wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 2. Cisza

Ohayo,
powiem szczerze, że miałam nadzieję dodać ten rozdział nieco wcześniej. Patrząc na godzinę - powinnam iść spać, chociaż nie muszę wstać rano. Matury skończyłam, czekam na wyniki i jestem obecnie bezrobotna. ^^"
Miłego czytania. :)

~*~

    Yoh zszedł na dół po schodach i skierował się do kuchni. Przy stole siedziała Anna, popijając poranną herbatę. Brunet usiadł na krześle obok, unikając rozpoczęcia rozmowy z Itako. Nie wiedział chyba nawet, jak powinien zacząć.
    Asakura był bardzo zmęczony, a sińce pod oczami mówiły same za siebie. Chłopak miał bowiem za sobą nieprzespaną noc. Przyzwyczajał się do tego, że nawiedzają go koszmary. Starał się z nimi oswoić, sprawić, aby były czymś normalnym. Przecież nie obwiniał się za to wszystko, a przynajmniej nie do końca. Owszem, wypominał sobie, że nie potrafił pomóc Hao, ale jako takich wyrzutów sumienia nie miał. Jedynie lekkie poczucie winy.
     Blondynka siedząca obok widziała, że coś trapi Asakurę, jednak tak samo jak on postanowiła się na razie nie odzywać. Znała Yoh i wiedziała, iż niedługo sam przerwie panującą w ich posiadłości ciszę.
    Anna trzymała w dłoniach kubek z herbatą i przyglądała się lecącej w górę parze. Po chwili wstała i nastawiła w czajniku wodę. Skoro już mają milczeć cały poranek, to chociaż tak pomoże Yoh. Wiedziała, że takie drobne gesty wiele dla niego znaczą. Kilka minut później postawiła przed Yoh parujący napar. Chłopak skinął głową i powiedział prawie bezgłośne „dziękuję”.
    Kyouyama zastanawiała się dłuższą chwilę, co powinna jeszcze zrobić, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wraz z przerwaniem Turnieju i pokonaniem Hao, zapanował dziwny spokój, z którego nie potrafili się cieszyć. Mogli uznać ją za paranoiczkę, ale nikt jej nie wmówi, że to definitywny koniec wszystkiego. Szamański świat czekał jeszcze niejeden przełom, nie potrafiła powiedzieć, kiedy to nastąpi. Jednak czuła to w kościach.
    - Idziesz dziś pobiegać? - zapytała Itako, odstawiając pusty kubek do zlewu.
    - Yhym. - To lekko mruczące potwierdzenie najczęściej słyszała po powrocie z Patch Village i chociaż chciała zapytać Yoh, co się dzieje, to nie zrobiła tego. Mruknęła tylko, ile powinien kilometrów dzisiaj przebiec, po czym poszła do salonu.
    Natomiast Yoh dopił herbatę w ciszy, wdzięczny Annie za chwilę samotności. No prawie, bo zawsze gdzieś w pobliżu był Amidamaru czy inne duchy zamieszkujące posiadłość. Jednak ani jego duch stróż, ani inne dusze nie zamierzały mu przeszkadzać. Oczywiście, obecność Anny nie przeszkadzała mu, ale wiedział, że oczekuje szczerzej rozmowy, na którą on nie czuł się jeszcze do końca gotowy.
    Wybiegł z domu, stwierdzając, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Wybrał trasę, która prowadziła przez przedmieścia Tokio. Biegł truchtem, nie zamierzał się za bardzo spieszyć.

