Dobra, zapraszam na pierwszy rozdział tego opowiadania. :)
Miłego czytania. ^^
~*~
Leśną ścieżkę, którą szła czarnowłosa dziewczyna, oświetlał księżyc. Podążała przed siebie zdecydowanym krokiem, obserwując wszystko wokół swoimi szarymi oczami. Miała na sobie czarne jeansy i w tym samym kolorze koszulkę na ramiączkach, więc na jej prawej łopatce widniał wytatuowany wilk szary. Był to znak, który miała od dawna. Tatuaż wskazywał jej przynależność do klanu. U jej boku kroczył czarny wilk o mądrym spojrzeniu bursztynowych oczu.
Dziewczyna należała do japońskiego klanu Ashigaka. Ayame, bo tak miała na imię, lubiła chodzić po lesie. Kochała spędzać czas na łonie natury, a najbardziej ze wszystkich leśnych zwierząt umiłowała sobie wilki. Według niej były to niezwykłe zwierzęta. Potrafiły cicho polować, skradać się i biegać szybciej od innej zwierzyny leśnej. Jednym słowem imponowały jej, a co najdziwniejsze od małej dziewczynki rozumiała ich mowę. Nie tylko werbalną, ale i ciała.
Nagle wilk przystanął, strzygąc uszami.
- Tsume, co się stało? - zapytała Ayame.
Zwierzę zawyło i łapiąc trop, rzuciło się biegiem przed siebie. Dziewczyna, ufając instynktowi towarzysza, podążyła za nim. Tsume, przedzierając się przed gęstwiny i zarośla leśne, ani myślał zatrzymać się. Był bowiem zwabiony dawno poznanym zapachem. Gdy dotarł do wyznaczonego miejsca, zaczął wyć, aby jego przyjaciółka jak najszybciej zobaczyła znalezisko.
Dziewczyna dochodząc na polanę, ujrzała bruneta leżącego pod drzewem. Był poraniony, na twarzy miał kilka zadrapań, a peleryna odsłaniała dość sporą ranę na klatce piersiowej. Chłopak nie wyglądał najgorzej, jednak był ledwo przytomny, praktycznie nie reagował na słowa dziewczyny. Niewątpliwie wymagał opieki medycznej.
- Tsume, świetnie się spisałeś - szepnęła Ayame w wilczej mowie, wtulając twarz w futro wilka. - Musimy zabrać stąd Hao.
Yoh kilka godzin temu wrócił z zachodniej pustyni. Zaczynał powoli tęsknić za żartami Choco, kłótniami Rena i Horo. Teraz on był w Tokio, a jego przyjaciele w różnych zakątkach świata. Ren i Jun wrócili do Chin, Horo i Pirika na Hokkaido. Tamao wyjechała do Izumo, a Lyserg do Anglii. Chocolove został w Ameryce, aby spełnić marzenie o byciu komikiem, Ryu poszukiwał swojej królowej, a Faust postanowił wrócić do zawodu lekarza. Nie minął nawet dzień, a on już wiedział, że będzie czuł się inaczej bez walk szamańskich u boku przyjaciół. Chociaż Manta był w Tokio.
Anna już spała, a on siedział na dachu domu. Nie mógł zasnąć mimo zmęczenia, więc postanowił popatrzeć w gwiazdy. Cały Turniej Szamanów minął mu za szybko. Nawet się nie zorientował, kiedy musiał walczyć z Hao w Gwiezdnym Sanktuarium. Ta walka zmieniła go psychicznie, a jego optymizm nagle uleciał. Nie potrafił się w tej chwili cieszyć z drobnostek jak dawniej. Nie był pewny, co to do końca oznacza. Czy miał wyrzuty sumienia? Nie, jeszcze nie.
