poniedziałek, 6 czerwca 2016

Rozdział 4. Nichrom

Witam,
Tu też nie będę się tłumaczyć z godziny. Powiem tylko, że zachciało mi się obejrzeć "Walkirię" z Tomem Cruisem. Cóż, chyba jestem uzależniona ostatnio od oglądania filmów w telewizji. xD
Miłego czytania. :)

~*~

    Tokio nocą wyglądało dość tajemniczo. Jedynym oświetleniem były latarnie. W centrum nie dało się dostrzec gwiazd oraz księżyca. Mimo później pory ludzie wracali z zakupów bądź pracy. Gdyby nie zanieczyszczenia wydobywające się z kominów domów i fabryk, powietrze byłoby czyste, nieskażone, jednak mieszkańcy Tokio zdawali się nie zauważać takich rzeczy.
    Ulicą Tokio szedł spokojnym krokiem chłopak. Ubrany był w czarne jeansy i tego samego koloru bluzę. Elektroniczne zegary na wielkich wieżowcach wskazywały godzinę dwudziestą trzecią, jednak sklepy były nadal otwarte. Chłopak od niechcenia spoglądał na wystawy sklepowe, które mijał.
    Skierował swoje kroki do parku. To było jedyne miejsce w mieście, które nadal, choć w małym stopniu, miało w sobie coś z łona natury. Gdy patrzył na trawniki przed blokami skażone sztucznymi nawozami, robiło mu się niedobrze.
    Stanął przy fontannie, spojrzał w taflę wody. Od przerwania Turnieju minął tydzień, a on, po śmierci Hao, tułał się uliczkami znanych miast świata. Zmienił się. Ubierał się inaczej, aby go nie rozpoznali. Nikt z Rady nie mógł go odnaleźć. Odszedł. To był tylko i wyłącznie jego wybór i nie zamierzał wracać. Jego rysy twarzy wyostrzyły się i teraz wyglądał na starszego. Lekkie zmęczenie na twarzy, które wkradło się na twarz szatyna, dodawało mu powagi.
    Usiadł na ławce i zaczął rozmyślać. Dokładnie godzinę temu przyleciał do Tokio ze słonecznej Barcelony. Zastanawiał się, co go skłoniło do takiego czynu. Przecież podobało mu się w Hiszpanii, więc dlaczego...? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Tak samo nie wiedział, dlaczego jego Hao zginął. Wiele go nauczył, nawet oddał mu część furyoku. Asakura był silny, można rzec, że potężny, a tu nagle banda wesołych nastolatków go pokonała.
    Dalej uważał, że cel Hao jest słuszny. Nie zwątpił nawet przez chwilę, mając nadzieję, że Asakura w jakiś sposób przeżył i niebawem powróci, aby spełnić swoje marzenie. A jeśli Hao nie wróci, to sam zadba o wystarczająco dobrą zemstę.
    Chłopak wstał z ławki i podążył w tylko sobie znanym kierunku. Po kilkudziesięciu minutach znalazł się na przedmieściach Tokio, gdy zza rogu wyskoczyła grupka osób ubranych w białe uniformy. Jeden z nich pchał żelazne pudło, zwane Żelazną Dziewicą.
    Brunet uśmiechnął się drwiąco. Nareszcie się zabawi, już dawno miał jakąkolwiek rozrywkę.

    Asakura siedział na polanie i wpatrywał się w wesoło tańczący ogień. Brakowało mu tego ciepła, które dawały płomienie. Dawno też miał okazję spędzić czas na łonie natury. Tydzień, który spędził u Ayame, wydawał się trwać niemiłosiernie długo.
    Dom klanu Ashigaka opuścił trzy godziny temu, gdy Ayame stwierdziła, że rana sama się już zagoi bez jej pomocy. Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby nie chciała go niedługo odwiedzić. Podobno w celu sprawdzenia, czy na pewno jest wszystko w porządku.
    Westchnął cicho. Sam sobie da radę, ale nie chciał być niemiły dla Ayame. Za dużo dla niego zrobiła w ostatnim czasie. Przy okazji intrygowała go jeszcze bardziej, gdy już poznał prawdę o niej.
    Przypomniał sobie wyraz twarzy Daisuke. Ten strach i przerażenie bawiły go. Możliwe, że wiele osób uznałąby go za sadystę, ale nie przejmował się tym. Zastanawiał się też, dlaczego Daisuke tak się zaniepokoił w myślach, gdy usłyszał, że jest szamanem. To była jedyna zagadka, której nie mógł teraz pojąć. Może było coś więcej w historii klanu Ashigaka? Prędzej, czy później - dowie się wszystkiego.

