zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział miał być tydzień temu, ale zbyt wiele spraw nałożyło mi się na siebie. W dodatku nie mogłam się z niczym wyrobić, a po powrocie z Niemiec moja wena zrobiła strajk i pisanie wszystkiego szło mi opornie. Przynajmniej na drugiego bloga, bo na tego zazwyczaj tylko coś dopisuję, rzadko kiedy robię korektę całego rozdziału.
Mniejsza o to. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Miłego czytania. :)
~*~
W obozowisku Asakury praktycznie wszyscy byli pogrążeni we śnie, włącznie z samym Władcą Ognia. Osobą, która tej nocy nie mogła zasnąć, była Ayame. Ognisko na polanie zgasło już jakiś czas temu i jedynym oświetleniem były migoczące gwiazdy i księżyc, który z pełni stopniowo zmieniał swój kształt. Szarooka kochała patrzeć nocą na niebo. Księżyc dodawał jej otuchy i wiary w siebie. Miał on swoje fazy i raz w miesiącu znikał z nieboskłonu, jednak zawsze powracał i stopniowo rósł do pięknej pełni.
Ayame zastanawiała się nad wyjazdem do Europy i - zapewne - jeszcze dalej niż sama przypuszczała. Pojedzie z Asakurą oraz jego uczniami do Włoch i co dalej? Przecież nie będzie ich targać za sobą. Na pewno mają swoje sprawy. Turniej został wstrzymany, ale prędzej czy później wznowią go. Wtedy będzie zdana na siebie i Tsume. Do domu, w którym jest jej miejsce, nie zamierzała wrócić, przynajmniej dopóki nie pozna całej prawdy o sobie. Nie czuła już przywiązania do domu i rodziny. Chciała odkryć prawdę, nawet za wszelką cenę.
Ayame spojrzała na śpiącego obok Hao, który zasnął na polanie, nie poszedłszy do swojego namiotu. Asakura wyglądał teraz tak niewinnie, spokojnie i... Słodko - przemknęło szarookiej przez myśl. - Gdybym cię nie znała, to nie uwierzyłabym, że to ty - najpotężniejszy szaman na świecie Hao Asakura... Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad sensem swoich myśli. Czyżby czuła coś więcej do Asakury niż przyjaźń? Nigdy wcześniej nie śmiała nawet myśleć o nim inaczej. Władca ognia sprawiał wrażenie osoby, która wyłączyła swoje człowieczeństwo i nie zamierzała go z powrotem włączać.
Przyjrzała się dokładniej szamanowi. Rysy twarzy Hao już dawno przestały przypominać chłopięcą buźkę, a niesforne kosmyki ciemnobrązowych włosów wkradły się na policzki Asakury. Ashigaka odgarnęła je delikatnie na boki, starając się aby nie połaskotały chłopaka. Hao uśmiechnął się przez sen, a bladoniebieskie światło księżyca, które padało na twarz długowłosego, sprawiało, że wyglądał przystojniej niż zwykle. Ayame przyglądała się Asakurze, zastanawiając się, czy Hao dalej jest na nią zły. Od tamtej wymiany zdań rozmawiał z nią sporadycznie, tylko wtedy kiedy musiał.
Nagle czarne włosy Ayame zsunęły jej się po ramionach, spadając na twarz Asakury. Tego nie przewidziała, chociaż powinna. Zganiła się w myślach, gdy nieco zaskoczony Hao otworzył oczy. Obudziła go, ale było już za późno na to, aby naprawiła swój błąd.
Na początku Hao zastanawiał się, kto śmiał mu przeszkadzać w krótkiej drzemce, ale gdy ujrzał Ayame, w dodatku pochyloną nad nim, bardziej zainteresowało go, co dziewczyna zamierzała zrobić. Przez dziwną blokadę umysłu szarookiej nie mógł zajrzeć do jej myśli, co niezwykle go irytowało. Nawet bardziej od jej niewyparzonego języka.
- Co ty robisz? - zapytał nieco ostrzej niż zamierzał.
