poniedziałek, 20 czerwca 2016

Rozdział 6. Ucieczka

Ohayo,
znowu w terminie! Brawo ja! xD Dobra, nieważne, cieszę się jak małe dziecko. ^^"
Bez zbędnego przedłużania. :D
Miłego czytania. :)

~*~

    Księżyc w fazie pełni oświetlał wszystko wokół. Bladoniebieskie światło wpadało przez okno na twarz czarnowłosej dziewczyny, leżącej na łóżku. Otworzyła leniwie oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Z roztargnieniem wywnioskowała, że już jest noc, a sama zasnęła.
    Przeciągnęła się, szturchając lekko w bok leżącego obok niej wilka. Zwierzę spojrzało na nią z wyrzutem. Nie rozumiał, dlaczego jego wilcza siostra* go obudziła. Ziewnął, po czym wstał i przeciągnął się, aby rozprostować kości i rozciągnąć mięśnie oraz ścięgna. Po chwili uświadomił sobie o ich wspólnej ucieczce.
    Ayame spojrzała przez okno. Położenie księżyca mówiło jej, że jest po północy, może koło pierwszej. Idealny czas na ucieczkę z domu pełnego kłamstw i nieszczerości. Nie myśląc za wiele, kazała Tsume zejść po schodach i wyjść na dwór. Zarzuciła niewielką torbę na ramię i weszła na parapet. Szybko i płynnie zeskoczyła na jedną z gałęzi rozłożystego dębu. Spostrzegła, że Tsume już na nią czeka, machając wesoło ogonem. Zeskoczyła na ziemię.
    Tsume patrzył z zaciekawieniem na swoją przyjaciółkę. Oczekiwał aż Ayame powie mu, dokąd ma się udać.
    - Idziemy do Hao - powiedziała i ruszyła dróżką, prowadzącą przez las.
    Tsume nie zastanawiał się długo i po chwili biegł przez zarośla leśne. Co jakiś czas przystawał i nasłuchiwał, czy Ayame nadal idzie za nim. Według wilka dziewczyna była sprytna i szybka, ale w ciemnym lesie poruszała się jak bezradne szczenię, więc musiał dbać o bezpieczeństwo czarnowłosej.

