poniedziałek, 13 czerwca 2016

Rozdział 5. Kłótnia

Ohayo,
Tym razem jestem w terminie, ha! xD Tsa, i to tylko dlatego, że wyznaczyłam sobie datę między 11 a 13 czerwca. No ale zawsze coś, prawda? ^^
Mniejsza o to. Miłego czytania. :)

~*~

    Rodzina spoglądała z zaciekawieniem na Ayame. Zastanawiali się, o co tym razem może jej chodzić. Zazwyczaj dziewczyna zadawała niewygodne pytania, które dotyczyły historii klanu. Opowiadali jej jedynie rodzinne legendy, nie dotyczące przeznaczenia Ayame.
    - Czego chciałabyś się dowiedzieć? - zapytała Reiko, matka dziewczyny.
    - Wszystkiego - odpowiedziała Ayame. - Chcę poznać całą historię rodziny ze szczegółami, bez kłamstw i owijania w bawełnę.
    Dziadkowie i rodzice dziewczyny spojrzeli na siebie z lekkim przerażeniem na twarzach. To, czego Ayame chciała się dowiedzieć, miało jeszcze trochę poczekać na ujawnienie, jednak w oczach dziewczyny płonęły ogniki, świadczące o jej pewności siebie. Wyrosła i już od dawna nie była małą dziewczynką, którą odprowadzała do domu wilczyca z okolicznego lasu.
    - Usiadź - powiedział Daisuke.
    Dziewczyna wykonała polecenie, zajmując miejsce obok babci.
    - To dość długa i skomplikowana historia - zaczął. - Nasz klan należy do jednych z najstarszych i najpotężniejszych rodów. Zapoczątkował go pewien człowiek żyjący w czasach... - przerwał ojciec, zastanawiając się jakie słowo byłoby najodpowiedniejsze. Chciał wszystko opowiedzieć z lekkim przymrużeniem oka na niektóre wydarzenia, jednak wzrok córki sprawił, że zrezygnował z okrojonej opowieści.
    - Co to za człowiek i kiedy żył? - zapytała Ayame. Miała dość tajemnic. Chciała się wszystkiego dowiedzieć od rodziny, a nie za ich plecami. - Tato, powiedz mi całą prawdę. Nie ogólnie i bez szczegółów.
    - Nie był on Japończykiem, a pochodził z Europy. A raczej z obszaru, który miał się stać Europą - odpowiedział Daisuke. - Założył tam klan, który z czasem przeniósł się na tereny dzisiejszej Japonii.
    - I tyle? - zapytała Ayame, unosząc jedną brew. Nie chciała wierzyć w to, że to koniec skrywanej historii. - Nie mówisz mi całej prawdy. Kim był ten człowiek? Chcę znać jego imię.
    - To niemożliwe - odparł beznamiętnie dziadek dziewczyny.
    - W takim razie powiedzcie mi, dlaczego rozumiem, co mówi Tsume. - Wilk uniósł pysk i spojrzał na szarooką swoimi mądrymi, bursztynowymi oczami. - A może tego też wiecie, co?
    - Wiemy - odpowiedział spokojnie Daisuke.
    - W takim razie słucham.
    - Dowiesz się tego, kiedy przyjdzie odpowiedni czas.
    - Jestem wystarczająco dorosła, żeby to zrozumieć! - warknęła, wstając.
    Babka próbowała ją zatrzymać, jednak Ayame nie słuchała nikogo. Tsume podniósł się i podążył za swoją przyjaciółką.
    - Dokąd się wybierasz? - zapytała Reiko.
    - Nie wasz zakichany interes!
    - Do niego? Zabraniam ci.
    Daisuke wstał, niesamowicie rozzłoszczony. Podszedł do córki, aby ją zatrzymać.
    - A to niby dlaczego? - zapytała, patrząc w szare oczy ojca. - Boisz się, że powie mi coś, czego wy nie chcielibyście?
    - Dość tego! - wybuchnął Daisuke. - Masz się z nim nigdy więcej nie spotykać!
    - Teraz będziesz decydował o moim życiu? Po moim trupie, ojcze.
    - To moje ostatnie słowo! - krzyknął, wychodząc z pomieszczenia.
    Ayame wściekła do granic możliwości, ruszyła szybkim i stanowczym krokiem do swojego pokoju. Miała dość oglądania twarzy ludzi, którzy tyle razy ją okłamali. To ma być rodzina? Dziewczyna nie widziała niczego, co wskazywałoby na to. Wydawało jej się, że zna tych ludzi, z którymi spędziła piętnaście lat. Myliła się. Oni ciągle mieli tajemnice i nic nie chcieli jej powiedzieć. Za każdym razem unikali odpowiedzi na trudne pytania, zadawane przez Ayame. Dobrze pamiętała dzień, w którym zapytała matkę o mowę wilków. Reiko nakrzyczała na nią, mówiąc, że nie zna na to odpowiedzi. Teraz szarooka wiedziała na pewno, iż matka ją okłamała. I to niejednokrotnie.
    Usiadła na podłodze, a obok niej Tsume. Zaczęła głaskać wilka po pysku.
    Wszystko w porządku? Tsume spojrzał na nią, kładąc łapę na jej udzie.
    Dziewczyna pokręciła głową. Nic nie było w porządku. Okłamywali ją na każdym kroku.
    Tsume przybliżył pysk do twarzy szarookiej i polizał ją po policzku. Chciał w ten sposób powiedzieć jej, że wszystko się ułoży. Czarnowłosa wtuliła się w miękkie, pachnące słodką wonią lasu, futro wilka. Zawsze gdy było jej źle, przytulała się do swojego najwierniejszego przyjaciela. Tsume nigdy jej nie opuścił i był przy niej, kiedy najbardziej go potrzebowała.
    Wpadła na pomysł, który zamierzała zrealizować dziś w nocy. Wstała gwałtownie z podłogi, a Tsume uniósł jedno ucho, zaciekawiony dźwiękiem otwieranej szafki nocnej.
    Zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Skoro mnie okłamują, to sama odkryję prawdę, pomyślała. Nie zobaczą mnie przez najbliższy czas, żałując wszystkiego.

