    - Zastanawiam się, dlaczego jeszcze się mnie nie pozbyłeś. Dobrze wiesz, że  nie mam mocy szamańskich, ani nic z tych rzeczy - powiedziała, obracając w palcach niebieski kryształ od bransoletki.
    - Może i nie masz mocy szamańskich, ale wiesz jak należy się obchodzić z naturą. Poza tym jesteś niezwykła na swój sposób, a twoja więź z Tsume jest tego świetnym przykładem - powiedział z przekonaniem Asakura. - I to mi wystarczy, Ayame. Zresztą z czasem dowiesz się czegoś o sobie. - Szarooka spojrzała na niego pytająco. - Wszystko w swoim czasie.
    - A dokładniej? Wiesz, że nie lubię twoich tajemnic - powiedziała czarnowłosa, nadymając lekko policzki.
    Ashigaka wiedziała, że nic już z piromana nie wyciągnie. Jego usta były zaciśnięte w cienką linię, co oznaczało, że nie będzie się bawił we wróżkę, która zdradzi jej przyszłość.
    - Czasami wolałabyś nie znać przyszłości, wierz mi.

    Yoh obudził się rano zalany potem. Nocne koszmary prześladowały go i tylko czekały, aż zamknie oczy. Co noc widział Hao całego we krwi, obwiniającego go za wszystko, co się stało. Przez to wszystko Yoh bał się spać. Gdy tylko zamknął oczy, widział brata, który mówił mu, że to wszystko jego wina.
    Westchnął cicho, podnosząc się. Było wcześnie, ale i tak już nie zaśnie. Wiedział to aż za dobrze. Od kilku dni źle sypiał i był świadomy, że to wszystko przez to, co się wydarzyło. Czuł się winny, ale przecież próbował przemówić Hao do rozsądku. Bliźniak nie słuchał go, był zbyt zaślepiony swoją wizją świata tylko dla szamanów, a Yoh nie mógł nic zrobić. Bronił siebie i przyjaciół. Nie mógł pozwolić na to, żeby Hao ich zabił. Robił to, co uważał za słuszne.
    Tylko dlaczego czuł się odpowiedzialny za wszystko? To on zadał ostateczny cios. Raczej nikt nie mógłby tego przeżyć. Ale czy na pewno?
    Asakura pokręcił głową. Zszedł na dół po schodach. Anna leżała na podłodze w salonie i oglądała poranną powtórkę wczorajszego odcinka jednej z telenoweli, jednak nie krytykowała żadnego z bohaterów. Cisza, która wypełniała ich posiadłość była przytłaczająca. Yoh stwierdził, że nawet nieznośna. Trochę tęsknił za tą Anną wydającą polecenia i zadającą mordercze treningi. Owszem, musiał trenować, ale podejście Kyouyamy zmieniło się diametralnie. On też się zmienił. Amidamaru powiedział nawet, że stał się nieco apatyczny i jakby nieobecny. Chyba miał rację.
    Wiele się zmieniło. Teraz musieli rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.

~*~

 Nie wiem jak się przyjmie to opowiadanie, ale z dobrym nastawieniem postanowiłam je wznowić. Mam prawie 20 rozdziałów napisanych, więc zapas jest i nie zaniedbam żadnego z opowiadań. ^^
Polecam zajrzeć do stron w menu i zerknąć na "Szamańskie ogłoszenia". Jest tam data rozdziału drugiego, jeśli opowiadanie dobrze się przyjmie. :)
Nagłówek wykonałam sama. Nawet takie beztalencie graficzne jak ja umie coś zrobić w gimpie. XD Jestem z niego zadowolona bardzo. ^^ I pewnie długo sobie będzie widniał na blogu. :D
Hm... coś jeszcze miałam... A, no tak - ładnie proszę o opinie w komentarzu. :)
A teraz lecę się uczyć chemii na jutrzejszą maturę. Nie przeżyłabym jakbym nie poświętowała sobie urodzin bliźniaków chociaż tak. :3



Dobra, to byłoby na tyle. ^^ Idę ogarnąć trzy lata liceum w jeden wieczór. XD
Do następnego, mam nadzieję! :3