    Ayame wyszła z lasu i znalazła się na polanie. Kilka metrów dalej przy ognisku siedział długowłosy brunet w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Nie znała go, ale wywnioskowała, iż jest to jeden z popleczników Hao.
    Podeszła bliżej.
    - Witaj, co cię sprowadza o tej godzinie? - zapytał nieco zdziwiony Hao.
    - Uciekłam z domu. Dalej nie powiedzieli mi prawdy - odparła, siadając na ziemi.
    - Rozumiem też, że nie przyjmiesz odmowy - przeniósł swoje spojrzenie na ogień - więc nie mam wyboru i muszę ci wszystko wyjaśnić.
    - W takim razie dobrze myślisz. - Uśmiechnęła się.
    - Najpierw poznaj Nichroma. - Asakura przedstawił czarnowłosej byłego członka Rady. - Nichromie, poznaj Ayeme i jej wiernego towarzysza - Tsume.
    - Miło mi - powiedziała czarnowłosa.
    Nichrom lekko skinął głową.
    - Skoro formalności mamy z głowy - powiedział Hao. - To może przejdę do sedna sprawy. Tylko jest mały problem.
    - Jaki? - zapytała szarooka.
    - Niektórych rzeczy sam nie wiem, więc będziesz musiała znaleźć inne źródło informacji niż ja lub książki z twojej rodzinnej biblioteki.
    - Rozumiem - mruknęła. Wiedziała, że to zbyt piękne, aby Hao znał całą historię od A do Z. - W każdym razie powiedz mi to, co już wiesz.
    - Zacznijmy od tego, że twój klan sięga do czasów, które miały miejsce sześć tysięcy lat temu, w epoce kamiennej dokładnie. W tym czasie Europę porastał wielki, niekończący się las, w którym zamieszkiwały klany, między innymi: wilka, kruka, pardwy, płowego jelenia, rysia, tura, konia leśnego, żmii, nietoperza, wydry, orła i jeszcze kilkanaście innych. Skupmy się na klanach wilka, płowego jelenia i kruka. Z klanu wilka pochodził pewien mag lub inaczej szaman**. Mężczyzna przyłączył się do tak zwanych Uzdrowicieli, ale po pewnym czasie zaczęto nazywać ich Pożeraczami Dusz. Mag z klanu wilka zrozumiał, że ci czarodzieje są źli i postanowił od nich odejść. Niestety, jak zostałeś Pożeraczem Dusz, to nie łatwo jest wtedy odejść. Magowi się udało i wraz z żoną, która była z klanu płowego jelenia, żył w ukryciu. Niedługo później urodził się im syn, chłopiec o imieniu Torak. Matka chłopca zmarła przy porodzie, a ojciec, aby wykarmić syna, podłożył go do wilczej jamy, w której były małe szczenięta. Torak wychował się wśród wilków i nauczył się wilczej mowy. - Hao przerwał, spojrzał znacząco na Ayame, po czym kontynuował: - Co było później? Tego sam nie wiem. Jedno jest pewne, że po śmierci ojca Torak wyruszył w jakąś ważną dla wszystkich klanów podróż i spotkał Renn, dziewczynę z klanu kruka. Po skończeniu piętnastego roku życia, Torak musiał znaleźć sobie kobietę, jak mówiły zwyczaje i prawa klanowe. Jednym słowem on i Renn dali początek twojej rodzinie.
    - Ale to przecież za mało, żebym mogła wywnioskować coś sensownego - zauważyła Ashigaka. - Nie wiesz niczego więcej? Na przykład na temat mojej zdolności rozmawiania z wilkami?
    Hao pokręcił przecząco głową.
    - I nie zaprzątaj sobie głowy tym, że mowa wilków jest u ciebie dziedziczna, bo z tego co wiem, to tylko ty rozmawiasz z wilkami - powiedział długowłosy. - Musi być jakieś inne sensowne wyjaśnienie, którego na razie nie znam.
    - W każdym razie, dziękuję. - Pocałowała Hao w policzek, po czym jakby nic się nie stało, zaczęła się grzać przy ognisku. Asakura również udał, że nic się nie stało.
    - W Europie we Włoszech widziałem starszą kobietę z tatuażami na czole - powiedział Nichrom, który wcześniej milczał. - Myślę, że to ktoś z pozostałości dawnych klanów.
    - Klan kruka...
    - Skąd wiesz? - zapytała Ayame, słysząc szept Hao.
    - Nie mówiłem ci, ale kiedy byłem w bibliotece dotknąłem jednej z książek i zobaczyłem wielki las i każdy z klanów osobno - wyjaśnił Asakura. - Teraz potrafię ich rozróżnić bez najmniejszego problemu. No prawie, gdyż niektóre rodziny wolą tatuować sobie zwierzęta klanowe, co będzie nieco trudniejsze do rozróżnienia, bo ludzie lubią sobie tatuować coś, czego znaczenia nawet nie znają.
    - To kiedy wyruszamy na poszukiwania?
    Ayame ożywiła się. Miała nadzieję, że Hao pomoże jej odkryć wszystkie tajemnice, jakie ukrywała przed nią rodzina. Teraz, gdy znała początki swojego rodu, nie mogła odpuścić i musiała dowiedzieć się więcej. Na rodzinę nie mogła liczyć, mogła zaufać tylko ognistemu szamanowi. Miała nadzieję, że jej nie zawiedzie.
    - My? - zapytał, unosząc lekko jedną braw. - Jak na razie mam sporo rzeczy do załatwienia w Tokio - odpowiedział Hao. - Wiesz gdzie jest Mattie, Kanna i Marie? - skierował pytanie do Nichroma.
    - Północne Włochy, Mediolan - odparł szatyn.
    - No tak. Stolica światowej mody. Mogłem się domyślić - mruknął i dodał po chwili: - A co z Opacho? Co jak co, ale to tylko sześciolatka.
    - Jest bezpieczna - odparł Nichrom. - Hanagumi się nią zajęły.
    Hao odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, że Opacho nic nie jest. Fakt, źle ją potraktował w Gwiezdnym Sanktuarium, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby teraz coś jej się stało. Nie był potworem, a przynajmniej nie dla swoich ludzi. Murzynka zawsze była wyjątkiem od wszelkich reguł.
    Ayame nie odzywała się od dłuższej chwili, jedynie przysłuchiwała się rozmowie dwóch szamanów. Nichrom zachowywał się jak zbuntowany nastolatek, ale nie do końca taki, jak reszta zwykłych nastolatków. Jego rysy twarzy były zbyt poważne jak na jego wiek, a w oczach dało się zauważyć głęboko skrywany smutek.
    Natomiast Hao wydał jej się inny, nie był tym samym szamanem, którego poznała kilka miesięcy temu. Dawniej był bardziej skryty, ukrywał uczucia pod maską obojętności, a teraz miała wrażenie, że dostrzega jak te uczucia wydostają się powoli na zewnątrz. Nie wiedziała, co się stało podczas Turnieju Szamanów, gdyż Hao niewiele jej powiedział, ale musiało to być coś ważnego, skoro coś się zmieniło wtedy.