    Daisuke siedział w swoim gabinecie. Żałował, że nakrzyczał na córkę, ale ona nie dała mu wyboru. Nawet dla niego to było trudne. Nie potrafił od tak mówić o przeszłości klanu, która sięgała tak daleko. Tym bardziej, jeśli dotyczyła ona jego córki. Chciał chronić ją za wszelką cenę, a ona tylko wszystko mu utrudniała.
    - Przepraszam, Ayame... - szepnął. - Niestety nie mogę ci tego powiedzieć.
    - Mówisz sam do siebie? - usłyszał drwiący głos za oknem.
    - Czego chcesz? - warknął Daisuke, widząc uśmiechniętego Hao na swoim parapecie.
    - Ja? Och, daj spokój. Ja niczego nie chcę - mruknął, machając niedbale dłonią - ale ty lepiej zastanów się nad swoim postępowaniem. Ona powinna wiedzieć, żeby się bronić.
    - Nie mów mi co mam robić! - syknął, ale Asakury już nie było.
    Został sam ze sobą, zastanawiając się nad słowami ognistego szamana. Chcąc czy nie chcąc - musiał przyznać Hao rację. Na Ayame czyhało wiele niebezpieczeństw, gdy ktoś odkryje jak ważna jest dla losów świata. Chciał ją chronić, a w efekcie sprawił, że córka była na niego wściekła i teraz nie uwierzy w jego ani jedno słowo.

    Przez lotnisko w Tokio szły trzy osoby. Na czele kroczył młody, ale dobrze zbudowany fioletowowłosy chłopak, a za nim wysoka, hojnie obdarowana przez naturę dziewczyna. Obok niej wysoki, umięśniony mężczyzna ciągnął bagaże. Nie był on człowiekiem, a przynajmniej nie do końca, bowiem od ponad siedemnastu lat był martwy, a jego dusza zamieszkiwała tylko ciało marionetki.
    - Jun, nie mamy czasu na cappuccino w kawiarni! - warknął złotooki w stronę dziewczyny, która stała już w długiej kolejce przy kawiarence.
    - Lee Pyron pomoże ci z bagażami, Renny. Ja się w tym czasie napiję czegoś ciepłego - odparła niebieskooka, uśmiechając się promiennie do brata.
    - Nie mamy na to czasu - powiedział stanowczym tonem i pociągnął siostrę za rękę.
    - Nie spałam całą noc! Jest dziewiąta, a ja jestem zmęczona, Renny. Potrzebuję kofeiny.
    - Nie rób scen na lotnisku, droga siostro. No już, idziemy - mruknął Ren, nie dając Jun zaprotestować. - Poza tym nikt nie kazał ci się pakować przez osiem godzin.
    Jun już się nie odezwała. Szła w ciszy obok swojego stróża, który niósł jej bagaże. Miała nadzieję, że chociaż będzie miała chwilę na wypicie kawy w wieżowcu.