Niebo było tej nocy bezchmurne i gdyby był dobry z astronomii, to mógłby rozróżnić konstelacje widniejące na nieboskłonie. Gwiazdy mieniły się wesoło, jakby chciały mu powiedzieć: „Będzie dobrze, Yoh”. Jednak on wiedział, że nic już nie będzie takie samo. W ciągu kilku godzin jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
To absurd! Wszyscy widzą we mnie bohatera, który zabił „zło tego świata - Asakurę Hao”. Absurd, prawie nikt nie wie, jak to jest mieć czyjąś krew na dłoniach.
Yoh nigdy nie traktował Hao jak brata, nawet gdy ojciec powiedział mu długo skrywaną tajemnicę rodzinną. Piroman według wszystkich był przesiąknięty złem do szpiku kości, ale właściciel mandarynkowych słuchawek próbował do ostatniej chwili rozbudzić ludzie uczucia w Hao. Czuł, że zawiódł, chociaż w opinii szamańskiej społeczności było odwrotnie. Jednak zawsze udawało mu się znaleźć cząsteczkę dobra w innych. Ryu, Ren, Faust... Zmienili się pod jego wpływem. Po raz pierwszy nie potrafił tego dokonać. W dodatku nie umiał pomóc komuś, kto powinien być mu najbliższą osobą.
Zawiódł. Tylko tyle mógł sam sobie powiedzieć.
Potworny ból przeszył klatkę piersiową Hao. Wszystko go bolało i z trudem mógł się poruszać. Coś go krępowało i w myślach błagał wszystkie duchy przodków, aby po otworzeniu oczu, nie miał na sobie kaftana. Jedyne, co pamiętał w tej chwili to walka z Yoh, a później teleportował się w ostatniej chwili. A co było później? Nie miał zielonego pojęcia, ale brał pod uwagę ewentualność, że znaleźli go X-Laws i teraz przetrzymują w pomieszczeniu o pancernych ścianach w dodatku w kaftanie bezpieczeństwa rodem ze szpitala psychiatrycznego.
Brunet otworzył jedno oko, a gdy się przyzwyczaił do światła, drugie. Podniósł lekko głowę, na tyle wysoko, na ile pozwalał mu ból. Rozejrzał się, stwierdzając, że jest jakimś pokoju. Krzywiąc się z bólu podniósł rękę i odkrył się, z ulgą stwierdzając, że nie jest w białym kaftanie, tylko w bokserkach i bandażach na całej klatce piersiowej.
Do pokoju weszła szarooka dziewczyna w towarzystwie czarnego wilka. Widząc przebudzonego chłopaka, uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, Hao - powiedziała. - Witam w świecie żywych.
- Ayame? Jak się tu znalazłem? To twój dom?
- Tak, to ja i tak, mieszkam tu. A co do tego, jak się tu znalazłeś, to wracałam przez las do domu i Tsume cię znalazł - odpowiedziała, siadając na skraju łóżka.
Wilk podszedł powoli do bruneta. Hao uśmiechnął się lekko, gdy wilk wsunął pysk pod jego dłoń.
- Pewnie jesteś głodny. Zaraz wrócę.
Ayame wyszła z pokoju, a gdy wróciła, niosła ze sobą tacę z jedzeniem.
- Nakarmić cię? - zapytała z nieco wrednym uśmieszkiem, domyślając się reakcji piromana na tę, w jego mniemaniu, zniewagę.
- Co?! Jestem pewny, że sam dam radę zjeść - odpowiedział Asakura i podniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej, czego od razu pożałował. - Ałć...
- Serio? Jakoś nie wydaje mi się, Asakura. Jesteś poobijany, a gdy wstajesz, to jęczysz i masz bardzo piękny grymas na swojej uroczej i podrapanej twarzy.
- Trochę bólu mi nie zaszkodzi - odparł hardo Hao. - Przecież muszę sam wrócić do formy. Ty nie zrobisz tego za mnie.
- W sumie to masz rację. - Położyła tacę na nogach chłopaka.
