poniedziałek, 30 maja 2016

Rozdział 3. Powrót do zdrowia

Ohayo,
Tsa, ja się nawet nie będę tłumaczyła, dlaczego jest już poniedziałek. Przestałam się łudzić, że zacznę publikować rozdziały o ludzkich godzinach. W każdym bądź razie - musiałam dodać rozdział przynajmniej tej nocy, o!
Nie przedłużam. Miłego czytania. :)

~*~

    Yoh robił przed domem brzuszki. Po przerwaniu Turnieju trenował, niekiedy z własnej nieprzymuszonej woli. Codziennie ćwiczył, nawet jeśli Anna mu nie kazała. Wcześniejsze treningi, które zadawała mu blondynka, poprawiły mu kondycję i wolał utrzymać formę. Może i nie zapowiadało się na wznowienie Turnieju, ale mimo wszystko ćwiczenia fizyczne zaczynały go nieco odprężać.
    Od biegu po lesie minęły cztery dni i od tamtego czasu nie poczuł już tego ciepła, co wtedy. Wolał nie ignorować przeczuć być może związanych z Hao, ale też nie miał ochoty robić sobie nadziei, która mogła w każdej chwili prysnąć jak bańka mydlana. W każdym bądź razie nie widział sensu w karmieniu się złudnymi nadziejami, chociaż chciał móc zobaczyć Hao chociaż przez chwilę i porozmawiać z nim.
    - Cześć Yoh! - usłyszał dobrze znany głos przyjaciela.
    - Cześć Manta. Co u ciebie?
    - W sumie nic ciekawego - mruknął blondynek, siadając na schodku. - Masz jakieś wieści od Rady w sprawie Turnieju?
    - Nie. Minął dopiero tydzień, więc Rada ma pewnie wiele do załatwienia. Myślę, że w najbliższym czasie niczego się nie dowiem - odpowiedział brunet, nie przerywając pompek.
    Oyamada zastanawiał się, dlaczego Yoh tyle trenuje. Dawniej zagonienie bruneta do biegania graniczyło z cudem, a każdą wolną chwilę wykorzystywał na spanie. Wiele rzeczy się zmieniło w ciągu kilku dni, nawet on sam czuł się odrobinę inaczej niż przed wyjazdem do szamańskiej wioski.

    Hao spędził u Ayame równo tydzień. Jego duma została wystawiona na wielką próbę, ale dziewczyna nie narzucała mu się. Przeważnie odwiedzała go, gdy musiała zmienić opatrunek. Czasami przychodziła porozmawiać, jednak jedyną rozrywką Asakury były książki, które skończył dzisiaj czytać.
    Rana goiła się stopniowo, chociaż dzięki wracającemu furyoku, proces ten przebiegał nieco szybciej niż u zwykłych ludzi. Hao podobała się to, gdyż jego upragniona wolność zbliżała się wielkimi krokami. Wtedy opuści posiadłość Ayame i odnajdzie ocalałych uczniów, a później pomyśli, co zrobić dalej. W sumie miał ochotę przyjrzeć się bliżej dziewczynie, więc postanowił, że rozważy tę opcję.
    Do pokoju weszła szarooka, niosąc ze sobą apteczkę. Hao zaczął odwiązywać bandaż, od dwóch dni jego obolałe mięśnie pozwalały mu na więcej ruchu. Gdy skończył, Ayame zauważyła, że rana jest niemal na końcowym etapie gojenia. Patrzyła zaskoczona na tors chłopaka, zastanawiając się jakim cudem w zaledwie tydzień tak głęboka rana zasklepiła się. Nawet maść, którą wyrabiała jej rodzina od pokoleń, nie miała aż tak cudownych właściwości.
    - Coś się stało? - zapytał Hao, przeciągając się lekko.
    Ayame była nieco zdezorientowana. Asakura przeciągał się i siadał bez problemu. Grymas bólu przemykał mu przez twarz tylko przy gwałtowniejszych ruchach, a jeszcze wczoraj nie dał się dotknąć do bolącej rany. - Ayame - Asakura zaczął machać ręką przed twarzą dziewczyny - powiedz coś.
    - J... Jak ty to zrobiłeś? - zapytała szarooka.
    - Ale co? - Asakura nie wiedział, o co dokładnie chodzi dziewczynie. - Właściwie to sam do końca nie wiem - odparł, gdy domyślił się, o co pyta Ayame.
    - Skoro ty nie wiesz, to skąd ja mam wiedzieć?!
    - Ciszej, bo mnie głowa rozboli.
    - Aleś ty delikatny, Asakura - odparła z nutką sarkazmu w głosie. - Tylko ja pytałam poważnie.
    - Chyba już wiem - powiedział Hao, przypominając sobie pewną istotną rzecz. - Każdy szaman ma pokłady furyoku, które służą do szybszego gojenia ran, budzenia ze śpiączki po kilku dniach i tym podobne.
    - Rozumiem - mruknęła Ayame, zwijając bandaż. - Myślę, że już obędziesz się bez tego. No chyba że bardzo chcesz.
    - Czy to znaczy, że wypuścisz mnie wcześniej? - zapytał Hao, ukrywając swoją radość pod maską obojętności.
    - Właściwie to możesz opuścić mój dom nawet jutro, jeśli rana na pewno się nie otworzy - odpowiedziała dziewczyna. - Ale żebyś się za bardzo nie cieszył, to jeszcze wypadałoby posmarować tę ranę.
    Asakura miał minę skazańca. Był pełny nadziei, że obędzie się również bez tego paskudztwa, ale nie... Ayame musiała go jeszcze pomęczyć. Chyba nie byłaby sobą, jakby mu tak po prostu odpuściła. Miała szczęście, że nie mógł jej nic zrobić. Była zbyt cenna i ważna dla losów świata.