    Yoh obudził się rano z uśmiechem na twarzy. Pierwszy raz od dawna nie miał koszmarów i czuł, że to dobry początek, jednak niektóre myśli nie dawały mu spokoju. Niepokoił go jego ostatni koszmar i chociaż wszystko wskazywało na to, że już się skończyły, to dalej zastanawiał się, czy nie ma w nim jakiegoś ukrytego sensu.
    Ubrał się i zszedł na dół na śniadanie. Gdy usiadł przy stole, Ryu postawił przed nim talerz z kanapkami, które były oczywiście z sałatą i pomidorem. Anna nie pozwoliła mu na puste kalorie i chciała, aby dalej pilnował diety.
    Gdy skończył jeść, stwierdził, że pójdzie na poranny trening. Chciał trochę poćwiczyć, więc przeprosił wszystkich i wyszedł. Jeśli na Rena zmęczenie mięśni działało kojąco i pomagało się wyładować, to może i jemu pomoże.
    Biegł przez park przy dźwiękach muzyki. Znajdował się niedaleko wyjścia, gdy nagle zobaczył swojego brata bliźniaka, idącego przez przejście dla pieszych. Przetarł oczy, aby się upewnić, że wyobraźnia nie płata mu figli. Spojrzał jeszcze raz, nerwowo mrugając. I nic. Ani śladu po Hao.
    Ale byłem pewny, że to Hao... No cóż, może za dużo o nim myślę, pomyślał z roztargnieniem.

    Ayame siedziała na dużym pniu. Myślała o tym, co usłyszała w nocy od Hao. Ten, który dał początek jej klanowi, nazywał się Torak. Torak z klanu wilka, syn maga. Niewiele o nim wiedziała, ale czuła się tak, jakby znała go osobiście. Był jej dziwnie bliski, zapewne dlatego, że oboje rozumieli mowę wilków, chociaż ona znała ją od zawsze, a Torak nauczył się jej jako niemowlę. Nie wiedziała jeszcze, dlaczego tak było, ale zamierzała się tego dowiedzieć.
    Teraz musiała poczekać, aż Hao uporządkuje swoje sprawy. Później wybiorą się do Włoch, tak jak obiecał ognisty szaman. Cieszyła się, że piroman jej pomaga, jednak miała wrażenie, że Asakura ma w tym swój własny interes. Hao raczej nie zamierzał jej wykorzystać, ale i tak coś jej w tym wszystkim nie pasowało do siebie. On rzadko kiedy pomagał komukolwiek.