    - Proszę, proszę - zaczął Marco. - Mamy za zadanie zniszczyć cię. Pomagałeś Asakurze, temu plugawemu demonowi.
    - Hao chyba nic nie wspominał o rodzinie w podziemiach. A wy - uśmiechnął się wrednie - chyba cierpicie na zbyt wiele wolnego czasu. Ej, Jeanne, może przestaniesz się kisić w tej puszcze jak ogórki i zrobisz coś pożytecznego?
    - Widzę, Nichromie, że nadal nie masz szacunku do innych - odparła melodyjnym głosem Francuzka.
    - Szacunek mam do tych, którzy na to zasługują, a ty... Ty jesteś jak karaluch albo rzep, który nie chce się odczepić - odrzekł były członek Rady. - Och... Cóż ja widzę. Masz nowych kumpli od przynieś, podaj, pozamiataj?
    - Jak śmiesz! - warknął Nathaniel, który był akurat nowy wśród X-laws. Zacisnął dłoń na pistolecie, znajdującym się w kaburze przy pasku.
    - Hm... - zamyślił się szaman. - A wy jak śmiecie napadać na dobrego obywatela?
    - Kpisz sobie? - zapytał Samuel, unosząc jedną brew.
    - Jakże bym mógł - mruknął Nichrom z miną niewiniątka.
    Indianina bawiła ta cała sytuacja bardziej niż kiedyś, gdy X-laws zaczynali wymachiwać swoją bronią. Nauczył się, że ludzie przynależący do tej organizacji, są zazwyczaj mocni w potyczkach słownych. Mało kiedy udało im się wykonać coś dobrze, często ich ataki na Hao kończyły się niewypałem. Zaczynał coraz bardziej myśleć, że są oni zwykłymi ofiarami losu.
    - Koniec zabawy. Michael... - zaczął Marco.
    Nichrom nic sobie nie zrobił z pistoletu, który był wycelowany w jego pierś i najzwyczajniej w świecie ominął zdezorientowanych X-laws. Szaman przeszedł kilka kroków, a gdy zorientował się, że idioci w białych kostiumach nie chcą odpuścić, teleportował się. Była to umiejętność, której nauczył go Hao.
    Marco patrzył zdezorientowany na miejsce, w którym zniknął szaman. Zaklął cicho pod nosem. Stracił za dużo czasu na rozmowę z Nichromem.