    Hao obudził się z bólem w klatce piersiowej. Czuł się tak, jakby coś usiadło mu na żebrach i za wszelką cenę chciało wydusić z jego płuc ostatni oddech. Próbował siłą woli uspokoić własne tętno, starając się, aby serce przestało bić szybko i nierównomiernie. Nie bał się, chociaż odczuwał bezsilność, bo niewiele mógł zrobić, aby poczuć się lepiej. Musiał przeczekać, niestety.
    Zastanawiał się, kiedy przyjdzie do niego Ayame. Przypuszczał, że wybrała się na spacer z Tsume. Nie mógł mieć do niej pretensji o to, iż jeszcze nie przyszła do niego. Niespecjalnie paliło mu się do smarowania jakimiś ohydnymi ziołowymi mazidłami i zmiany opatrunku, jednak musiał przyznać, że nudził się. Było to uczucie, którego do dziś nie pamiętał. Snując własne plany, nigdy go nie odczuwał, był zbyt zajęty, aby się nudzić. A teraz nawet nie miał wystarczająco dużo siły do stworzenia małej iskierki, którą mógłby się chociaż przez chwilę cieszyć.
    Wczoraj Ayame obiecała, że przyniesie mu coś do czytania. Niespecjalnie chciało mu się czytać młodzieżowe lektury, ale zawsze lepsze to niż bezczynne leżenie w łóżku.
    Obserwowanie drzwi znudziło mu się po jakimś czasie i przeniósł wzrok na sufit. Chciał wyjść na świeże powietrze, żeby trochę odreagować. Jednak był zbyt obolały, aby gdziekolwiek pójść. Z trudem siadał, by się najeść. Poza tym Ayame ustanowiła surowy zakaz chodzenia samowolnie po posiadłości (z wyjątkiem wychodzenia do toalety, oczywiście), który odrobinę powstrzymywał go od popełnienia głupoty. Może i był potężnym szamanem, ale - bądź co bądź - był skazany na łaskę i niełaskę Ashigaki. Poza tym daleko nie zaszedłby, a czuły nos Tsume znalazłby go nawet w innym mieście.
    Nagle usłyszał skrzypnięcie podłogi na korytarzu, a po chwili Ayame otworzyła drzwi.
    Jak na zawołanie, pomyślał zadowolony Hao.
    - Nawet nie wiem jakie książki lubisz, więc przyniosłam kilka starych książek, które należały do mojego dziadka. Lubił czytać różne legendy, myślę, że spodobają ci się - powiedziała z uśmiechem czarnowłosa, kładąc książki na podłodze obok łóżka. - Mam nadzieję, że chociaż trochę mniej będziesz się nudził.
    - Legendy powinny być dobrym rozwiązaniem - odparł Asakura. Wziął pierwszą z góry księgę, otwierając ją na pierwszej stronie.
    - Wrócę za godzinę, żeby zmienić ci opatrunek.
    Hao stwierdził, że nawet godzina zwłoki jest idealna, byleby tylko nie musiał jeszcze czuć zapachu dziwnej mieszanki ziół Ayame. Jeszcze miał w nosie zapach maści, chociaż od ostatniej zmiany opatrunku minęło co najmniej kilka dobrych godzin.

    Yoh biegł przez las. Polana, na której się zatrzymał, była pewnego rodzaju punktem orientacyjnym. Była to akurat połowa trasy i, po krótkim odpoczynku, zawsze wracał tą samą trasą do domu.
    Dzisiaj podczas postoju poczuł dziwne ciepło i ulgę. Sam nie wiedział, dlaczego tak było. Miał dziwne przeczucie, że ma to coś wspólnego z Hao. Tylko... był jeden problem. Jego brat bliźniak nie żył. Jednak to nie zmieniało faktu, że poczuł się odrobinę lepiej, przebiegając obok dość dużego drzewa. Zastanawiał się, co to może oznaczać. Możliwe, że kiedyś Hao lubił przebywać w tym miejscu.
    Po chwili ruszył w drogę powrotną do domu. Myśli w jego głowie kłębiły się i nie potrafił nad nimi zapanować. Dziwne uczucie, jakiego doznał na polanie, sprawiło, że zaczął się zastanawiać nad wieloma rzeczami. Ciągle zadawał sobie jedno pytanie: „A co jeśli Hao żyje?”. Czy wtedy miałby szansę mu pomóc?

    Anna leżała w salonie, oglądając kolejny odcinek telenoweli. Jednak nie skupiała się na akcji, rozgrywającej się w serialu, jej myśli błądziły gdzieś daleko. Zastanawiała się, jak może pomóc Yoh. Nie była najlepszą osobą do tego, ale właściciel mandarynkowych słuchawek potrzebował wsparcia.
    Nie chciała przesłuchiwać Amidamaru, czy naciskać na narzeczonego. Odniosłaby całkowicie odmienny skutek i wcale nie pomogłaby Yoh, a może wręcz przeciwnie - pogorszyłaby sprawę.
    Zastanawiała się, czy może powinna zadzwonić do Izumo. Rozmowa z Kino czy Yohmei mogłaby chociaż jej pomóc poukładać myśli. Później spróbowałaby rozmawiać z Yoh. Tylko brunet pewnie nie chciał się nikomu zwierzać, zauważyła, że nawet Amidamaru często milczy i rzadko kiedy sam zaczyna rozmowę ze swoim szamanem.
    Kyouyama martwiła się o Yoh, a niezręczna cisza, która coraz bardziej zadomowiła się w posiadłości, nie ułatwiała jej tego. Miała wrażenie, że niedługo nawet duchy poprzednich właścicieli przestaną robić żarty, bo im również udzieli się smętny nastrój.
    Musiała coś zrobić. Jeszcze sama nie wiedziała co i jak dokładnie, ale musiała pomóc Yoh.