Ayame odsunęła się od Asakury, jakby dopiero teraz zrozumiała w jak bardzo niezręcznej sytuacji się znalazła. W duchu dziękowała, że Hao nie mógł odczytać jej myśli w żaden sposób. Wtedy zapadłaby się pod ziemię, a nawet i głębiej jakby się dało.
Wymamrotała pod nosem coś, ale nawet Hao tego nie zrozumiał.
- Możesz wyraźniej?
- Nic takiego, po prostu... - zawahała się. - Nieważne, zapomnij.
Władca ognia uniósł jedną brew. Ayame wiedziała, że zawsze tak robił, gdy komuś nie wierzył, ale dawał tej osobie na swój sposób drugą szansę. Tylko ona sama nie była pewna, co chciałaby zrobić.
- Zapomnij. Nic nie chciałam zrobić - powiedziała, wstając z ziemi.
Zanim odwróciła się i odeszła w stronę ścieżki leśnej, miała wrażenie, że Hao jest zawiedziony takim obrotem spraw. Jakby chciał, żeby została, ale duma nie pozwoliła mu na poproszenie jej o to. Chociaż mogła się mylić. Władca ognia był tak bardzo inny od wszystkich ludzi i mimo tego, że starał się uchodzić za oziębłego, to ona zauważała u niego drobne przejawy ciepłych uczuć.
Rano wszyscy jedli śniadanie. Yoh jako jedyny nie miał apetytu i zjadł tylko jedną kanapkę. Wszystkich to zdziwiło, bo Asakura miał żołądek bez dna, prawie jak Horo.
- Yoh, dobrze się czujesz? - zapytała Anna, przyglądając mu się badawczo.
- Tak - odparł chłopak. - Nie jestem głodny.
Skłamał. Tak na prawdę chciało mu się jeść, ale nie mógł przełknąć ani kęsa więcej. Czuł jak jedzenie rośnie mu w ustach, a później z trudem przechodzi przez przełyk. Cały czas zastanawiał się, jak powiedzieć wszystkim o powrocie Hao. Miał wątpliwości, czy wszyscy zaakceptują jego chęć pomocy Hao. Zwłaszcza Lyserg, który przyjechał wczoraj wieczorem, mógł się, lekko mówiąc, zdenerwować. Diethel myślał, że dokonał zemsty i jego wróg nie żyje. Nie powinien żyć żądzą zemsty, ale jak się zachowa na wieść o Hao? Yoh nie chciał wybierać pomiędzy bratem, a przyjacielem.
Asakura wstał od stołu i ruszył w kierunku swojego pokoju. Gdy znalazł się w pomieszczeniu, zaczął jeszcze intensywniej myśleć. Przecież od tak nie wyskoczy z wiadomością, że Hao żyje. U Lyserga może to spowodować nagły wybuch złości i w najgorszym wypadku dołączy znowu do X-Laws. Tego Yoh nie chciał, więc jak na razie postanowił, że jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśli i dopiero wyjawi prawdę. Jednak musiał się pospieszyć. Hao - zapewne - był już w drodze do Europy, a jego genialny plan przestał wydawać mu się aż taki wspaniały, jak przypuszczał.
Tymczasem już prawie wszyscy siedzieli na Duchu Ognia. Tylko Ayame nie mogła przekonać Tsume do wejścia na ducha. Szarooka błagała wilka na wszelkie sposoby, niestety na marne. Tsume był nieugięty i ostrzegawczo powarkiwał na ognistego potwora.
- Tsume, proszę.
Wilk nieco złagodniał, gdy Ashigaka zeszła z Ducha Ognia i podeszła do niego. Pogłaskała go po karku, a jego wyraz pyska złagodniał.
- Nie parzy. Obiecuję. - Ayame położyła dłoń na Duchu Ognia, aby przekonać Tsume, że się nie poparzy.
- Ja to załatwię - mruknął Hao.
Wyciągnął z kieszonki gwizdek i dmuchnął delikatnie. Nie wydał się z niego żaden dźwięk, jednak wilk coś usłyszał i wskoczył na Ducha Ognia.