Hao każdy ruch sprawiał niemiłosierny ból, ale jego duma nie pozwalała na to, by Ayame go nakarmiła. Po jego trupie, jeśli miałby być zdany na kogoś innego. Całe życie radził sobie sam i teraz też da sobie radę. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Chwycił pałeczki drżącą z wysiłku dłonią. Na początku złapanie ryżu było nie lada wyzwaniem, ale po chwili było nieco lepiej. Ayame oczywiście proponowała Asakurze pomoc, ale ten zdecydowanie odmawiał. Wiedział, że później będzie cierpiał niewyobrażalne katusze, jednak to było poniżej jego godności.
Na twarzy Ayame od dłuższego czasu malowała się niepewność. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę z Hao, ale zdecydowanie musiał wyjaśnić jej kilka rzeczy.
- Mów o co chodzi - powiedział w końcu Hao, opadając bezsilnie na poduszkę, gdy napełnił żołądek.
- Zastanawiam się, dlaczego jeszcze się mnie nie pozbyłeś. Dobrze wiesz, że nie mam mocy szamańskich, ani nic z tych rzeczy - powiedziała, obracając w palcach niebieski kryształ od bransoletki.
- Może i nie masz mocy szamańskich, ale wiesz jak należy się obchodzić z naturą. Poza tym jesteś niezwykła na swój sposób, a twoja więź z Tsume jest tego świetnym przykładem - powiedział z przekonaniem Asakura. - I to mi wystarczy, Ayame. Zresztą z czasem dowiesz się czegoś o sobie. - Szarooka spojrzała na niego pytająco. - Wszystko w swoim czasie.
- A dokładniej? Wiesz, że nie lubię twoich tajemnic - powiedziała czarnowłosa, nadymając lekko policzki.
Ashigaka wiedziała, że nic już z piromana nie wyciągnie. Jego usta były zaciśnięte w cienką linię, co oznaczało, że nie będzie się bawił we wróżkę, która zdradzi jej przyszłość.
- Czasami wolałabyś nie znać przyszłości, wierz mi.
Yoh obudził się rano zalany potem. Nocne koszmary prześladowały go i tylko czekały, aż zamknie oczy. Co noc widział Hao całego we krwi, obwiniającego go za wszystko, co się stało. Przez to wszystko Yoh bał się spać. Gdy tylko zamknął oczy, widział brata, który mówił mu, że to wszystko jego wina.
Westchnął cicho, podnosząc się. Było wcześnie, ale i tak już nie zaśnie. Wiedział to aż za dobrze. Od kilku dni źle sypiał i był świadomy, że to wszystko przez to, co się wydarzyło. Czuł się winny, ale przecież próbował przemówić Hao do rozsądku. Bliźniak nie słuchał go, był zbyt zaślepiony swoją wizją świata tylko dla szamanów, a Yoh nie mógł nic zrobić. Bronił siebie i przyjaciół. Nie mógł pozwolić na to, żeby Hao ich zabił. Robił to, co uważał za słuszne.
Tylko dlaczego czuł się odpowiedzialny za wszystko? To on zadał ostateczny cios. Raczej nikt nie mógłby tego przeżyć. Ale czy na pewno?
Asakura pokręcił głową. Zszedł na dół po schodach. Anna leżała na podłodze w salonie i oglądała poranną powtórkę wczorajszego odcinka jednej z telenoweli, jednak nie krytykowała żadnego z bohaterów. Cisza, która wypełniała ich posiadłość była przytłaczająca. Yoh stwierdził, że nawet nieznośna. Trochę tęsknił za tą Anną wydającą polecenia i zadającą mordercze treningi. Owszem, musiał trenować, ale podejście Kyouyamy zmieniło się diametralnie. On też się zmienił. Amidamaru powiedział nawet, że stał się nieco apatyczny i jakby nieobecny. Chyba miał rację.
Wiele się zmieniło. Teraz musieli rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.
Dziewczyna należała do japońskiego klanu Ashigaka. Ayame, bo tak miała na imię, lubiła chodzić po lesie. Kochała spędzać czas na łonie natury, a najbardziej ze wszystkich leśnych zwierząt umiłowała sobie wilki. Według niej były to niezwykłe zwierzęta. Potrafiły cicho polować, skradać się i biegać szybciej od innej zwierzyny leśnej. Jednym słowem imponowały jej, a co najdziwniejsze od małej dziewczynki rozumiała ich mowę. Nie tylko werbalną, ale i ciała.