    Po obiedzie Ayame prowadziła Hao korytarzami, które wydawały się nie mieć końca. Obok nich wesoło dreptał Tsume, machając ogonem. Asakura powoli i cierpliwie szedł za szarooką do biblioteki. Poprosił ją o pozwolenie na przejrzenie zbiorów, które zgromadziła jej rodzina. Miał nadzieję, że nie zmarnuje czasu na wertowaniu książek i znajdzie to, czego szuka. Potrzebował informacji ważnych zarówno dla niego, jak i dla Ayame. Dziewczynie zamierzał powiedzieć o tym dopiero, gdy będzie wszystkiego pewny, nie chciał jej wcześniej straszyć, chociaż należało jej się za torturowanie go paskudnymi mazidłami. Odkąd ją poznał, widział w niej coś niezwykłego. Była inna niż wszyscy ludzie, co go zaintrygowało. Jego obraz patrzenia na świat uznawał, iż ludzie niszczą ziemię i nie robią dla planety nic dobrego, ale Ayame była inna. Dobrze pamiętał ten dzień, gdy spotkali się po raz pierwszy.

*Wcześniej*

    Długowłosy brunet siedział przy ognisku, otoczony swoimi uczniami. Ufał im niemal bezgranicznie, a oni od zawsze byli mu wierni o odnosili się do niego z szacunkiem. Sprzymierzeńcy Asakury świętowali swoje wygrane w rundzie eliminacyjnej. Wszyscy przeszli, jednocześnie pokazując swojemu mistrzowi, że są godni jego królestwa szamanów. Hao, mimo tego że nie okazywał uczuć, cieszył się, iż ma u swego boku dzielnych i silnych szamanów.
    - Hao-sama - odezwała się Opacho. - Opacho chciała powiedzieć Hao-samie, że ktoś idzie w naszą stronę. To dziewczyna i... wilk. - Zdolności szamańskie małej murzynki przydawały się do orientacji w terenie i rozpoznania zbliżających się „gości”.
    - Przywitajmy ją jak należy - odpowiedział Hao z chytrym uśmieszkiem. - Tylko z manierami, Peyote - przypomniał brunet, patrząc na dość ciekawą minę szamana. - Najpierw na spokojnie, bo może okazać się bardzo przydatna i użyteczna.
    Na polanę weszła czarnowłosa dziewczyna w towarzystwie wilka. Nie zrobiła sobie nic z patrzących na nią ludzi i spokojnie szła dalej. Nie była szamanką, lecz widziała duchy otaczające grupę ludzi. Starała się nie zwracać na nic uwagi. Była zmęczona i chciała wrócić do domu jak najszybciej, a najbliższa droga prowadziła właśnie przez tę polanę.
    - Poczekaj - powiedział Hao.
    Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na chłopaka niechętnie. Wydał się jej sympatyczny. Uśmiechał się dość przyjaźnie, aczkolwiek miała przeczucie, iż jest bardzo niebezpieczny.
    - O co chodzi? - zapytała najmilej jak umiała. Nie miała siły na bycie miłą dla nieznajomych.
    - Może zacznijmy inaczej, co tu robisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Dziewczyna intrygowała go, a do tego nie słyszał jej myśli, co uniemożliwiło mu dowiedzenia się prawdy, gdyby czarnowłosa skłamała.
    - Wracam do domu. To najbliższa droga - odpowiedziała spokojnie.
    - Przez las? To chyba niebezpieczne, nie sądzisz? - zapytał Peyote. - Taka śliczna dziewczyna jak ty nie powinna chodzić sama o tak późnej porze przez las. - Szaman zbliżał się do dziewczyny. Gdy znalazł się obok niej, wilk zawarczał ostrzegawczo, odsłaniając kły. Był gotowy zagryźć każdego, kto chciałby zrobić krzywdę jego przyjaciółce.
    - Peyote, co ja ci mówiłem? - zapytał Asakura.
    Jak na zawołanie Peyote odsunął się od dziewczyny, wracając na swoje miejsce przy ognisku.
    - Powiedz, jak masz na imię? - Długowłosy zwrócił się do czarnowłosej.
    - Ayame Ashigaka - odpowiedziała. - Mogę już iść? Śpieszę się.
    - Tak - odparł Asakura. Miał przeczucie, że nikomu nie powie o nim czy jego poplecznikach. - Jeszcze się spotkamy - powiedział, gdy Ayame oddaliła się kilka kroków.
    Po tym spotkaniu na polanie, zobaczyli się jeszcze kilka razy. Hao dość chętnie rozmawiał z dziewczyną. Sprawiała wrażenie osoby, której można zaufać. Opowiedział dziewczynie o szamanach, swoich wizjach, wcieleniach, duchach, a nawet o swoich planach i marzeniach. Szarooka słuchała wszystkiego uważnie, ale wyrażała też swoje zdanie. Asakura zdarzył polubić Ayame i nieco żałował, że nie jest ona szamanką, chętnie szkoliłby ją.
    Jednak nie spędził dużo czasu z Ashigaką. Musiał wyruszyć do Patch Village, aby wygrać Turniej. Nie widzieli się później dłuższy czas.