- Gwizdek z rogu jelenia - wyjaśnił długowsłosy, gdy Ayame usiadła obok niego. - Torak zrobił kiedyś podobny z kości pardwy i podarował go Renn, swojej przyjaciółce, aby w razie niebezpieczeństwa mogła wezwać Wilka*.
- A jednak nie powiedziałeś mi wszystkiego.
- Uznałem to za mało istotne - odparł Hao i rozkazał Duchowi Ognia wzbić się w powietrze.
- Mnie to zaciekawiło. Wiesz coś jeszcze o Toraku? - zapytała z nadzieją, że Asakura przestanie zachowywać się ozięble w stosunku do niej.
- Był świetnym myśliwym i potrafił doskonale tropić. Miał przy sobie Wilka i tak jak ty rozumiał jego mowę - odpowiedział Asakura. - Sporo też podróżował, ale za wiele na ten temat nie wiem. Ze starej pożółkłej księgi, której brakuje stron, nie za dużo się dowiesz. Zresztą podejrzewam, że ktoś celowo je wyrwał. No i nie czytałem dziennika twojego dziadka. Uznałem, że to osobista sprawa, skoro na pierwszej stronie napisał, cytuję: Mam nadzieję, że dostaniesz go w odpowiednim czasie, Ayame. Bądź silna, Hiroshi Ashigaka. Jestem okrutny, ale nie wścibski.
Przez resztę podróży do Mediolanu nikt nie poruszył żadnego tematu. Hao uznał, że lepiej nic nie mówić, niż rozmawiać o niczym ważnym, a Ayame nie chciała po raz kolejny doprowadzić do napiętej sytuacji między nimi. Wolała, gdy Asakura był oschły, ale jednocześnie na swój sposób miły.
Wylądowali na przedmieściach Mediolanu. Hao nie znosił zgiełku dużych miast, a na przestrzeni wieków większość pozornie niewielkich miejscowości rozrosło się do rozmiarów metropolii. Ludziom było wygodniej, ale nie zdawali sobie sprawy, że kiedyś ich działalność nie pozostawi po sobie nic dobrego.
- Idę z Ayame na poszukiwania Hanagumi, a wy macie trzy godziny na rozejrzenie się po mieście - poinformował wszystkich swoich uczniów.
Ayame trzymała Tsume na szelkach i smyczy, gdyż ludzie nie przywykli do wilków w dużych miastach, a już zwłaszcza biegających luzem. Wiedziała, że jej najwierniejszy towarzysz nie jest zadowolony z tego faktu, nie był przyzwyczajony do uwięzi. Jak każdy wilk najlepiej czuł się w lesie i źle znosił chodzenie na smyczy.
Przez pierwszą godzinę chodził na marne. Hao tracił powoli cierpliwość i nawet zaczął pytać ludzi, czy nie widzieli trzech nastolatek z małą czarnoskórą dziewczynką. Niektóre napotkane osoby nie brały na poważnie Asakury i bezkarnie nabijały się z jego nieśmiertelnej pelerynki.
- Mógłbyś założyć jakąś koszulę - powiedziała w końcu Ayame, gdy po raz kolejny ktoś znieważył Asakurę. - Chodź.
Pociągnęła Asakurę za rękę w stronę sklepu z odzieżą. Nawet w stolicy światowej mody znajdzie się coś dla Hao. Poza tym Ashigaka bała się, że ktoś zapłonie niczym pochodnia, gdy rozdrażni piromana.
W najbliższym sklepie z odzieżą Ayame zaczęła przeszukiwać dział z ubraniami męskimi, a Hao stał z miną skazańca obok niej. Wolałby w tym momencie być na miejscu Tsume i siedzieć przywiązany do ławki obok budynku.
- Chyba mam coś idealnego dla ciebie - powiedziała, wyciągając w stronę Asakury czarną zapinaną koszulę.
Ognisty szaman najchętniej podpaliłby koszulę, sklep i najlepiej cały Mediolan, jednak wzrok czarnowłosej mówił sam za siebie. Musiał wejść do przymierzalni i założyć na siebie znalezisko Ayame. Gdy wchodził za kotarę, nie mógł uwierzyć, że uległ jakiejś kobiecie.