    Hao szedł spokojnie przez Tokio. Musiał się spotkać z pewnymi osobami, co trochę uniemożliwił mu Yoh. Z trudem udało mu się zniknąć. Nie, Wielki Asakura Hao nie bał się. Nic  z tych rzeczy, ale jak na razie nie chciał narażać się na jakieś konflikty z bratem i jego przyjaciółmi. Miał coś ważniejszego do zrobienia. Musiał znaleźć tych idiotów Koshi`ego i Kamashiro. Co prawda bracia byli totalnymi nieudacznikami i wielokrotnie go zawiedli, jednak Hao ich teraz potrzebował.
    Spotkał ich pod jakimś luksusowym hotelem, gdy próbowali coś zarobić. Bez zbędnych szczegółów powiedział im, że chce, aby poszli za nim, a Koshi i Kamashiro w obawie o swoje życie teleportowali się razem z Hao na przedmieścia Tokio.
    - Ty powstałeś z grobu jak feniks z popiołu! - zawołał Kamashiro.
    - Brachu, to świetny kawałek do piosenki - zauważył Koshi.
    - Widzę, że nadal się rozwijacie - mruknął niezadowolony Hao. - Mam dla was robotę, chociaż nie wiem, co mnie skłoniło do tego, żeby wam ponownie zaufać.
    - Nie zawiedziemy cię!
    - No ja mam taką nadzieję - powiedział Asakura - ale może najpierw posłuchacie, o co chodzi. Mianowicie chcę, żebyście znaleźli Zeng-Chinga, Mohammada, Luchista, Zinca i Peyote. Macie dwa dni.
    - Oczywiście, Hao-sama! - zawołali z entuzjazmem i pobiegli w tylko im znaną stronę.
    Z kim ja się zadaję? Ech... Przynajmniej wiem, że tego nie spaprają. Nawet oni nie są do tego zdolni, pomyślał Hao. Przewrócił teatralnie oczami, po czym skierował się w stronę polany, na której czekali na niego Ayame i Nichrom.
    Ścieżka, którą szedł była mało uczęszczana, gdyż trawa porastająca dróżkę nie była bardzo wydeptana. Oczywiście, nie była ona soczyście zielona, ale była w o wiele lepszym stanie od większości ścieżek leśnych.
    Wsłuchiwał się w odgłosy natury, uśmiechając się lekko. Jego peleryna powiewała za nim, a włosy rozwiewał mu wiaterek. Tak bardzo zgrał się z Matką Naturą, że nie usłyszał osoby biegnącej za nim.
    - Hao - usłyszał swoje imię - wiedziałem, że to nie były przywidzenia.
    - Yoh? - bardziej stwierdził niż zapytał długowłosy. Powoli odwrócił się do swojego brata. Nie miał zamiaru już uciekać lub teleportować się. Wiedział, że kiedyś będzie musiał spotkać się z bliźniakiem. - Jak przypuszczam chcesz mnie za...
    - Nie, ja nie chcę cię zabić - przerwał mu Yoh. - Chciałem tylko... porozmawiać.
    Hao był co najmniej zdziwiony, nie przypuszczał, że jego pierwsze spotkanie z bratem po przerwaniu Turnieju będzie takie... pokojowe. Spodziewał się raczej kolejnej walki na śmierć i życie, tak jak w Gwiezdnym Sanktuarium. Był przekonany, że Yoh, tak samo jak rodzina i reszta ludzkości, uważa go za okrutnego szamana, który potrafi tylko niszczyć i mordować innych.
    - Tylko widzisz, ja nie mam ochoty na rozmowę - odparł chłodno, gdy otrząsnął się ze zdziwienia. - Nawet jakbym miał, to i tak nie mam czasu. Żegnam.
    Hao odwrócił się i już miał odejść w tylko sobie znanym kierunku, gdy Yoh zatrzymał go, stając naprzeciwko niego.
    - Poczekaj, proszę. Chcę z tobą porozmawiać - powiedział właściciel mandarynkowych słuchawek.
    Ognisty szaman wiedział, że Yoh ma szczere intencje, ale nie miał ochoty na rozgrzebywanie przeszłości, a właśnie z tym równała się rozmowa z krótkowłosym Asakurą. Nie miał też na to czasu, bo obiecał Ayame pomoc. W dodatku musiał odszukać prawie wszystkich swoich uczniów.
    - Ale ja nie chcę, Yoh. - Wyminął brata. - Żegnaj.
    Krótkowłosy Asakura stał zawiedziony. Spodziewał się takiej reakcji Hao, nie mógł oczekiwać, że bliźniak wybaczy mu zniszczenie jego marzeń. Jednak musiał spróbować jeszcze raz.
    - Hao - zawołał za bratem z nadzieją, że ten się chociaż zatrzyma.
    Ognisty szaman nie odezwał się, ale przystanął. Czuł narastającą irytację, jednak zdecydował się po raz ostatni wysłuchać tego, co chce powiedzieć Yoh.
    - Nie będę teraz naciskał, ale mam propozycję. Będę każdego wieczoru czekał na ciebie  na Strasznym Wzgórzu - powiedział Yoh. - Jak będziesz chciał porozmawiać, to po prostu przyjdź.
    Długowłosy Asakura nie spodziewał się takiej propozycji od brata. Odwrócił się, jednak Yoh już biegł, odwrócony do niego plecami. Nie chciał go zatrzymywać. Nawet nie wiedziałby, co mu powiedzieć.
    Stwierdził, że zastanowi się jeszcze nad rozmową z Yoh. Teraz musiał wrócić do obozu.