Nagle wilk przystanął, strzygąc uszami.
- Tsume, co się stało? - zapytała Ayame.
Zwierzę zawyło i łapiąc trop, rzuciło się biegiem przed siebie. Dziewczyna, ufając instynktowi towarzysza, podążyła za nim. Tsume, przedzierając się przed gęstwiny i zarośla leśne, ani myślał zatrzymać się. Był bowiem zwabiony dawno poznanym zapachem. Gdy dotarł do wyznaczonego miejsca, zaczął wyć, aby jego przyjaciółka jak najszybciej zobaczyła znalezisko.
Dziewczyna dochodząc na polanę, ujrzała bruneta leżącego pod drzewem. Był poraniony, na twarzy miał kilka zadrapań, a peleryna odsłaniała dość sporą ranę na klatce piersiowej. Chłopak nie wyglądał najgorzej, jednak był ledwo przytomny, praktycznie nie reagował na słowa dziewczyny. Niewątpliwie wymagał opieki medycznej.
- Tsume, świetnie się spisałeś - szepnęła Ayame w wilczej mowie, wtulając twarz w futro wilka. - Musimy zabrać stąd Hao.
Yoh kilka godzin temu wrócił z zachodniej pustyni. Zaczynał powoli tęsknić za żartami Choco, kłótniami Rena i Horo. Teraz on był w Tokio, a jego przyjaciele w różnych zakątkach świata. Ren i Jun wrócili do Chin, Horo i Pirika na Hokkaido. Tamao wyjechała do Izumo, a Lyserg do Anglii. Chocolove został w Ameryce, aby spełnić marzenie o byciu komikiem, Ryu poszukiwał swojej królowej, a Faust postanowił wrócić do zawodu lekarza. Nie minął nawet dzień, a on już wiedział, że będzie czuł się inaczej bez walk szamańskich u boku przyjaciół. Chociaż Manta był w Tokio.
Anna już spała, a on siedział na dachu domu. Nie mógł zasnąć mimo zmęczenia, więc postanowił popatrzeć w gwiazdy. Cały Turniej Szamanów minął mu za szybko. Nawet się nie zorientował, kiedy musiał walczyć z Hao w Gwiezdnym Sanktuarium. Ta walka zmieniła go psychicznie, a jego optymizm nagle uleciał. Nie potrafił się w tej chwili cieszyć z drobnostek jak dawniej. Nie był pewny, co to do końca oznacza. Czy miał wyrzuty sumienia? Nie, jeszcze nie.
Niebo było tej nocy bezchmurne i gdyby był dobry z astronomii, to mógłby rozróżnić konstelacje widniejące na nieboskłonie. Gwiazdy mieniły się wesoło, jakby chciały mu powiedzieć: „Będzie dobrze, Yoh”. Jednak on wiedział, że nic już nie będzie takie samo. W ciągu kilku godzin jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
To absurd! Wszyscy widzą we mnie bohatera, który zabił „zło tego świata - Asakurę Hao”. Absurd, prawie nikt nie wie, jak to jest mieć czyjąś krew na dłoniach.
Yoh nigdy nie traktował Hao jak brata, nawet gdy ojciec powiedział mu długo skrywaną tajemnicę rodzinną. Piroman według wszystkich był przesiąknięty złem do szpiku kości, ale właściciel mandarynkowych słuchawek próbował do ostatniej chwili rozbudzić ludzie uczucia w Hao. Czuł, że zawiódł, chociaż w opinii szamańskiej społeczności było odwrotnie. Jednak zawsze udawało mu się znaleźć cząsteczkę dobra w innych. Ryu, Ren, Faust... Zmienili się pod jego wpływem. Po raz pierwszy nie potrafił tego dokonać. W dodatku nie umiał pomóc komuś, kto powinien być mu najbliższą osobą.