- Weź, wyglądam jak mój brat!
- Naprawdę? Wyglądasz świetnie. Nawet się nie przebieraj - powiedziała z uśmiechem, a Hao mógłby przysiąc, że był to wredny i drwiący uśmieszek. - Bierzemy tą - dodała w stronę sprzedawcy.
Zapłaciła za koszulę, a pelerynę i rękawiczki chłopaka spakowała do swojego plecaka. Wyszli ze sklepu, w którym byli zaledwie dziesięć minut, ale Hao mógłby się założyć, że trwało to o wiele dłużej.
- Teraz lepiej. - Przyjrzała się Asakurze. - Hm...
- Chyba obawiam się tego "hm".
- Przesadzasz - odpowiedziała i wydobyła z kieszeni gumkę, którą związała włosy Hao w kitkę.
- A nie mówiłem? Zmieniasz mój wygląd, zanim się obejrzę to będziesz próbowała zmienić mi charakter. Wszystkie kobiety są takie same.
- Doszukujesz się teorii spiskowych. Prawie jak ci twoi wrogowie... Jak im tam było?
Hao spojrzał na dziewczynę ostrzegawczo, a w jego oczach zapłonęły małe ogniki. Ayame zaśmiała się, tym razem nie odebrała zachowania szamana jako coś niebezpiecznego. Asakura łatwo się denerwował, przynajmniej ona umiała trafić w jego czułe punkty.
- Dobrze, już dobrze. Nie patrz tak na mnie, bo temperatura wzrasta wokół nas o jakieś dwadzieścia stopni.
Hao udał, że nic się nie stało. Nie da tej satysfakcji szarookiej, zwłaszcza że grała w jakieś swoje gierki, a jego reishi nie działało na nią, więc nawet nie mógł dowiedzieć się jaki jest jej cel.
Postanowili pójść w stronę parku. Spędzili już sporo czasu na poszukiwania Hanagumi i Opacho, więc nie zaszkodziło pójść również tam. Nic nie mieli do stracenia.
- Hao-sama! - usłyszeli przed sobą dziecięcy głosik, a ich oczom ukazała się mała murzynka, biegnąca w stronę bruneta z uśmiechem na buzi.
- A gdzie Mattie, Marie i Kanna? - zapytał Hao, kiedy dziewczynka nieśmiało objęła jego nogę.
- Tam. - Sześciolatka wskazała rączką w stronę ławki, niechętnie puszczając swojego mistrza.
Ayame, Hao i Opacho poszli kierunku wskazanym przez małą. Hanagumi były tak pogrążone w rozmowie, że nie zauważyły Hao. Dopiero, gdy Asakura wymownie odchrząknął, skierowały swoje oczy w jego stronę.
Yoh chodził zdenerwowany po swoim pokoju. Było już po dwudziestej, a on jeszcze nie zebrał się na powiedzenie prawdy, a jego plan podążenia za bratem wydawał się być coraz bardziej beznadziejny. Chciał jednocześnie pomóc Hao i mieć po swojej stronie przyjaciół. Nie wiedział, co ma robić. W końcu zebrał się w duchu, odganiając strach i postanowił zejść do salonu, w którym siedzieli wszyscy.
- O co chodzi? - zapytał Ren. - Podobno miałeś coś ważnego do powiedzenia.
Yoh stał od kilku minut w wejściu do salonu, zastanawiając się jak delikatnie przekazać im wiadomość.
- I nadal mam - odpowiedział Yoh. - Bo widzicie...
- Streszczaj się - ponaglił zirytowany Tao.
- Pamiętacie naszą rozmowę o Hao? Że mógł przeżyć?
- Yhym - przytaknął Manta. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że Hao...
Właściciel mandarynkowych słuchwek nie odpowiedział. Przytaknął tylko, gdyż wiedział, co Oyamada chciał powiedzieć. Był mu wdzięczny, że sam nie musiał tego mówić. Owszem, cieszył się, ale trudno mu było mówić o tym, zwłaszcza przy ludziach, którzy pomogli mu powstrzymać brata przed wybiciem ludzkości.