***

* Wilcza siostra - Tsume tak określa Ayame, ponieważ ona rozumie mowę wilków.
** Szaman - oznacza czarownika/maga klanu. Coś jak szaman w plemionach indiańskich.

~*~ 

Rozdział do najdłuższych nie należy, ale mi się w sumie podoba (zapewne dlatego, że Yohś już wie o tym, że Haoś przeżył). ^^ Tak, dziś wyjątkowo wszystko mi się podoba, nawet jeśli pogoda dzisiaj była jak nastrój Króla Duchów w rozdziale 20 na pierwszym moim blogu. XDD Przynajmniej nigdzie mnie nie ciągnęli i mogłam spokojnie pisać rozdziały, to znaczy na tego bloga to w sumie tylko wprowadzam ostateczne poprawki, ewentualnie coś dopisuję jeszcze pod wpływem weny. :D
Następny rozdział jakoś w przedziale sobota-poniedziałek. :) Postaram się w miarę wcześnie coś napisać. ^^
No to do następnego! :)

5 komentarzy:

  1. Liczyłam, że Ayame więcej się dowie :/ Hao tak się przechwalał, że on wie o czymś i szantażował ojca Ayame a tak na prawdę to guzik wie. Zawiodłam się na nim, chyba że nie powiedział jej wszystkiego :P co by było właściwie w jego stylu hehe :) mam nadzieje, że Ayame się dowie wkrótce czegoś więcej :) Spotkanie bliźniaków zasługuje na tytuł zaskoczenia miesiąca :D nie spodziewałam się totalnie tego!!! Co prawda Haoś niezbyt mile potraktował swojego brata, no ale Yoh jakby nie patrzeć też nie był zbyt łaskawy w Gwiezdnym Sanktuarium :P Ah i ta obietnica czekania na strasznym wzgórzu! Zupełnie jak Amidamaru i Mosuke tylko mam nadzieje że bliźniaki nie skończą jako duchy :P
    Obie notki rewelacyjne i nie ma się do czego przyczepić :P
    Pozdrawiam Aomori