Zawiódł. Tylko tyle mógł sam sobie powiedzieć.
Potworny ból przeszył klatkę piersiową Hao. Wszystko go bolało i z trudem mógł się poruszać. Coś go krępowało i w myślach błagał wszystkie duchy przodków, aby po otworzeniu oczu, nie miał na sobie kaftana. Jedyne, co pamiętał w tej chwili to walka z Yoh, a później teleportował się w ostatniej chwili. A co było później? Nie miał zielonego pojęcia, ale brał pod uwagę ewentualność, że znaleźli go X-Laws i teraz przetrzymują w pomieszczeniu o pancernych ścianach w dodatku w kaftanie bezpieczeństwa rodem ze szpitala psychiatrycznego.
Brunet otworzył jedno oko, a gdy się przyzwyczaił do światła, drugie. Podniósł lekko głowę, na tyle wysoko, na ile pozwalał mu ból. Rozejrzał się, stwierdzając, że jest jakimś pokoju. Krzywiąc się z bólu podniósł rękę i odkrył się, z ulgą stwierdzając, że nie jest w białym kaftanie, tylko w bokserkach i bandażach na całej klatce piersiowej.
Do pokoju weszła szarooka dziewczyna w towarzystwie czarnego wilka. Widząc przebudzonego chłopaka, uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, Hao - powiedziała. - Witam w świecie żywych.
- Ayame? Jak się tu znalazłem? To twój dom?
- Tak, to ja i tak, mieszkam tu. A co do tego, jak się tu znalazłeś, to wracałam przez las do domu i Tsume cię znalazł - odpowiedziała, siadając na skraju łóżka.
Wilk podszedł powoli do bruneta. Hao uśmiechnął się lekko, gdy wilk wsunął pysk pod jego dłoń.
- Pewnie jesteś głodny. Zaraz wrócę.
Ayame wyszła z pokoju, a gdy wróciła, niosła ze sobą tacę z jedzeniem.
- Nakarmić cię? - zapytała z nieco wrednym uśmieszkiem, domyślając się reakcji piromana na tę, w jego mniemaniu, zniewagę.
- Co?! Jestem pewny, że sam dam radę zjeść - odpowiedział Asakura i podniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej, czego od razu pożałował. - Ałć...
- Serio? Jakoś nie wydaje mi się, Asakura. Jesteś poobijany, a gdy wstajesz, to jęczysz i masz bardzo piękny grymas na swojej uroczej i podrapanej twarzy.
- Trochę bólu mi nie zaszkodzi - odparł hardo Hao. - Przecież muszę sam wrócić do formy. Ty nie zrobisz tego za mnie.
- W sumie to masz rację. - Położyła tacę na nogach chłopaka.
Hao każdy ruch sprawiał niemiłosierny ból, ale jego duma nie pozwalała na to, by Ayame go nakarmiła. Po jego trupie, jeśli miałby być zdany na kogoś innego. Całe życie radził sobie sam i teraz też da sobie radę. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Chwycił pałeczki drżącą z wysiłku dłonią. Na początku złapanie ryżu było nie lada wyzwaniem, ale po chwili było nieco lepiej. Ayame oczywiście proponowała Asakurze pomoc, ale ten zdecydowanie odmawiał. Wiedział, że później będzie cierpiał niewyobrażalne katusze, jednak to było poniżej jego godności.
Na twarzy Ayame od dłuższego czasu malowała się niepewność. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę z Hao, ale zdecydowanie musiał wyjaśnić jej kilka rzeczy.
- Mów o co chodzi - powiedział w końcu Hao, opadając bezsilnie na poduszkę, gdy napełnił żołądek.
- Zastanawiam się, dlaczego jeszcze się mnie nie pozbyłeś. Dobrze wiesz, że nie mam mocy szamańskich, ani nic z tych rzeczy - powiedziała, obracając w palcach niebieski kryształ od bransoletki.