    Biegł najszybciej jak potrafił, będąc wdzięcznym Annie za wyczerpujące treningi. Uciekał przed demonami, starając się nie potknąć, gdyż gdzieniegdzie kostka chodnikowa była nierówno ułożona. Stopniowo opadał z sił, a goniące go stworzenia paradoksalnie wydawały się wcale nie męczyć. Nie miał pojęcia, jak długo jeszcze uda mu się odwlec to, co nieuniknione.
    Amidamaru nie było przy nim, nawet nie miał przy sobie Harusame. Był zupełnie sam i czuł, że niebawem będzie musiał stawić czoło bestiom ze świata ciemności.
    Były coraz bliżej, niemal czuł na karku ich oddech. Nie miał siły uciekać, nogi miał jak z waty. Potknął się o wystającą kostkę chodnikową, wiedząc, że nie da rady już wstać. Na pewno nie o własnych siłach, ale nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc.
    Myślał, że demony już są tuż za nim. Nie miał siły z nimi walczyć, więc czekał na to, co nieuniknione. Zamknął oczy, oczekując.
    Nic się nie działo, słyszał głośne bicie własnego serca. W uszach lekko mu szumiało, miał nierówny oddech.
    - Wstawaj, Yoh. Musimy uciekać.
    Ktoś pomógł mu wstać. Spodziewał się ujrzeć twarz któregoś ze swoich przyjaciół, jednak głos nie pasował do żadnego z nich. Wiedział tylko, że skądś go zna.
    Spojrzał na osobę, która mu pomogła.
    - Hao, ty żyjesz... - szepnął Yoh.
    - To nie czas na rozmowy. Długo ich nie powstrzymam - odpowiedział piroman. - Dasz radę biec?
    - Postaram się.
    Yoh, z pomocą Hao, zaczął biec znowu. Obaj skierowali się w stronę Strasznego Wzgórza. Ognisty szaman niemal ciągnął wyczerpanego bliźniaka za sobą, nie pozwalając się zatrzymać bratu. Właściciel mandarynkowych słuchawek raz po raz potykał się, gdy wspinali się na wzgórze.
    Demony dobiegły do bliźniaków. Ustawiły się w półkolu, uniemożliwiając im ucieczkę.
    Hao utworzył ognistą ścianę, aby na chwilę powstrzymać żądne krwi istoty.
    - Mamy kilka minut. Ogień ich nie powstrzyma, jedynie opóźni ich atak - wyjaśnił długowłosy, patrząc na Yoh opierającego się o nagrobek. - Odwrócę ich uwagę, wtedy ty postarasz się uciec.
    Demony przedarły się przez ogień, idąc w stronę Asakurów. Hao utworzył ognisty miecz, po czym zaczął zabijać bestie. Yoh chciał pomóc bratu, ale nie miał ani siły, ani nawet broni. Musiał posłuchać i uciekać.
    Cudem udało mu się zejść ze Strasznego Wzgórza, unikając demonów. Hao walczył z nimi na szczycie i wszystko wskazywało na to, że uda mu się wygrać.
    Zaczął powoli iść, oglądając się za siebie. Wiedział, że Hao do niego dołączy niedługo, jednak wychodząc z cmentarza obejrzał się po raz ostatni. Ujrzał demony, które okrążyły ognistego szamana, po czym rzuciły się na niego.

    - Nieee!!! - krzyknął na głos Asakura, budząc się zalany potem.
    Ostatni raz koszmary miał trzy dni temu i myślał, że już nie wrócą. Mylił się. Niemal za każdym razem Hao ginął. Początkowo z jego rąk, wydarzenia z Sanktuarium przewijały się w jego snach, a on za każdym razem przebijał Hao mieczem. Jednak dziś było inaczej. Ognisty szaman starał się go obronić, przez co został zabity przez demony.
    - Yoh, wszystko w porządku? - zapytała Anna z troską, wchodząc do pokoju.
    - Nie, nic nie jest w porządku - odparł głosem wyprutym z emocji. - On nie żyje... Ja...
    Itako uklęknęła obok niego i przytuliła go. Na co dzień nie okazywała uczuć, ale zależało jej na Yoh bardziej niż na kimkolwiek wcześniej. Zaczęła głaskać bruneta po włosach, pozwalając mu się uspokoić. Nie zapytała, co mu się śniło. Myślała, że znowu walka z Hao, tak jak wcześniej.
     Po jakimś czasie chłopak zasnął, więc blondynka położyła mu poduszkę pod głowę i przykryła go kocem.
    Gdy wyszła z pokoju bruneta, podeszła do telefonu i wykręciła numer.
    - Ren? - zapytała.
    - Anno? Czemu dzwonisz o tak nieludzkiej porze? Jest po północy.
    - Nie obchodzi mnie, co sądzisz o godzinie - powiedziała oschłym tonem. - Chcę ciebie i resztę widzieć jutro rano. - Odłożyła słuchawkę, nim Tao zdążył zaprotestować.

    Rany, ale ona ma wymagania. Nawet nie dała mi nic powiedzieć. I pomyśleć, że Yoh ma ją na co dzień, pomyślał.
    Pomimo złości na blondynkę, Ren sięgnął ponownie po telefon i zaczął dzwonić do reszty, próbując się wytłumaczyć, dlaczego niektórym z nich przeszkadza w pogrążeniu się w krainie Morfeusza.

