sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział 14. Pożeracze Dusz

Witam! Ostatni dzień w roku, to i wypadałoby dać jakiś rozdział, co nie? ^^

~*~

    Ściany pomieszczenia miały odcień ciepłego brązu. Hebanowe drzwi znajdowały się z lewej strony od czerwonej sofy. Przed nią stał hebanowy stół, a na nim filiżanka z czarną kawą. Całe pomieszczenie było urządzone z gustem i bez przepychu. Meble miały kolor bordowy i nie znajdowały się na nich żadne przedmioty, jedynie na jednym z regałów stało kilka opasłych ksiąg. Okno znajdujące się na przeciwko drzwi było dosyć spore, ale nie było możliwości, aby ktokolwiek mógł zobaczyć, co jest w środku, ponieważ pokój znajdował się na czterdziestym piętrze wieżowca niedaleko od centrum Tokio.
    Kobieta patrząca przez okno, wyglądała na bardzo młodą. Miała na sobie czarną sukienkę do kolan, a kasztanowe włosy upięła w kok i tylko pojedyncze falowane pasemka przy lewym uchu opadały swobodnie. Diamentowy naszyjnik z kolczykami do kompletu połyskiwały w słabym świetle księżyca. Podeszła do sofy i usiadła na niej. Delikatnie pogłaskała pod dziobem puchacza, siedzącego na poręczy. Na serdecznym palcu prawej dłoni miała pierścionek z wysadzanym diamencikami trójzębem do łapania dusz.
    Setsuna Azai, bo tak nazywała się owa kobieta, należała do Klanu Puchacza. Była najstraszniejszą, najokrutniejszą i najgorszą z szamanek-czarownic, pochodzącą ze znanego i szanowanego rodu w Japonii. Gdy rodzina dowiedziała się, że została Pożeraczką Dusz, wydziedziczyła ją. Zgromadzenia Klanowe oraz Klan Puchacza wykluczyli ją raz na zawsze, ale mimo to zyskała szacunek u sobie podobnych osób. Budziła w nich strach samą osobą. Nie musiała nawet nic mówić. Mogła mieć wszystko, czego sobie zażyczyła. Była bardzo bogata i wieżowiec należał do niej. Sama go projektowała, a na budowę wydała sporo pieniędzy, ale opłaciło się. Miała też władzę, ale chciała większej. Ponad wszystko pragnęła mocy Chodzącej z Duchami. Do tego potrzebowała Ayame - Vipera dobrze się spisała - aby odprawić rytuał. Był bardzo ważny, ale brakowało głównego elementu - niepozornie wyglądającej i nieświadomej swojej mocy nastolatki. Już niedługo będzie miała Ayame i dostanie to, czego najbardziej pragnie.
    - Mój drogi Kage - zwróciła się do puchacza. - Jeszcze pięć godzin i będę miała tę dziewczynę.
    Ptak zatrzepotał skrzydłami, gdy do pokoju ktoś zapukał.
    - Wejść - rozkazała Setsuna. Skierowała swój wzrok na hebanowe drzwi.
    Do pomieszczenia wszedł mężczyzna o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach. Puchacz łypną na niego żółtymi ślepiami.
    - O co chodzi, Matt? - zapytała Azai. W jej głosie kryła się nutka zainteresowania, związana z przybyciem jednego z Pożeraczy.
    - Przybyła pani siostra wraz ze swoją drużyną.
    - Niech przyjdzie - powiedziała. Po chwili namysłu dodała: - Sama.
    - Oczywiście, szefowo - odparł, wychodząc.
    Azai usiadła na sofie. Wzięła filiżankę i dopiła kawę. Nałogowo piła czarny napój. Nie lubiła spać, a przede wszystkim nienawidziła śnić. Uważała sny za coś okropnego. Wiązało się to z jej przeszłością. W dodatku niedaleką. Od tamtej pory jej nałogiem stała się kawa, a sama sypiała mało. Wręcz w ogóle, co było nieco niepokojące, jednak na jej jeszcze młodej twarzy nie było śladu zmarszczek i podpuchniętych powiek po bezsennych nocach. Nie używała kosmetyków odmładzających, co uważała to za szczyt głupoty. Tylko i wyłącznie czas może postarzać lub odmładzać, a coraz to nowocześniejsze mazidła nie miały, nie mają i nie będą mieć nic z tym wspólnego.
    Do pokoju żwawym krokiem weszła blondynka o błękitnych oczach, tak bardzo inna od Setsuny choć były siostrami. Bez zbędnych formalności usiadła na sofie, miała pełne prawo wejść do tego pokoju jak do siebie. Obie nie utrzymywały kontaktów ze swoim rodem, ba, nie uznawały nikogo z rodziny.
    - O czym tak chciałaś porozmawiać? - zapytała blondynka.
    - To bardzo proste, Riso. Chcę, abyś wyruszyła ze swoją drużyną przejąć naszą drogą Chodzącą z Duchami.
    - Z przyjemnością.
    - Tylko uważaj. Są z nią znajomi, którzy mają umiejętności szamańskie. Brali udział w aktualnie przerwanym Turnieju - powiedziała Setsuna.
    - Siostrzyczko, jestem już duża. Zresztą nie musisz się tak troszczyć o mnie. Jestem tylko dwa lata młodsza.
    - Czasami mam wrażenie, że o dwa za dużo. - Pogłaskała puchacza po łebku.
    - Czy aby nie za dużo kawy pijesz? - zapytała Risa z troską w głosie. Uważała, że siostra nie dba o siebie, tak jak powinna. Sen był jej potrzebny.
    - Piję tyle, ile powinnam. Zresztą wiesz dlaczego i nie będę się powtarzać. Przez to, że nie wzięłam tego na poważnie zginęła Lisa - powiedziała nieco smutnym głosem. Po chwili się ożywiła, ale nie na tyle, aby zwieść blondynkę.
    - Wiem, co wtedy czułaś. Mała Lisa powinna żyć. Zginęła o wiele za młodo. - Przytuliła siostrę. - Podaj mi namiary miejsca przechwycenia Słuchającej.
    - Straszne Wzgórze za cztery godziny.
    - Dobrze. Idę przedstawić moim towarzyszom, jak się mają sprawy. - Wstała. - I nie zamartwiaj się. Wiesz, że czasu nie cofniesz.
    Risa wyszła z pokoju, zostawiając Setsunę. Wiedziała, że nie pomoże jej uporać się z widmem okrutnej przeszłości.