*Teraz*

    - Hao, słyszysz mnie? - zapytała Ayame. Szaman otrząsnął się ze wspomnień i spojrzał na dziewczynę. - Wiesz, że stoisz tak od kilku minut? Stalo się coś?
    - Pamiętasz jak się poznaliśmy?
    - Tak. Trudno zapomnieć - odpowiedziała. - Najbardziej zapadło mi w pamięć, że Peyote to cham, a co?
    - Wspominałem - odparł lakonicznie, ucinając również dyskusję.
    Weszli do biblioteki. Oczom Hao ukazało się wielkie pomieszczenie z regałami wypełnionymi książkami niemal po brzegi. Niektóre lektury leżały złożone w skrzynkach pod ścianą. Był niemal pewny, że nikt nie przeczytał ich wszystkich.
    Hao chodził między półkami, szukając najstarszych ksiąg i egzemplarzy. Jeśli się czegoś dowie to tylko i wyłącznie ze starych pożółkłych książek, które być może zostały dawno zapomniane przez ród Ayame.
    - Zostawiam cię samego - powiedziała Ashigaka. - Obiecałam ojcu, że przyjdę do niego na chwilę.
    Wyszła z biblioteki, zostawiając Asakurę samego. Nie przeszkadzało mu, że dziewczyna wyszła, mógł spokojnie poszukać właściwej książki. Ayame nie pytała o nic, ale chodziła za nim krok w krok, jakby bała się, że za chwilę upadnie jak kłoda. Pewnie cieszyłaby się, jakby znowu musiała się mną zajmować, pomyślał niechętnie. Nie lubił, gdy ktoś czuł się za niego odpowiedzialny i chociaż nadal bolały go mięśnie, to i tak chciał w miarę szybko opuścić ten dom. Nie chodziło o Ayame, on po prostu był stworzony do życia na łonie natury.
    - Muszę ją gdzieś tutaj znaleźć - mruczał pod nosem Asakura, przeglądając książki. Nagle, gdy dotknął jednej z nich, poczuł coś dziwnego. Zobaczył wielki las, rzeki nieskażone zanieczyszczeniami, ludzi żyjących ze zwierzętami i naturą w zgodzie oraz harmonii. To było to, o czym marzył, jednak ze zrezygnowaniem zauważył, że to przeszłość, a nie przyszłość. Wywnioskował to po ludziach, obecnych w wizji. Żyli w klanach jak plemiona indiańskie, a ich ubrania były zrobione ze skór zwierzęcych.
    Wyciągnął książkę z półki i zaczął ją wertować dokładniej. Dowiedział się, że kronikarz spisał ustne przekazy z czasów, gdy kontynenty porastał wielki las, jeszcze przed zlodowaceniami. Jeden z klanów wyróżniał się czymś niezwykłym - żył w harmonii z wilkami, traktując te zwierzęta niczym braci. Jak Ayame. Jedyną różnicą był fakt, że klan Ashigaka od kilku pokoleń tatuował wilki na łopatce, a dawniej za tatuaż klanowy robiły dwie kropkowane linie na kościach policzkowych.

    Jeanne chodziła po pokoju w tę i z powrotem. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, więc krążyła po pokoju.
    - Pani, coś cię niepokoi? - zapytał Marco z troską.
    - Nie, to tylko przeczucie - odpowiedziała albinoska. - Jest nas stosunkowo mało, więc musimy zebrać jeszcze kilka osób.
    - Dlaczego? Przecież Asakura nie żyje, ale co do liczebności naszej grupy muszę się z tobą zgodzić. Lyserg poszedł swoją drogą, zostawiając nas - powiedział blondyn z wyrzutem.
    - Marco, nie możesz być zły na Lyserga za to, że odszedł. Zrobił, co mógł i już nie żyje nienawiścią,  a to bardzo dobrze, że zaznał w końcu spokoju. Co do twojego pytania, to wyczuwam złą aurę. Coś wisi w powietrzu - odrzekła Jeanne. - Musi być nas więcej.