    Hao z zaciekawieniem czytał legendy, które zgromadził dziadek Ayame. Musiał przyznać, że były to niezwykle stare egzemplarze i niewątpliwie senior Ashigaka za życia natrudził się, aby zdobyć je wszystkie. Tylko nieliczne podania znał z poprzednich wcieleń, co bardzo go zaskoczyło. Rzadko kiedy spotykał się z jakimikolwiek księgami, których nie miał okazji trzymać w dłoniach.
    Gdy Ayame weszła do pokoju, Hao był już w połowie jednej z książek. Asakura widząc, że dziewczyna podchodzi do niego z apteczką, odłożył na bok lekturę i przygotował się na najgorsze. Szarooka odwiązywała powoli bandaż, aby nie sprawić Hao bólu. Starała się być delikatna, chociaż Asakura niejednokrotnie zasłużył na to, by nie okazała mu litości w trakcie zmiany opatrunku. Nie była okrutna, za co Hao mógł dziękować swojemu Królowi Duchów.
    Rana po lewej stronie klatki piersiowej nie wyglądała tak okropnie, jak poprzedniego dnia. Skrzepnięta krew zaczynała powoli tworzyć strup, co oznaczało, że maść wspomaga proces gojenia.
    - Nie jest najgorzej - mruknęła Ayame. - Teraz może trochę szczypać. - Zaczęła przykładać do rany gazę nasiąkniętą spirytusem. Na twarzy bruneta pojawił się grymas bólu, jednak dzielnie wytrzymywał zabieg. Przecież żaden alkohol do odkażania ran nie sprawi, żeby okazał jakąkolwiek słabość.
    Ayame skończyła odkażać ranę. Hao wiedział, co za chwilę nastąpi, więc wstrzymał oddech, gdy dziewczyna wyjęła maść z apteczki i zaczęła lekko smarować nią ranę, aby szybciej się zagoiła i nie pozostawiła paskudnych blizn. Następnie delikatnie owinęła klatkę piersiową bandażem. Chciała jeszcze posmarować brunetowi twarz tą samą maścią, co wcześniej tors, ale Hao zaprotestował.
    - Sam to zrobię - powiedział z pewnością siebie w oczach i zaczął smarować lekkie szramy na twarzy. Nie wychodziło mu to najlepiej, gdyż starał się ledwo muskać palcami skórę. Nic nie zdoła go przekonać do tego szatańskiego specyfiku.
     - Może ci pomóc, co? - Ayame przytrzymała niewielkie lusterko tak, by Asakura widział, gdzie powinien smarować twarz.
    Gdy skończył nieprzyjemny zabieg, oddał maść czarnowłosej.
    - A tak z ciekawości... Ile zamierzasz mnie jeszcze przetrzymywać w tym pokoju?
    - Hm... Będziesz tu siedział tyle ile będzie trzeba - odpowiedziała Ayame i już chciała wyjść, ale Hao ją zatrzymał kolejnym pytaniem:
    - Mieszkasz tu sama? - zapytał Hao.
    - Z rodziną - odpowiedziała obojętnie. - To bardzo duża posiadłość, a ta część domu nie jest za często odwiedzana. Poza tym nie radzę ci się szlajać, bo się zgubisz.
    Hao już wiedział, dlaczego nikogo nie spotkał na korytarzu, gdy wychodził do toalety. Nie to, że jakoś specjalnie chciał zawiązywać nowe znajomości, biorąc pod uwagę fakt, iż poruszał się dość śmiesznie, niczym nowo narodzony kociak. Denerwowało go to, że był tak bardzo zdany na łaskę Ayame.
    - A twoja rodzina wie, że tu jestem?
    - Tak i zdają sobie sprawę z tego, że jesteś śmiertelnie niebezpiecznym szamanem. Jednak jednogłośnie stwierdzili, że nie zamierzają się tobą zajmować, gdyż mają inne sprawy. Mi to nie przeszkadza, bo wolę sama mieć cię na oku.
    Ayame nie lubiła, gdy rodzina mieszała się w jej osobiste sprawy. Hao był co prawda oschły, ale nie próbował decydować za nią. Sprawiał wrażenie osoby, której jest obojętne, co ona zrobi, bo i tak będzie to akceptował. Oczywiście w granicach rozsądku, ale mimo wszystko przy ognistym szamanie czuła się sobą.
    Dziewczyna uśmiechnęła się do szamana, po czym wyszła z pokoju. Natomiast Hao ponownie otworzył książkę i zaczął czytać.