    Przed świtem Hao wylądował zręcznie na Strasznym Wzgórzu. Wrócili do ojczyzny, do Japonii - Kraju Kwitnącej Wiśni. Hao uważał, że byłoby tu jeszcze piękniej bez fabryk, które zanieczyszczają powietrze, jednak nie poruszał tego tematu ani z bratem, ani jego przyjaciółmi. I tak by go nie zrozumieli. Mało kto potrafił odnaleźć się w jego marzeniach i planach.
    Nawet nie zdążyli zejść z Ducha Ognia, gdy zostali zaskoczeni przez zakapturzone postaci. Dziwne, że długowłosy Asakura ich nie wyczuł. Chyba jeszcze nie jest z nim, aż tak źle. Cóż, zdarza się nawet najlepszym. Poza tym ci ludzie świetnie ukrywali swoją energię życiową i, co najdziwniejsze, nie byli szamanami. A przynajmniej nie takimi jak Hao, czy Yoh.
    Dziewczyny schowały się za drzewem, a reszta ruszyła do walki. Hao zmaterializował ognisty miecz i natarł na jakiegoś mężczyznę. Po chwili nie było po nim śladu. Bezwładne ciało leżało obok stóp długowłosego. Władca Ognia zbliżył miecz do klatki piersiowej zakapturzonej postaci i rozciął materiał na klatce piersiowej. Jego przypuszczenia się potwierdziły.
    Pożeracze Dusz. Ayame... Gdzie ona jest? Muszę ją zabrać i to szybko...
    Hao zaczął się rozglądać po zebranych osobach. Wszyscy byli wplątani w wir walki. Teraz zauważył liczebną przewagę wroga. Było ich około piećdziesięciu z małym uszczerbkiem w szeregach, bo kilku Pożeraczy leżało na ziemi w kałużach własnej krwi, jednak nie miał czasu na zbędne zauważanie szczegółów w szeregach wroga. Teraz musiał znaleźć Ayame.
    Poruszał się ostrożnie, uważając na bronie i zaklęcia rzucane przez magów. Nie trudno stracić życie w takich okolicznościach. Nagle wpadł na niego Yoh, którego odrzuciło zaklęcie, wypowiedziane przez blondynkę o niebieskich oczach. Bowiem tylko ona ujawniła swój wygląd, ściągając kaptur.
    - Kim jesteś? - zapytał nieco oszołomiony Yoh.
    - To Pożeraczka Dusz - powiedział Hao.
    Kobieta patrzyła zszokowana na długowłosego. Yoh nie dał jej czasu na odzyskanie pełnej świadomości. Nazwa, jaką usłyszał z ust brata, nie brzmiała zbyt optymistycznie i nie zwiastowała niczego dobrego, dlatego szybko zaatakował.
    Hao poszedł dalej, zręcznie omijając walczących i mając nadzieję, że Yoh sobie poradzi. Nawet nie wiedział kiedy, ale zdążył się odrobinę przywiązać do bliźniaka, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo zza jednego z nagrobków wyskoczył mężczyzna. Zacisnął dłoń na rękojeści miecza i, nie czekając na ruch przeciwnika, wbił mu ostrze w pierś, w miejscu, w którym znajdował się trójząb. Po kilku sekundach dotarł do drzewa.
    - Ayame! Gdzie jest, Ayame? - zapytał pośpiesznie długowłosy, patrząc wyczekująco na Jun.
    - Była tu przed chwilą - odpowiedziała doshi, rozglądając się niepewnie.
    - Cholera jasna! To są Pożeracze i zapewne Ayame jest w niebezpieczeństwie.
    Usłyszał krzyk bólu. Męski głos, czyli że to nie ona, jednak ruszył pośpiesznie w stronę krzyku. Spodziewał się ujrzeć tam Ashigakę, czuł jej aurę. Nie pomylił się, szarooką trzymała jakaś kobieta o czarnych włosach z białymi zygzakowatymi pasemkami. A tuż obok Tsume stał nad krwawiącym mężczyzną.
    - Ten wilk zabił mojego najlepszego maga! - warknęła oskarżycielsko kobieta. - Ale za to mam Chodzącą z Duchami - powiedziała, wykrzywiając wargi w przebiegłym uśmiechu.
    - Puszczaj ją! - rozkazał Hao.
    - Co mi zrobisz? Jesteś zwykłym nastolatkiem - prychnęła z pogardą.
    - Nie takim zwykłym, wiedźmo - syknęła Ayame.
    - Puść ją albo skremuję was wszystkich. Nie oszczędzę ani jednego Pożeracza - zagroził Hao, a w jego oczach rozbłysły ogniki nienawiści. W dłoni trzymał płomień.
    - Znalazł się Piroman.
    - A chcesz się przekonać? W takim razie... - Ciało mężczyzny zaczęło płonąć, bo po chwili została z niego jedynie kupka popiołu.
    - Olaf...
    - Puścisz ją po dobroci? - zapytał Asakura. - Liczę do trzech. Raz... Dwa...
    - A niech cię piekło pochłonie! - syknęła Vipera. Hao w tej chwili mógł dostrzec, że ma czarny język, rozdwojony jak u żmii. Kobieta puściła dziewczynę, popychając ją ze złością w stronę Asakury.
    - Już tam byłem, ale Szatan bał się, że go wygryzę i mnie wyrzucił - powiedział z nieukrywaną satysfakcją długowłosy.
    - Zmywamy się - zarządziła Vipera, patrząc na siostrę szefowej. Risa skinęła głową i z resztą ocalałych Pożeraczy Dusz zniknęli, teleportując się.