    Dwie godziny później Jun, Ren i Lee stali pod domem Yoh. Złotooki zapukał, a drzwi otworzył mu Asakura, najwyraźniej zdziwiony widokiem przyjaciela na werandzie.
    - Hej! - zawołał. - Co was sprowadza?
    - Anna - odpowiedział krótko, zwięźle i na temat Tao.
    - Rozumiem - mruknął brunet. - Wchodźcie - zaprosił rodzeństwo Tao i Lee Pyrona do środka.
    - Spodziewaj się jeszcze reszty, w tym tych dwóch głąbów - powiedział Ren. Yoh po chwili zrozumiał, że przyjacielowi chodzi o Horo i Choco.
    - Cieszę się, że jesteście - usłyszeli głos Anny z salonu.

    Wieczorem cała wesoła gromadka była już w komplecie. Wszyscy byli, lekko mówiąc, niezadowoleni z pobudki, jaką zafundował im Ren o pół do pierwszej w nocy. Teraz siedzieli przy stole i żartowali, jakby zapomnieli o urazie do Tao i opowiadali sobie, co robili przez ostatnie dni. Każdemu brakowało walk i emocji, towarzyszących podczas Turnieju.
    Ryu wrócił ze swojej podróży w poszukiwaniu wybranki swojego serca, Faust zostawił klinikę w rękach znajomego lekarza, a Choco z wdzięcznością porzucił pracę jako kelner w knajpie. Renowi było wszystko jedno, gdyż już dwa dni temu załatwił sprawy rodzinne i zamierzał wrócić do Tokio niedługo. Jun przyjechała z nim, twierdząc, że musi opiekować się swoim małym braciszkiem. Natomiast Horo i Pirika niechętnie opuścili rodzinną wioskę. Brakowało z nimi tylko Tamao i Lyserga.
    - Czy ktoś mi w końcu wyjaśni, dlaczego wszyscy tu jesteśmy? - Horokeu zadał kluczowe pytanie, które nurtowało każdego z nich od rozmowy telefonicznej w nocy.
    - Chodzi o... - zaczęła Anna. - To dość skomplikowane.
    - Anno... - Yoh spojrzał na narzeczoną. - Nic mi nie jest. Niepotrzebnie wszyscy się zjawili.
    - Nie chodzi tylko o ciebie.
    Wszyscy spojrzeli zaciekawieni na Itako. Blondynka milczała przez chwilę, zastanawiając się, jak im przekazać niepokojące wieści. W nocy, gdy Yoh obudził się z krzykiem, zrozumiała pewną rzecz. Sen zaprzątał myśli bruneta, zanim ponownie zasnął. Anna nie chciała grzebać narzeczonemu w głowie, ale koszmar Yoh był tak wyraźny, jakby ktoś wyświetlił projekcję na ścianie.
    - Chodzi o Króla Duchów. I po części o Hao.
    - Co? - zawołał Choco. - On nie żyje, prawda?
    - Prawdopodobnie - odparła spokojnie Kyouyama.
    - Co ma oznaczać to prawdopodobnie? - Ren zmrużył oczy, niezadowolony z takiego obrotu spraw.
    - Anna chciała przez to powiedzieć, że tego nie wiemy, czy Hao nie żyje - powiedział Manta. - Nikt nie widział tego wyraźnie, poza tym Hao był niezwykle potężny i jakby to powiedzieć... Nie sądzę, abyście, nawet po zsumowaniu waszego furyoku, mogli przewyższyć jego potęgę. Bez urazy oczywiście.
    Ren prychnął cicho. Właściwie to tak myślał, że to wszystko było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe.
    - Oczywiście, Manta chciał również powiedzieć, że mogliśmy mieć szczęście i pokonaliśmy Hao - powiedziała Anna. - Jednak mam dziwne przeczucie, że niedługo będziemy musieli ponownie stanąć do walki.

    Marco po małej porażce siedział w fotelu, obrażony na cały świat. Mógł zabić to nasienie zła, poplecznika Hao, kiedy tylko miał okazje. Powinien był nie wdawać się w gierki słowne Nichroma. Zazwyczaj właśnie przez takie błahostki ponosili porażki.
    - Marco, nie zamartwiaj się - powiedziała melodyjnym głosem Jeanne. Przechadzała się po pokoju. - Będzie inna okazja, a sprawiedliwość dosięgnie każdego.
    - Masz rację, pani - odpowiedział blondyn i od razu się ożywił.
    - Będziesz mógł się wykazać w walce ze złem - powiedziała. - Jesteśmy potrzebni światu.
    Marco uśmiechnął się. Jeanne miała rację, niebawem oczyszczą świat ze zła i będą triumfować na oczach każdego, kto źle im życzył. Pokażą innym, na co ich stać.