    Hao siedział do późnego wieczoru w bibliotece. Poświęcił na czytanie książek sporo czasu, ale mimo tego był zadowolony. Znalazł to, czego szukał, więc nie stracił nic.
    Przed kolacją do biblioteki przyszła Ayame i zabrała Asakurę do salonu. Jej rodzina chciała go poznać, zwłaszcza że spędził tydzień w ich domu. Gdy weszli do pomieszczenia, przy stole siedziała rodzina dziewczyny.
    - Hao poznaj moją rodzinę - powiedziała, po czym dodała szeptem: - Babcia jest najlepsza z nich wszystkich.
    - Miło mi poznać - powiedział szaman z grzeczności. Tak naprawdę nie miał ochoty tu przychodzić, ale nie miał za bardzo innego wyjścia.
    Asakura spostrzegł, że wszyscy byli do siebie bardzo podobni. Usiadł obok Ayame i zaczął wraz z innymi konsumować kolację.
    - Hao... Um... - zaczął Daisuke, ojciec Ayame. - Jak to się stało, że moja córka znalazła cię tak poranionego?
    No i co mam im powiedzieć? Braciszek mnie tak załatwił, bo rodzinka mu kazała? Nie dość, że wiedzą, że jestem niebezpieczny, to jeszcze pomyślą, że mam chorą rodzinę. Przynajmniej na podstawie więzów krwi.
    - Cóż, to nic takiego - skłamał brunet, przecież nie mógł powiedzieć im prawdy. Tylko Ayame wiedziała wszystko. - Jeśli wiesz, co to Turniej Szamanów, to sam się domyślisz reszty.
    - Powiedzmy, że zdaję sobie sprawę. Tylko szybko wyzdrowiałeś - drążył temat Daisuke. - Ciekawe jakim cudem?
    - Tato, daj spokój - powiedziała Ayame, posyłając ojcu wymowne spojrzenie.
    - Dobrze wiesz, że to niemożliwe - mruknął z niechęcią. - Właściwie, kim ty jesteś?
    - Jestem z rodu Asakurów - powiedział brunet. - Jakieś jeszcze masz pytania?
    - A więc szaman tak? To wyjaśnia nieco fakt, że nie goją ci się rany jak normalnym ludziom.
    - Pragnę zauważyć, że ty też nie jesteś zwykłym człowiekiem - odrzekł Hao obojętnie. Dzięki informacjom z książek czuł przewagę nad ojcem Ayame, a odnosił wrażenie, że córce niewiele powiedzieli o jej korzeniach.
    - Co masz na myśli? - zapytał Daisuke, przełykając głośno ślinę.
    - Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Jednak ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie będę drążył tematu - mruknął Asakura. Wstał od stołu i podszedł do mężczyzny. - Nawiasem mówiąc, radzę porozmawiać z Ayame. Inaczej ja to zrobię.
    Daisuke zagotował się ze złości. Pierwszy raz ktoś odnosił się do niego z takim lekceważeniem, ale postanowił nie dyskutować z Hao. Znał go z opowieści i mniej więcej orientował się w szamańskim świecie.