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmiałam się. Hao miałby komuś pomagać bezinteresownie?! Co to,to nie XD
    Hao:Miło wiedzieć, że masz mnie za bydlaka i egoiste
    Tylko się nie obrażaj, bo będę musiała dać dowód swojej miłości i Cię przytulić XD
    Hao: Proszę, bardzo tylko nie duś mnie tym razem
    *tuli się do Asakury* Yoh dokończysz za mnie komentarz? *robi oczka jak kto że Shrek'a*
    Yoh: No jak tak ładnie prosisz... Zgadzam się. Mari bardzo spodobało się, że bracia mimo wszystko ciszy się, że jest to bardziej naturalne niż na niektórych blogach, gdzie od razu jest miłość i jest tak "kawaii", aż Mari-san słabo się robi, bo woli bardziej realistyczne historie. Po za tym cieszy się, że Ayame uciekła z domu, a z drugiej strony uważa to za mało rozsądne, bo jak twierdzi nigdy nie wiadomo co mojemu braciszkowi do łba strzeli. To wszystko Mari-sama? Zrobisz w zamian mochi z fasolą? *.*
    *puszcza Hao wolno* zrobię tylko dokończę komentarz i zapalę, ok?
    Yoh:Hai, ale tobie to szkodzi
    Nie marudź. Rozdział mnie urzekł i z niecierpliwością czekam na następną notkę i zapraszam do jednego z moich stu blogów (nie wiem po co mi tyle T.T)
    http://shaman-king-droga-szamana.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Yoh to jednak ma nosa! Tym bardziej, że Hao przeniósł się z braćmi grajkami na przedmieścia Tokio, a on widział go w centrum. Bliźniak bliźniaka znajdzie wszędzie!
    Ayame dowiedziała się tyle, co nic... Pewnie więcej informacji zostanie ujawnione podczas wycieczki do Włoch. Zahaczą o Wenecję? Takie urokliwe państwo-miasto z romantycznym klimatem :P

    OdpowiedzUsuń
  4. No to w sumie Hao też za dużo nie wiedział. Ale zawsze coś, zwłaszcza w porównaniu do tego, jak pomocna była rodzinka Ayame. Tyle informacji przekazali, aż dziw, że zdążyli xD
    Ależ bracia muzycy mają talent! Przypuszczam, że oni są zdolni, by nawet takie zadanie zepsuć xD
    Chłodne to spotkanie braci, ale nie ma się co dziwić. I tak jest całkiem obiecujące. Nie było przypiekania ani innych rękoczynów, to jest postęp w stosunku do poprzedniego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż, to było do przewidzenia. Rodzina Ayame wręcz się o to prosiła. Mam nadzieję, że teraz to już na pewno dowiem się coś o jej historii, co? Nie zawiedź mnie, Hao.:p
    Eeeee tylko tyle? No to dużo się nie dowiedzieliśmy... Ale myślę, że Hao nie trzeba będzie jakoś długo prosić, bo nawet niech nie udaje, że sam nie jest ciekawy tajemnic związanych z rodziną Ayame.:p Choć oczywiście najpierw niech pozałatwia sprawy w Tokio, a głównie mam tu na myśli relacje z braciszkiem. Ayame może go nawet kopnąć w tyłek dla zachęty.xD
    No ej, ale z jakim znowu niezadowoleniem? Przecież BoZ mają świetne kawałki!;D Oj Hao, normalnie żadnej wiary we własnych uczniów, wstydziłbyś się.:p I w ogóle co to za unikanie braciszka? Mógłby mu się z łaski swojej pokazać i porozmawiać z nim. Jest mu to winien po próbach zabicia jego przyjaciół i jego samego.
    Ha! Brawo, Yoh!:D Niech Hao wie, pod jak wieloma względami pomylił się co do brata. Zresztą czemu tu się dziwić. (tak, Hao, zamierzam cię teraz ostro zjechać) Nigdy nie zadał sobie najmniejszego trudu, żeby poznać swojego bliźniaka. I zawsze traktował go jako kogoś gorszego, wręcz jak przedmiot. A mimo to Yoh wciąż starał się do niego dotrzeć. Mimo to teraz to Yoh czuje się winny i boi się, że Hao mu nie wybaczy. A powinno być zupełnie na odwrót! Hao nie ma pojęcia, jakim jest skubanym szczęściarzem, że ma takiego brata. I mógłby to w końcu zacząć doceniać, bo w końcu nawet Yoh zrozumie, że Hao sobie na niego nie zasłużył. Chociaż nie, chyba jednak ma na to zbyt dobre serduszko. Więc weź się, Hao, ogarnij, rusz swoje egoistyczne, zapatrzone w siebie cztery litery i zasuwaj na Straszne Wzgórze prosić brata o wybaczenie. Ale już!
    No. Się wzięłam zbulwersowałam. Idę czytać dalej i przekonamy się, czy to na pewno koniec bulwersu na dzisiaj. Serio, na tym blogu Hao ma już u mnie nagrabione do granic możliwości...

    OdpowiedzUsuń