    Następnego dnia po południu Ayame ruszyła na polanę, na której zawsze można było się spotkać z Hao. Zastała go, siedzącego przy ognisku. Hobby Asakury należało do najdziwniejszych jakie znała szarooka. No cóż, jedni zbierają znaczki, inni grają w karty, a jeszcze inni gapią się na ogień godzinami.
    - Czekałem na ciebie - odezwał się Hao, nim dziewczyna zdążyła się przywitać. Skąd on wiedział, że stała za nim? To zostanie zagadką dla czarnowłosej. - Myślałem, że przyjdziesz z Tsume.
    - Zaraz powinien tu być. Biega po lesie - odrzekła. Usiadła obok Hao, zastanawiając się, dlaczego rozpalił ognisko w dzień.
    - Rozumiem. Chciałem się o coś zapytać - zaczął Asakura. - Jak to się stało, że umiesz rozmawiać z wilkami?
    - Trudne pytanie. Sama nie wiem, umiem tak od kiedy pamiętam - odpowiedziała. - Dlaczego pytasz?
    - Ciekawi mnie to. Jestem z naturą tak blisko , jak nikt inny, a nie rozumiem tego, co mówią zwierzęta - przymknął oczy, a na polanę wbiegł Tsume, przewracając szamana. Szarooka uspokoiła wilka, a szaman dokończył: - To jest tak magiczne, że aż niemożliwe.
    - Ty coś wiesz, prawda? - zapytała Ayame. - Po to byłeś w bibliotece.
    - Tak, dowiedziałem się czegoś ciekawego - odpowiedział Hao. - To mi sporo wyjaśnia, ale najpierw radzę ci porozmawiać z rodziną. Jeśli nie powiedzą ci tego, ja to zrobię.
    - No dobrze - westchnęła. - Przyjdę jutro. Może dowiem się czegoś.
    Ayame ruszyła do domu, a Tsume podreptał za nią, merdając ogonem. Szarooka zastanawiała się, o co chodziło Asakurze. Co ukrywa przed nią rodzina? Fakt, czasami rodzice szeptali o czymś, a gdy wchodziła do pokoju, automatycznie kończyli rozmowę, ale nie sądziła, że ma to głębszy sens. A tym bardziej, że to dotyczy jej samej.
    Weszła do domu, a rodzinka spojrzała na nią z salonu.
    - Musicie mi coś wyjaśnić - zaczęła Ayame.
    Domownicy spojrzeli na nią zaciekawieni, zastanawiając się, o co tym razem chodzi dziewczynie.

~*~

Wiem, krótki rozdział. Kolejny będzie dłuższy i ciekawszy. Mam taką nadzieję przynajmniej. :D I wiem, na obu blogach przerwałam w ciekawym momencie. Wszystko powyjaśniam za tydzień. :)
Rozdział pewnie za tydzień. Plus/minus dwa dni opóźnienia ewentualnie.
W sumie to nie mam za bardzo o czym pisać jeszcze, więc chyba tyle.
Do następnego. :)

4 komentarze:

  1. Może i krótki, ale treściwy :) I X-laws wplotłaś? Zastanawia mnie po co, bo raczej tak, żeby było więcej rozdziału chyba nie? Ma to jakiś związek z tym co się dzieje z Hao?
    Ten sen było dosyć dziwaczny, ale sny takie są ^^ Wydaje mi się, że różnił się od wszystkich innych, które miał Yoh. Chociaż demony? I to aż tyle? Poza tym to że się rzuciły na Hao nie znaczy, że od razu jest martwy! Machnie włosami i odrzut gwarantowany ;)
    Telefon od Anny? Nie ma przebacz! Dziwie się, ze Ren zdążył w ogóle cokolwiek powiedzieć :P Więc będzie mały zjazd przyjaciół? Yay! Wesoła gromadka w komplecie mimo że z mało wesołego powodu...
    Nie mogę się doczekać, aż Ayame się dowie co to za tajemnica! Tylko, żeby jej powiedzieli, a nie zbyli czymkolwiek albo półprawdą. Chociaż Hao zadba o to, żeby się dowiedziała wszystkiego :)
    Czekam na ciąg dalszy, pozdrawiam Aomori.