    Nichrom był po części zadowolony z siebie, jednak po częśli również żałował, że nie zabił tych fanatyków. Uśmiechnął się z myślą, iż to nic straconego. Jeszcze będzie miał niejedną okazję wyplenić całą tę organizację z powierzchni ziemi.
    Idąc leśną ścieżką, ujrzał dym z ogniska, które, jak sądził, paliło się na polanie. Zastanawiał się, kto mógł je rozpalić. Znał tylko jedną osobę, robiącą to codziennie. To mógł być tylko Hao, ale odgonił tę myśl, ponieważ sądził, że Hao nie żyje.
    Dotarł do polany i zamarł w bezruchu. Myślał, że ma omamy wzrokowe, gdyż przy ognisku siedział Hao we własnej osobie. Ta sama peleryna, te same włosy i siedział w takiej samej pozycji, w jakiej miał w zwyczaju spoglądać w ogień. To mógł być tylko i wyłącznie Władca Ognia, nikt inny.
    - Hao-sama...
    - Nichrom. - Hao uśmiechnął się do Indianina. - Miło cię widzieć.
    - Nie mogę uwierzyć, że...
    - Że żyję? - zapytał Asakura z rozbawieniem. - Nie tak łatwo mnie zabić, dobrze o tym wiesz.
    Nichrom uśmiechnął się z zakłopotaniem. Oczywiście, że wiedział jak potężny jest Hao i nie wątpił w jego moc, ale wszystko wskazywało na jego śmierć, a przynajmniej do niedawna. Teraz siedział obok Asakury przy ognisku i dziwił się, jak swobodnie piroman z nim rozmawia. Dawniej był mniej wygadany, jednak spędził tydzień w odosobnieniu, mając tylko towarzystwo Ayame i wilka.
    Hao uśmiechnął się. Dziś miał Nichroma u swojego boku, a już niedługo znowu będą z nim jego wszyscy uczniowie. Nie miał wątpliwości, wiedział, że przeżyli. Byli zbyt silni, aby przegrać. Sam ich szkolił i znał ich możliwości.

~*~

Długością nie zachwyca, ale i tak jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału. ^^ Podoba mi się ta historia i tylko czekam, aż spotkam sobie bliźniaków i rozwinę właściwą akcję. xD Wtedy rozdziały będą zdecydowanie bardziej treściwe. :)
Ogólnie rzecz ujmując - dziś spędziłam cały dzień na pisaniu. No prawie cały dzień, ale mniejsza o to. Okupowałam laptopa wujka od godziny 16, aż do teraz. Aż się pytał, czy książkę piszę. xD Dużo się nie pomylił, chyba... ^^"
Nie będę przedłużała. :)
Widzimy się za tydzień, mam nadzieję, że bez opóźnień i raczej w terminie. :) Aczkolwiek poślizgi w czasie to już moja specjalność ostatnio, ale mam nadzieję, że z tego wyrosnę. xD
Do następnego. :3

5 komentarzy:

  1. Miałam skomentować wczoraj, ale coś mnie pochłonęło, dlatego też jestem z jednodniowym opóźnieniem :) Ayame dowiedziała się tak wiele od swojego ojca, że chyba mózg jej od tego nadmiaru informacji wybuchnie ^^ Co jest z tym facetem? Chyba nie chce dopuścić do siebie, że to co wie jest prawdą i uważa że gdy nie powie swojej córce to nic się nie wydarzy... Hao go chyba nieco oświecił (po raz kolejny zresztą) ale już za późno. Czyżby Ayame planowała ucieczkę do Haosia? Będą siedzieć wspólnie przy ognisku i Hao będzie jej opowiadał mrożące krew w żyłach historie o niej samej a obok Tsume będzie wył do księżyca :P Romantycznie nie ma co :P
    Nie zawiodłam się na Annie, ubóstwiam te momenty gdy wychodzi z niej ta osoba która zawsze wszystko wie przed innymi, i jak tu jej nie podziwiać? Zgrabnie ominęła temat tego o Yoh przeżywa niezupełnie go ignorując i przeszła do sedna :D no cudooo! hehe
    Marco coś planuje... i nie będzie to nic normalnego zapewne -.-' gdzie jest Jeanne? Powinna pilnować swojego psa trochę lepiej :P
    Nichrom jaki zadowolony, że może posiedzieć z Hao xd jakby mu oddali ulubioną zabawkę :P
    Super notka i gratuluje, że w terminie :P Sprawdzałam od 11.06 czy się coś nie pojawiło :D
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, wczoraj złożyłam przysięgę na Rina Okumurę, że dzisiaj skomentuję, to komentuję :D Tak, nie ma to jak władczy tatusiek =.= Takich to tylko udusić... Dobra, wiem,iż się martwi i w ogóle, ale czemu od razu wyskakuje z krzykiem (delikatnie mówiąc) do córki? =.= Nie mógł jej spokojnie przedstawić swoich argumentów? =.= Rodzina Ayame się bawi w rodzinę Asakurów i Tao, jak widzę. Sekrety, sekrety i jeszcze raz sekrety... Scena na lotniku by Ren Tao rozwaliła mój system xD Normalnie w kilku zdaniowym fragmenciku ukazałaś 100% charakterku Rena xD Jednak dziwi mnie, że Jun nie zastosowała swojej tajnej broni (czyt. oczu zbitego pieska)XD Wtedy na pewno wypiłaby szklankę/filiżankę upragnionej kofeinki xD Ale fakt, nikt jej nie kazał się 8 godzin pakować... OMG, tak długie pakowanie się jest w ogóle możliwe? xD Zebranie w sprawie Hao było do przewidzenia... Ciekawa jestem, jak zareaguje pan Pietrucha, gdy się dowie, że jego nemezis jednak żyje. Pewnie się obruszy i odejdzie albo spróbuje "przymknąć oko" na przeszłość. Marco to debil i tyle w temacie. A z debilami lepiej nie zaczynać... Niestety, Nichrom chyba tego nie wie, bo inaczej by nie zaczynał z naszym blondasem. Albo też ma to w nosie, znając go... Końcówka była bardzo w stylu Hao. Dobra, kończę, bo chyba przekroczyłam limit. Pozdrawiam Ginny Kurogane :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ayame ucieknie z domu! :D Bardzo to niewychowawcze, ale popieram xD
    Kurcze, Jun pakuje się osiem godzin? Co ona? Całą szafę ze sobą przywiozła? gdyby Lee był żywy to by tych toreb tak chętnie nie nosił.
    Anna też ma przeczucie. Znowu będą się bić. Oznacza to wznowienie treningów!

    OdpowiedzUsuń
  4. Scena kłótni Ayame z rodziną była piękna. szczególnie ten fragment o "pójściu do niego" i ciąg dalszy. Wiem, że nie cieszy się najlepszą opinią, ale skojarzyło mi się ze scenami z filmów/książek, kiedy dziewczyna zaczyna się spotykać z chłopakiem uznawanym za nieodpowiedniego przez rodzinę xD
    To może by tak sprawiedliwość sięgnęła i po Wyrzutków? xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nom, to teraz rozsiadamy się wygodnie i słuchamy opowieści o rodzinnych sekretach.:>
    ...aha. Chyba słowo "rozczarowanie" będzie tu najodpowiedniejsze. W takim razie Ayame pewnie dowie się od Hao. Cóż, ona próbowała być fair wobec rodziny, a że oni tego nie odwzajemnili, to ich strata. Z drugiej strony jestem w stanie zrozumieć, że robią to, bo im na niej zależy i myślą, że w ten sposób ją chronią. Niestety powszechnie wiadomo, gdzie takie dobre chęci są wykorzystywane jako kostka chodnikowa. A poza tym... Ja też chcę poznać tę historię, no! Opowie ją ktoś wreszcie czy nie?xD
    What what?? Ren postawił się w czymkolwiek siostrze?? Wybacz, ale w takue sci-fi to nie uwierzę.xD
    Hahaha Anna to jednak jest mistrzem strategii.xD Obudziła Rena i kazała mu obudzić resztę, przez co teraz ta reszta jest wściekła na Rena, nie na nią.xD Genialne i godne Królowej Szamanów.xD
    Wmawiaj sobie, Marco, wmawiaj.xD
    Ech, ta chęć zabijania u Nichroma... Powinien wiedzieć, że zabijanie nie prowadzi do niczego dobrego. Przez zabijanie stracił brata... Coś mi się widzi, że Hao powinien zabrać całą swoją drużynę i wybrać się z nimi na jakąś terapię grupową czy coś...

    Dobra, to kolejny rozdział:D Też czekam na spotkanie bliźniaków :3

    OdpowiedzUsuń