    Risa i Vipera szły długim, ciemnym korytarzem. Musiały złożyć raport Setsunie, ale miały pewne obawy. Szefowa mogła zareagować niezbyt przyjaźnie, gdyż misja nie powiodła się i nic nie poszło po ich myśli. Wieki temu Pożeracze Dusz pragnęli mocy Toraka, a później słuch zaginął po wszelkich Chodzących z Duchami na przestrzeni wieku. Aż do teraz, zwłaszcza w obecnych okolicznościach ta moc była niezbędna Setsunie. Risa znała własną siostrę, jak również domyślała się jaka będzie jej reakcja. Nie miały co liczyć na wyrozumiałość i milsze oblicze kobiety, nie dziś.
    Risa wyciągnęła drżącą rękę w stronę drzwi. Wahała się dłuższą chwilę i po raz pierwszy w życiu bała się wejść swobodnie do pokoju Setsuny, więc delikatnie zapukała z myślą, że siostra nie usłyszy. Były to płonne nadzieje.
    Nikt przez dłuższy czas nie odpowiadał i, gdy miały się już wycofać z ulgą, że odłożą tę rozmowę na później, Satsuna wydała ciche, acz stanowcze polecenie. Vipera złapała za gałkę od drzwi. Przekręciła ją, po czym weszły.
    Przy oknie stała Setsuna w krwistoczerwonym kimonie w zielone smoki. Nie zaszczyciła ich choćby najmniejszym spojrzeniem. Jej wzrok skierowany był w stronę budynków za oknem. Nadal czuła się źle po koszmarze, jaki nawiedził ją, gdy nieopatrznie zasnęła na sofie.
    - Macie ją? - zapytała Setsuna.
    - Widzisz, nie przewidziałyśmy, że ma przy sobie Pana Piromana, siostro - odpowiedziała Risa, próbując zachować spokój i ukryć drżenie w głosie.
    - Zawiodłyście - syknęła, zapominając o rozmyśleniach na temat Lisy. - I zadaję sobie pytanie, co poszło nie tak? Przeszkodził wam piętnastolatek! Jesteście szamankami-czarownicami!
    - Ten chłopak to demon - dodała Vipera.
    - Demon, czy nie demon - mało mnie to obchodzi. Zresztą i z demonami sobie radziłyście. Dochodzę do zdania, że jesteście niekompetentne. Nie macie prawa nazywać się Pożeraczkami Dusz. A teraz wyjdźcie, zanim wam coś zrobię - rozkazała Setsuna.
    Vipera i Risa wyszły posłusznie z pokoju. Były wdzięczne losowi, że szefowa była w miarę opanowana. Kobieta z Klanu Żmii nie skupiała się tak bardzo na szczegółach jak młodsza Azai, więc nie dostrzegła zaniepokojenia w tęczówkach Setsuny, która jedynie na chwilę na nich spojrzała. Risa zbyt dobrze wiedziała, że siostrę znowu nawiedził koszmar o Lisie.
    - Kretyni, otaczają mnie kretyni. Zaczynam myśleć, że jesteś od nich wyżej w łańcuchu pokarmowym, Kage. - Pogłaskała puchacza.