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawa dla Nichroma! Powinien dostać jakieś odpowiednie odznaczenie za tą potyczkę z białymi głupkami xD
    Jestem porażona tym, że do Yoh jeszcze nie dotarło, że z Hao wszystko dobrze. Klapki na oczach jak nic!
    Anna jest fantastyczna! Załatwiła Rena kilkoma słowami i kazała mu się jeszcze tłumaczyć przed resztą. Ciekawe, czy żaden środek transportu wyprodukowany przez rodzinę Tao nie wybuchnie podczas przejazdu! xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. To zwątpienie Nichroma w możliwości i przeżycie mistrza chyba nie spodoba się Hao. Ale fajne hobby sobie znalazł. Takie uprzykrzanie życia Wyrzutkom to nie byle co xd
    Hao z tym swoim "wiem, ale nie powiem" jest strasznie wkurzający. Szkoda, że Ayame nie ma więcej odwagi, by mu to wypomnieć. chociaż jej rodzinka raczej nie będzie zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okeeeej... Tak wielkich zaległości to ja jeszcze nigdy nie miałam. O tych na Twoim drugim blogu wolę nawet nie myśleć...;-; Bardzo Cię za to przepraszam i dziękuję za Twoją cierpliwość do mnie.^^' Już się zabieram za nadrabianie!

    Cóż... Nie chcę być złośliwa, ale opuszczenie Rady przez Nichroma to chyba nie do końca tylko jego wybór. Gdyby sam nie odszedł, to i tak by go wylali. xD Wybacz, Nichrom. Życie.xD Poza tym widzę u niego chyba ten sam problem, co u Hao (zresztą pewnie dlaczego przyłączył się do Asakury) - w ludzkiej cywilizacji dostrzega tylko zło. Oczywiście nie przeczę, niesie ona ze sobą masę zła i braku poszanowania natury. Ale mimo wszystko ma też dobre elementy, zawiera jednostki i organizacje troszczące się o naturę. Tyle że tego akurat Hao - oraz jego zwolennicy - zdają się nie dostrzegać. Ech, ale co ja tam będę im mówić...
    Myślę że wizyta kontrolna Ayame jest jak najbardziej wskazana. W końcu to facet, dla nich nawet przeziębienie może być stanem agonalnym.xD Poza tym nie tylko zdrowie Hao trzeba tu kontrolować, bardziej przydałaby mu się chyba moralna niańka. Uważam, że braciszek świetnie sprawdziłby się w tej roli.:3 Ale póki go nie ma, może być też Ayame.
    Taaak, X-laws chyba nigdy nie nauczą się skuteczności.xD Aż dziw, że wciąż znajdują nowych rekrutów. Czym oni ich zachęcają? "Dawno nikt nie skopał ci tyłka? Dołącz do nas, szybko to zmienimy!" Cóż, przynajmniej mogą dostarczać nam rozrywki.xD
    Biedny Yoh...:( Wszyscy się nad nim emocjonalnie znęcają.:( I ja w sumie też...^^' A przecież bidulek jest ostatnią osobą, która by sobie na to zasłużyła. Mam nadzieję, że już niedługo dowie się, że Hao żyje. Pewnie nie mam co liczyć na braterską miłość tak od razu, ale może chociaż zrzuci to z jego barków te niesprawiedliwe wyrzuty sumienia...
    Dobrze, że ma Annę i przyjaciół. Ren sobie trochę ponarzeka pod nosem, ale jakby wiedział, dlaczego Anna ich wzywa, to już dawno sam by przyjechał, jak zresztą reszta paczki. Są pod tym względem niezastąpieni.:)
    Co Hao, zazdrosny?:p Nie można mieć wszystkiego. Zresztą ja bym mu najpierw radziła nauczyć się rozmawiać z bratem, potem może myśleć o zwierzętach.:p
    To rzeczywiście niefajny moment na skończenie rozdziału, ale mi to nie przeszkadza, bo zaraz sobie przeczytam ciąg dalszy~~:3 To chyba jedyny plus posiadania zaległości.^^'

    Okej, lecę czytać dalej:D

    OdpowiedzUsuń