Lyserg nie powiedział nic. Siedział nieruchomo na swoim miejscu, trzymając szklankę soku w dłoni. Natomiast Chocolove biegał po całym domu i krzyczał panicznie, że świat jest niesprawiedliwy i niedługo wszyscy zginą, bo psychopatyczny piroman jest na wolności. Reszta przyjęła wiadomość raczej spokojnie, chociaż atmosfera w pomieszczeniu stała się nieco napięta.
- Od jak dawna wiesz? - zapytał beznamiętnie Diethel.
- Od niedawna.
- To morderca! - zawołał Choco.
Ren przywalił pięścią komikowi w głowę. Nie zamierzał słuchać tego, co wykrzykiwał przestraszony szaman, zwłaszcza że rodziny się nie wybiera. Sam coś o tym wiedział.
- Nie przeczę, że jest mordercą, ale to nadal mój brat. Jeden, jedyny brat.
- Czy ty chcesz mu pomagać? - wycedził przez zęby Diethel, wymawiając każde słowo osobno.
Yoh milczał.
- A więc jednak - mruknął Lyserg.
Asakura nadal milczał. Wiedział, że Lys ma wybuchowy charakter i przypuszczał, że gdy tylko usłyszy o Hao, wścieknie się. Jednak Diethel wydawał się być opanowany, spokojny. Tyle przeszedł, pomścił rodziców, a teraz okazało się, że jego wróg żyje.
- Rozumiem, że się nie dowiem. - Diethel skierował się do drzwi. - Jak będziesz wiedział, co z tym zrobić, to znajdziesz mnie.
- Czekaj. - Yoh złapał Lyserga za ramię. - A jeśli powiedziałbym, że chcę go zrozumieć i odnaleźć w nim dobro? Czy to coś zmieni?
Diethel wrócił na swoje miejsce, czekając aż Yoh coś jeszcze powie.
- Zbyt wiele mam do stracenia, gdy pozwolę mu odejść. Straciłem brata już dwa razy, trzeci raz nie chcę. Nie oczekuję waszej pomocy. Oczekuję tylko waszego zrozumienia.
Diethel wpatrywał się w Yoh. Jego przyjaciel nigdy wcześniej nie odczuwał straty Hao w taki sposób, ale przez trzynaście lat nie wiedział, że ma brata. A później tyle przeszedł i czuł się winny za śmierć brata, a on... A on chciał wyjść i zostawić go z tym. Czy mógł to zrobić Yoh? Nie mógł, zwłaszcza że wiedział jak to jest stracić kogoś ważnego.
- Yoh - zaczął cicho - rozumiem cię. Zostanę i jeśli będę musiał, to pomogę.
- Dziękuję - Asakura uśmiechnął się delikatnie. - Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
- Skoro mamy wszystko obgadane, to dzwonię do Air Tao - powiedział Ren.
- Słucham? - zapytał Yoh.
- Chyba chcesz znaleźć pana Gwiazdeczkę, zgadza się?
- Ale... - Tego Yoh się nie spodziewał. Nawet nie musiał nic mówić, a przyjaciele już planowali za niego jak odnajdą Hao. A przecież nie mieli z ognistym szamanem nic wspólnego, większość z nich chciała go zabić.
- Jesteśmy z tobą, prawda? - Ren spojrzał znacząco na wszystkich.
- Oczywiście. Zawsze z tobą, mistrzu Yoh!
- Racja - przyznał Horokeu, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Nichrom, gdzie widziałeś ostatnio tę kobietę? - zapytał Hao, gdy wszyscy zebrali się w umówionym miejscu.
- To było w pobliżu przedmieść Mediolanu. Wchodziła do domu - odparł szatyn.
- Śledziłeś ją?
- Nie, przechodziłem tamtędy i mój wzrok przykuł jej tatuaż - wyjaśnił Nichrom.