    - Teraz pozwólcie, że już sobie pójdę. Dobranoc.  - Brunet uśmiechnął się wrednie, po czym zaczął wędrówkę po plątaninie korytarzy. Stwierdził, że sam trafi do pokoju, jednak z lekką ulgą przywitał Tsume, który niczym rasowy przewodnik odprowadził go niemal pod samo łóżko. Był wdzięczny wilkowi za pomoc, została mu ostatnia noc na regenerację sił, a nadwyrężanie mięśni podczas błądzenia po nieznanej mu posiadłości, była ostatnią rzeczą, o której marzył.
    Zasnął dość szybko.

~*~ 

Dziękuję za wszelkie komentarze. Bardzo miło się je czyta, nawet jeśli jest ich niewiele, to i tak cieszą. :)
Mam nadzieję, że w czerwcu rozdziały będą w miarę regularnie, czyli mniej więcej co tydzień, mimo tego że jadę do babci do Niemiec. Myślę, że nie będę miała problemu ze wstawianiem rozdziałów. :)
A, i jeszcze mam wiadomość do Marci Kyoyamy - zajrzę na bloga, który podałaś w komentarzu pod pierwszym rozdziałem. Tylko nie wiem kiedy, w wolnej chwili na pewno. ^^
Hao: Jeszcze, żebyś ty miała tę wolną chwilę...
Asakura, chyba zrobiłam błąd, że dałam ci tak szybko wyzdrowieć... Ech...
Dobra, widzimy się za tydzień. ^^
Do następnego! :3

4 komentarze:

  1. Rodzinka w komplecie widzę :P I Haoś zdrowy ^.^ prawie... mazidło musi być obowiązkowo :D Uważam że Ayame powinna dać Hao zapas tej maści, tak na przyszłość, jestem pewna że może mu się przydać :) A i zapach może wrogów odstraszyć :P Wiele zastosowań a jedno opakowanie :D W ogóle mam wrażenie że ta maść to główny bohater całego opowiadania xd Powinnaś oprócz Yoh i Hao opisywać również jej życie :P Dobra uwzięłam się, sorki ^^'
    Yoh sobie ćwiczy i może sobie wmawiać, że nie będzie robił sobie nadziei, że woli się nie nastawiać i takie tam - sraty pierdaty i tyle! Już ma nadzieje i na coś liczy, tylko stara się to tłumić, a może jakby zaczął drążyć temat to udałoby mu się porozmawiać z bratem? Yoh jesteś silnym szamanem, nie ignoruj przeczuć!
    I co to za tajemnica co Daisuke skrywa przed Ayame? Groźba Hao, że inaczej to on ją wyjawi była świetna, taka w jego stylu :P Co nie zmienia faktu, że powinien być bardziej wdzięczny, że pozwolili mu zamieszkać na ten tydzień w domu!
    Pozdrawiam Aomori :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ok, to jeszcze jeden zaległy rozdział. Komentowany na świeżo, aż dziw normalnie. xD