- Może i nie masz mocy szamańskich, ale wiesz jak należy się obchodzić z naturą. Poza tym jesteś niezwykła na swój sposób, a twoja więź z Tsume jest tego świetnym przykładem - powiedział z przekonaniem Asakura. - I to mi wystarczy, Ayame. Zresztą z czasem dowiesz się czegoś o sobie. - Szarooka spojrzała na niego pytająco. - Wszystko w swoim czasie.
- A dokładniej? Wiesz, że nie lubię twoich tajemnic - powiedziała czarnowłosa, nadymając lekko policzki.
Ashigaka wiedziała, że nic już z piromana nie wyciągnie. Jego usta były zaciśnięte w cienką linię, co oznaczało, że nie będzie się bawił we wróżkę, która zdradzi jej przyszłość.
- Czasami wolałabyś nie znać przyszłości, wierz mi.
Yoh obudził się rano zalany potem. Nocne koszmary prześladowały go i tylko czekały, aż zamknie oczy. Co noc widział Hao całego we krwi, obwiniającego go za wszystko, co się stało. Przez to wszystko Yoh bał się spać. Gdy tylko zamknął oczy, widział brata, który mówił mu, że to wszystko jego wina.
Westchnął cicho, podnosząc się. Było wcześnie, ale i tak już nie zaśnie. Wiedział to aż za dobrze. Od kilku dni źle sypiał i był świadomy, że to wszystko przez to, co się wydarzyło. Czuł się winny, ale przecież próbował przemówić Hao do rozsądku. Bliźniak nie słuchał go, był zbyt zaślepiony swoją wizją świata tylko dla szamanów, a Yoh nie mógł nic zrobić. Bronił siebie i przyjaciół. Nie mógł pozwolić na to, żeby Hao ich zabił. Robił to, co uważał za słuszne.
Tylko dlaczego czuł się odpowiedzialny za wszystko? To on zadał ostateczny cios. Raczej nikt nie mógłby tego przeżyć. Ale czy na pewno?
Asakura pokręcił głową. Zszedł na dół po schodach. Anna leżała na podłodze w salonie i oglądała poranną powtórkę wczorajszego odcinka jednej z telenoweli, jednak nie krytykowała żadnego z bohaterów. Cisza, która wypełniała ich posiadłość była przytłaczająca. Yoh stwierdził, że nawet nieznośna. Trochę tęsknił za tą Anną wydającą polecenia i zadającą mordercze treningi. Owszem, musiał trenować, ale podejście Kyouyamy zmieniło się diametralnie. On też się zmienił. Amidamaru powiedział nawet, że stał się nieco apatyczny i jakby nieobecny. Chyba miał rację.
Wiele się zmieniło. Teraz musieli rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu.
~*~
Nie wiem jak się przyjmie to opowiadanie, ale z dobrym nastawieniem postanowiłam je wznowić. Mam prawie 20 rozdziałów napisanych, więc zapas jest i nie zaniedbam żadnego z opowiadań. ^^
Polecam zajrzeć do stron w menu i zerknąć na "Szamańskie ogłoszenia". Jest tam data rozdziału drugiego, jeśli opowiadanie dobrze się przyjmie. :)
Nagłówek wykonałam sama. Nawet takie beztalencie graficzne jak ja umie coś zrobić w gimpie. XD Jestem z niego zadowolona bardzo. ^^ I pewnie długo sobie będzie widniał na blogu. :D
Hm... coś jeszcze miałam... A, no tak - ładnie proszę o opinie w komentarzu. :)
A teraz lecę się uczyć chemii na jutrzejszą maturę. Nie przeżyłabym jakbym nie poświętowała sobie urodzin bliźniaków chociaż tak. :3
Dobra, to byłoby na tyle. ^^ Idę ogarnąć trzy lata liceum w jeden wieczór. XD
Do następnego, mam nadzieję! :3
Byłabym wcześniej, ale miotła odmówiła posłuszeństwa... Nie, no, żart, brat chciał pograć X.x Zaczyna się dość schematycznie - Yoh z poczuciem winy i ledwo żywy Hao. To nie jest atak, czy złośliwość z mojej strony, lecz pewnie tak to odbierzesz... Po prostu eh... nie da się nie zauważyć schematuxD Rozdział mi się spodobał, ale czemu do jasnej ciasnej, taki krótki, eh?! Dobra, wiem, czemu taki krótki, więc ci wybaczę:D Znaj mą litość xD Jestem ciekawa, jak potoczą się losy Ayame i Haośka :D Czy to będzie love story z happy endem, czy może raczej sad endem? A może wcale nie będzie love story żadnego, tylko przyjaźń? Dobra, dobra, ja mykam, bo zaczynam tracić kontrolę xD To pozdrawiam serdecznie i życzę wenki~! *wskakuje na miotłę i odlatuje*
OdpowiedzUsuńGinny Kurogane :D
świetna notka, będę czytać twoje opowiadanie na bieżąco, ale nie wszystkie rozdziały będę komentować od razu.