        - Ayame, nic ci nie jest? - zapytał Hao po raz któryś z kolei. Wiedział, że wygląda to niezbyt dobrze w oczach reszty, ale nie skupiał się na tym. Czuł, iż bezpieczeństwo Ashigaki jest najważniejsze.
    - Ile razy mam powtarzać? Dobrze się czuję - powiedziała stanowczo szarooka. - Wiem, że to dopiero początek.
    - Pożeracze łatwo nie odpuszczą - przyznał Piroman. - Zależy im na tobie, więc będą uciekać się do wielu sposobów, a między innymi do szantażu. Od tak, aby wywołać w tobie poczucie winy, gdy porwą kogoś na kim ci zależy.
    - Wiem - westchnęła cicho. - Dlatego musimy na siebie uważać, a teraz chodźmy. Nie spędzimy całego dnia na cmentarzu.
    Zebrali się, po czym ruszyli w drogę. Hao, Ayame i uczniowie długowłosego poszli na polanę, na której mieli swój obóz, a Yoh i jego znajomi do swoich domów. Zbyt wiele wydarzyło się już o świcie, co klasyfikowało dzień do jednego z mniej udanych i do jednego z bardziej męczących.

~*~

Mam nadzieję, że się podobało. Kolejny rozdział jakoś w styczniu - kiedy? Nie wiem, mam dużo nauki. :(
Życzę Wam wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku!
I do następnego! :3