    W sumie to nic dziwnego, że Yoh sobie dalej trenuje. Trudno odzwyczaić mięśnie od regularnego wysiłku, nie? No i szkoda byłoby zapuścić takie piękne ciałko, prawda?:3 Zresztą po treningach Anny chyba żadne ćwiczenia mu już nie straszne. ^^'
    Hm, czyżby Hao nam zdrowiał? Mam nadzieję, że pod tym "pomyśli, co zrobić dalej" kryje się wpadnięcie na pomysł pogodzenia się z braciszkiem. Bo jak nie, to lepiej niech go Ayame jeszcze trochę przetrzyma i zupełnie niechcący walnie kilka razy w ten jego głupi łeb. I niech zupełnie przez przypadek ma wtedy rękę całą w tej sympatycznej mazi. x)
    "Taka śliczna dziewczyna jak ty nie powinna chodzić sama o tak późnej porze przez las" - Peyote brzmi jak rasowy zboczeniec. xD Serio Hao, kogo ty przyjmujesz w swoje szeregi? xD Dobrze, że Asakura podratował trochę sytuację i pokazał się z tej dobrej strony. Tym lepiej dla niego, Tsume mógłby niezbyt przychylnie zareagować na jakąkolwiek złą stronę, a tego byśmy przecież nie chcieli. ;P
    Ciekawa ta biblioteka. I co to za książka? Musi być w niej coś specjalnego, skoro aż wywołuje u Hao wizje. No chyba, że Hao miewa tak częściej... W sumie przydatne, w księgarni można się rozeznać, czy warto kupić daną książkę. :D
    Oho, X-lawsi szykują się do kolejnego knucia. Nie będą najszczęśliwsi, gdy dowiedzą się, że Hao żyje, oj nie będą. Choć podejrzewam, że tym razem "zła aura" zwiastuje kogoś innego niż Hao. Ciekawe tylko na ile będzie to obchodzić X-lawsów...
    Hah, prawie tak krępująco, jak na obiedzie u rodziców sympatii. xD Ale, ale, czyżby Hao poznał jakiś rodzinny sekret? Mam nadzieję, że wkrótce się nim z nami podzieli. No i przede wszystkim z Ayame, bo to do niej najbardziej się to odnosi. Pewnie nie będzie zachwycona z ukrywania tego przed nią, ale cóż... Yoh może jej trochę opowiedzieć, jak to jest. ^^'

    Rozdział się podobał. ^^
    Pozdrawiam i czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hao, ty wredoto! Musiał napsocić, Ayame teraz nie popuści rodzince xD
    Marco jak zwykle żywi do wszystkich urazę... Jeanne powinna przykrócić mu smycz. Jestem ciekawa kogo/co wyczuła. Wydaje mi się, że to nie chodzi o Hao :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no Haoś, to byłoby za proste. BEz mazidla się nie da, daj dziewczynie sie pobawić. Z pewnością miała nadzieję, że dłużej cię pomęczy, więc i tak ja rozczarowałeś xD
    Boru... Peyote tym tekstem o ślicznej dziewczynie i lesie mnie rozwalił. Od razu wyobraziłam go sobie jako typowego Sebka-gwałciciela O.o
    Hao przejmuje się, że uznają jego rodzinę za nienormalną? To mnie trochę zaskoczyło. Jeszcze bardziej to, że nie zauważa, że rzeczywiście taką ma.
    Nawet zaczyna mi się wszystko mniej więcej układać, po tym fragmencie o czystym świecie i mniej więcej już wiem czego się spodziewać. Chociaż raczej mniej niż więcej.

    OdpowiedzUsuń