OdpowiedzUsuń:-)
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
:-)
Czemu miało by się źle przyjąć? Zaczyna się ciekawie i podoba mi się Ayame konkretna dziewczyna a nie jakaś wystraszona malolata :P chociaż to może przez wilka... Oj masz u mnie swoją sojuszniczke za to ze wybrałaś akurat to zwierzę bo je uwielbiam :D może dlatego że są to kuzyni psów które również Lubie ale wilk ma w sobie coś takiego ze... No... Ah nie wiem jak to wyjaśnić hehe po prostu człowiek patrzy w oczy i ma wrażenie ze to zwierzę jest tak samo inteligentne :) wiec Hao jest w dobrych rękach i Adama tez nie jest taka zwykła skoro rozumie wilczki :P no i mamy yoh którego targaja wyrzuty sumienia bo myśli ze jego brat nie żyje przez niego :( smutne to takie:( u dobrze to ujęłas ze się zadrecza bo nie pomógł akurat bratu a wszystkim innym umiał i nie podoba mi się to Również! Ale coś czuje ze będzie lepiej hehe liczę ze jak nie Spotkanie z Hao go uzdrowi to przyjaciele będą jakoś potrafili do niego dotrzeć :) i Anna no bo kto jak nie ona hehe a właśnie! Proszę o więcej Anny ba twoich blogach bo mam taki mały niedosyt tej postaci :P co ja poradzę ze tak ja lubię :P
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg Dalszy :)
Pozdrawiam Aomori
Hej!
OdpowiedzUsuńZnalazłam ten blog przez przypadek i strasznie mi się spodobał!
Rose: Mówisz tak żeby udobruchać blogerkę!!
Zamknij się Rose!!! Nie znasz się! To co piszę to jakbym mówiła prosto z serca a nie kłamała jak ty!!!
Rose: JA KŁAMIE!! TO TY KŁAMIESZ!!
MOŻE PRZESTANIESZ NA MNIE WRZESZCZEĆ I PAGODAMI O ROZDZIAŁ 1 !!
Rose: DOBRA!!
DOBRA!!
Rose: Może ty zacznij.
A dlaczego ja!!???
Rose: Bo to ty podlizujesz się blogerkom!!
WCALE ŻE NIE!!!!! PRZEKLĘTA WIEDŹMA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Rose: Uważaj bo naśle na cb Kate.
Taa bo sama nie potrafisz sobie ze mną poradzić XD
Rose: Uwierz mi daje rade chociaż nie jest to proste.
Dobra zaczniemy gadać z sensem?? Jak chodzi mi o ten pierwszy rozdział to mnie zdziwiło to że Hao rozmawia z zwykłym człowiekiem a nie chce go zabić.
Rose: Dla mnie Hao to dupek!!
Znów to samo!!! Znów zaczynasz. Nie rozumiesz że to nie jest twoja historia!!??
Rose: Nie. A co do Yoh to strasznie mu współczuje.
Od kiedy zawsze uwielbiałaś Haosia XD
*Autorka lewie uchodzi z życie obrywając kulą ognia*
EEEEEEEEEJJJJJJJJJJ Po co ta agresja. Tylko żartowałam.