    Yoh wrócił do domu trochę później niż planował. W drzwiach salonu pojawiła się Anna. Na początku myślał, że może jest zła za to, ile czasu go nie było, jednak blondynka wyglądała na zamyśloną. Nie wiedziała, jak zacząć rozmowę z brunetem. Musiała mu to powiedzieć teraz, jednak nie wiedziała w jaki sposób.
    - Yoh - zaczęła - nie wiem, co się dokładnie dzieje, ale wiedz, że możesz na mnie liczyć.
    - Wiem, Anno - odpowiedział cicho Asakura. - Niedługo powiem ci wszystko. Obiecuję.
    Anna skinęła głową. Na razie nie mogła nic zrobić. Mogła jedynie poczekać, aż Yoh dotrzyma obietnicy.
    Po chwili milczenia chłopak skierował się do swojego pokoju. Chciał pobyć sam. Włączył muzykę, kładąc się na tatami. Niebawem wszystko powie Kyouyamie, ale najpierw sam musi sobie wszystko poukładać.

~*~

Na koniec sobie trochę pogadam. Na początek sprostowanie - Yoh nie ma jako tako wyrzutów sumienia, a przynajmniej nie takie jak wszyscy myślą. Nie zadręcza się, nie płacze, a po wydarzeniach w Sanktuarium myślę, że koszmary są jak najbardziej na miejscu, co nie oznacza od razu, że będzie miał mega wyrzuty sumienia. Owszem, w pierwszej wersji tego opowiadania zrobiłam z Yoh miękką kluskę, ale z perspektywy czasu postanowiłam, że będzie jedynie osowiały, milczący, ale jednak na swój sposób silny i radzący sobie z sytuacją. No prawie.
No i bardzo, ale to bardzo przepraszam za to, że rozdział nie pojawił się w weekend. A pomyśleć, że miałam jedynie obróbkę rozdziału, czyli sprawdzenie, ewentualnie dopisanie coś. I tyle. Albo aż tyle, patrząc na moje poślizgi w czasie. Chociaż swoje robi moja alergia na pyłki niewiadomego pochodzenia. Dopiero od dwóch lat się ona odzywa, mniej więcej pod koniec maja i na początku czerwca, a ja kicham, mam łzawiące oczy i z trudem patrzę w monitor. Ale dziś jest trochę lepiej, więc zebrałam się na skończenie rozdziałów na oba blogi. :)
Rozdział jest odrobinę dłuższy od poprzedniego, raczej będzie tendencja zwyżkowa w objętości i jakości, a przynajmniej mam taką nadzieję. ^^
Za tydzień kolejny rozdział. :)
Do następnego! :3

4 komentarze:

  1. Oto i jestem :D Serce się kraja na widok Yoh. Stało się, czasu nie cofnie, i powinien to sobie wkuć do tego słodkiego łebka, żeby troszkę odżyć. Za dużo myśli, gdybanie nigdy nie jest dobre i nie warto się za to brać. Widać, że jest w dołku, ale wie że gdzieś tam jest jakieś wyjście z tej sytuacji, ale nie wie jeszcze jak do niego trafić. Nie wątpie że Anna okaże się dla niego pomocą, ale musi być cierpliwa. Ciężko określić czy Anna należy to osób cierpliwych... wiadomo jeśli chodzi o trening, zakupy itd to nie zbyt, dlatego jestem pod wrażeniem że jeszcze daje mu spokój i nie dopytuje się o nic. Po prostu nie wydaje mi się że samą obecnością i mówieniem mu "jestem obok" coś zdziała. Jasne Yoh przytaknie, podziękuje, ale mu to nie pomoże. Przecież nikt nie chce żeby Yoh się staczał co raz bardziej prawda?
    Co do Hao to zastanawiam się z czego są te maści zrobione, że tak nieziemsko śmierdzą ^^ No bo jednak roślinki to roślinki- to tak jakby zmielić trawę i ona nagle śmierdziała. Pewnie przesadza chłopak :P Wiadomo fermentacja robi swoją i nie wiadomo czy tam jakimś alkoholem nie zalewali tego...
    Jego opiekunka/towarzyszka jakoś mało rozmowna :P W ogóle mało Ayame było w rozdziale :P Ale książki przyniosła i to zapewne ciekawe :) sama bym poczytała hehe :)
    I co to za miłe uczucie u Yoh? Może to przez bieganie? Podobno się endorfiny uwalniają wtedy ^^ Ja w to nie wierzę, niby jakim cudem człowiek ma się cieszyć kiedy się męczy i poci? Nieeee, to dla mnie nie pojęte :P Mam wrażenie że nie ważne co się będzie działo Yoh wszędzie będzie się doszukiwał Hao i jakieś drugiego dna powiązanego z bliźniakiem (wybacz za składnie tego zdania).
    Szkoda, że dopiero za tydzień nowy rozdział bo jestem ciekawa jak to wszystko się rozwinie.
    Pozdrawiam Aomori