Rose: Mam nadziej.
Pozdrawiamy
Marcia Kyoyama i Rose Morgenstern
Ps.
Zapraszam do wspólnego bloga którego pisze wraz z Anną-Mewdium i Ivy Stone. A oto ten blog: www.shamankingpiesntrojcy.blogspot.com
Rose: Nie wejdzie bo to dno!!
Wejdzie!!
Rose: Nie
Tak
Rose: Nie
Tak
*4 godziny później*
Nie
Rose: Tak
Hahahahahha Wygrałam to my lecimy papa <3
No, wreszcie odkopałam się z innych zaległości i mogę się wziąć za czytanie u Ciebie.:3 Zacznę od tego bloga, bo tu mam tylko dwa zaległe rozdziały (na razie...^^'), a na drugim nadrobię w ciągu tego tygodnia. :) Nom, to do roboty.^^
OdpowiedzUsuńJest i nasza wilcza panienka. :) I zjawia się w odpowiednim momencie. Bo czy dumie Hao się to podoba, czy nie, potrzebuje on teraz pomocy. I przy okazji kogoś, kto walnie go w łeb za jego głupotę (trzeci żywot, a on dalej się nie nauczył, że wymordowanie ludzi jest złym pomysłem...). Mam nadzieję, że Ayame nie będzie się w tej sprawie krępować. xD
Biedny Yoh...:( Chyba wszyscy lubią się nad nim znęcać psychicznie... (no dobra, ja nie powinnam się tu odzywać^^') Ale on taki już jest, jego dobre serduszko nie mogłoby zostać obojętne na to, co się stało. To okrutne, że nie pozostawiono mu wyboru i musiał zrobić coś, co jest tak bardzo sprzeczne z jego wartościami. Mam nadzieję, że jak już Hao pójdzie po rozum do głowy, to ostro weźmie się za wynagradzanie bratu tej krzywdy, którą mu wyrządził. I to w możliwie asakurzasty sposób, poproszę.:3
Słusznie, niech Hao sobie pocierpi, skoro jest taki mądry. xD Bo oczywiście świat się zawali, a jego wizerunek rozsypie się na kawałki, gdy będąc ciężko rannym pozwoli sobie pomóc przy jedzeniu. Ech, faceci... Przy ciężkich obrażeniach zgrywają twardzieli, ale przeziębienie jest stanem agonalnym i najlepiej jakby im pomagać wtedy oddychać. Na miejscu Ayame wyciągnęłabym teraz popcorn. xD
Ja też nie lubię tych Haosiowych tajemnic, jeśli by to kogoś obchodziło... Ale pewnie nie będzie i muszę poczekać do następnych rozdziałów.^^'
Mogę przytulić Yoh...? Bidulek chyba bardzo tego potrzebuje. :( Najlepiej gdyby przytulił go braciszek, ale Hao jest teraz zbyt zajęty walką z pałeczkami...
Możesz być pewna, że opowiadanie dobrze się przyjmie.^^ Rozdział wyszedł Ci super. :) Lecę czytać następny. :D
Ciekawe jest to, że mimo tylu opowiadań, w których Yoh przeżywa psychiczne katusze po zamordowaniu swojego brata, nasz fikcyjny bohater nie zaczął strajkować i zbierać datki na psychiatrę. :P
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się pierwsza wersja opowiadania, jednak nie mogę sobie odkodować w główce, czy Hao był równie uparty... Pewnie tak xD Te pałeczki musiały mieć niewyobrażalne wyrzuty sumienia... Współczuję im.
Mam przed sobą jeszcze dziewięć rozdziałów, więc lecę dalej ;)
Próbuję sobie przypomnieć, które to opowiadanie, ale chociaż dziewczynę od wilka kojarzę, to na razie nie wychodzi.
OdpowiedzUsuńOgólnie poobijany Hao, ale skoro żywy, to nie ma się czym przejmować. Yoh się zamartwia i szkoda mi go, ale się ogarnie. W końcu braciszek żyje :D