    OdpowiedzUsuń
  2. No ba, że to jeszcze nie koniec. Muszą się przecież dowiedzieć, że starszy z bliźniaków żyje, Hao musi pogodzić się z braciszkiem i pewnie jeszcze jakaś tam mało ważna akcja w tle. Bo najważniejsi są bliźniacy, to przecież oczywiste. xD
    Może to i lepiej, że Anna nie naciska na Yoh. Z jednej strony z tymi wszystkimi przygnębiającymi uczuciami musi sobie radzić sam, lecz z drugiej... Zmuszanie go do zwierzeń na siłę chyba nie poprawiłoby mu humoru. Podejrzewam, co mogłoby u poprawić humor, ale to coś musi najpierw zmądrzeć. (gomen, serio nie wiem, dlaczego tak dobrze mi się na tym blogu jedzie po Hao xD)
    Skoro młodzieżowe książki be, to może "Jak być wrażliwym człowiekiem"? Albo "Jak być dobrym bratem"? Taak, już widzę pierwszy rozdział tej książki. Czcionką na pół strony wielki napis "PRZEPROŚ YOH". Potem niech go Ayame przepyta z tej książki, czy aby na pewno uważnie przeczytał. xD A poza tym skoro ma teraz tyle wolnego czasu, to może mógłby z łaski swojej jeszcze raz przemyśleć wizję królestwa tylko dla szamanów? Byłoby milutko.
    Dobrze, że Yoh zaczyna odczuwać obecność brata. :) Może choć trochę pomoże to jego obolałej duszy... A jakby jeszcze to przeczucie zaprowadziło go do domu Ayame, to już w ogóle byłoby super.:3 (nie bierz ze mnie przykładu, spotkaj bliźniaków jak najprędzej :3)
    Taaaak... Ale wiesz, że spirytusem odkaża się tylko nieuszkodzoną skórę i nie używa się go bezpośrednio na rany? xD Denaturuje białka i boli jak diabli. Ale nie przejmuj się tym, Hao może sobie trochę pocierpieć. xD A nóż go to natchnie do przeproszenia braciszka. ;D

    Rozdział się podobał.^^ Choć nie ukrywam, że gdy Yoh był już w tym lesie, to miałam wielką nadzieję, że może jednak już natchnie się na brata. No nic, muszę na to jeszcze troszkę poczekać...^^'
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hao jest zdecydowanie zbyt uparty xD Dziewczyna nawet nie może wklepać mu maści w buźkę, bo to za dużo dla jego dumy...
    Yoh już poczuł impuls świadczący o powrocie Haosia do zdrowia, dobrze, bo się z niego takie jakieś ciepłe kluchy robią... i to mimo faktu, że nie przechodzi żadnego załamania spowodowanego wyrzutami sumienia.
    Cisza w posiadłości nie jest dobra dla Anny, jeszcze zacznie gotować i co wtedy będzie?! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Annie powinny zazdrościć wszystkie dziewczyny - całe dnie przed telewizorem i nie tyle z braku ruchu. To jest coś xD
    Haoś nie powinien narzekać na maść skoro działa. I buzię tez grzecznie posmarować, coby mu jej brzydkie szramy nie szpeciły.
    Troszku dziwna ta rodzina Ayame, taka wycofana, ważniejsze sprawy...

    OdpowiedzUsuń