- W takim razie idziesz ze mną, Ayame i Opacho, a reszta zostaje tutaj - powiedział Hao. - Jeśli kogoś będzie brakowało, gdy wrócę, to dalej lecę bez tej osoby. Czy to jasne?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, więc Hao odwrócił się, aby podążyć za Nichromem. Tsume zaszczekał, aby nie zapominali o nim i podreptał za wyznaczoną przez Asakurę grupą.
Gdy znaleźli się na miejscu, Ayame podeszła do drzwi domu. Zapukała delikatnie. Po dłuższej chwili otworzyła jej na oko czterdziestoletnia kobieta.
- Chodząca z duchami - szepnęła, gdy ujrzała szarooką.
***
*Wilk z dużej litery, gdyż to była jednocześnie nazwa gatunku jak i imię zwierzęcia.
~*~
Rozdział był dłuższy niż zazwyczaj. Powiedzmy, że mała rekompensata za moje opóźnienia. :)
Kolejny będzie za tydzień, obiecuję. Nawet postaram się na sobotę. ^^ No i głupio mi, że tyle musieliście czekać na ten rozdział, więc kolejny chcę dać w terminie i jakościowo lepszy od tego.
Czekam na opinie. :)
Do następnego!
Rewelacyjna część! Mogłabym tak czytać i czytać co dalej :D Haos w koszuli i związanych włosach? Mrr podoba mi się ;) zazdroszczę Ayame :P i ta scenka gdy go podziwia jak śpi jejku to było takie slodziaszne!!! Romantyczny wypad do Włoch ? Czemu nie :P i to Mediolan... Eh pozazdrościć... Ale przynajmniej Hanagumi się odnalazly i Opacho :) misja zakończona sukcesem.
OdpowiedzUsuńJak sobie podróżuję w najlepsze i nawet nie wie przez jakie katusze przechodzi jego bliźniak! Nie umiem sobie wyobrazić Yoh az tak zdenerwowanego, ale w cale mu się nie dziwię. Jestem za to pod wrażeniem reakcji Lyserga i jednocześnie dumna ze trochę dojrzał :) reszta to było wiadome ze trochę pokrzycza i będą wydziwiac ale koniec końców staną za Yoh murem :) więc również im szykuje się ciekawa wycieczka... Coś w stylu "w pogodni za ogniem: gorący Hao" hehe
Czekam na ciąg dalszy :) i wybacz ze komentuje z opóźnieniem :(
Pozdrawiam Aomori
Pan Gwiazdeczka rozwalił system xDDD Naprawdę nie mogę zebrać się z podłogi! Moje koty patrzą na mnie jak na kretynkę, ale nie żałuję napadu wesołości! xD
OdpowiedzUsuńHaoś był na zakupach~! Szkoda, że tylko jedną koszule kupili, nie będzie miał na zmianę... Przecież na randkę w tym samym nie pójdzie...
Lyserg został, więc śledzenie zapalniczki będzie łatwiejsze :D Jednak znając naszą wesołą gromadkę, to się jeszcze w jakieś kłopoty wpakują :P
Och, coś czuję, że człowieczeństwo Haosia się odezwie. Braciszek znajdzie włącznik, Ayame w tym pomoże i wszyscy będą szczęśliwi :D Tak swoją drogą, to Haoś mógłby się w końcu zdziwić. Przez tyle lat przekonany o tym "największym szamanie na świecie" mógłby spotkać potężniejszego...
OdpowiedzUsuńUuu... Zakupy i nowa koszula. Brzmi poważnie i przerażająco.co też sobie Ayame wyobraża, zmuszać wielkiego Asakurę do tak strasznych rzeczy xD Ale w sumie powinien jej podziękować - bez tego może nie wpadliby na Opacho i dalej chodzili po mieście. Może nawet ktoś by spłonął... Ludzie też powinni jej podziękować, w końcu to dla ich dobra.
No i Yoh znowu się zamartwia. Brawo, Hao. Po prostu brawo. Jak bidulek dostanie wrzodów z tego stresu, to będziesz z nim jeździł do lekarza. I nawet nie myśl, że się od tego wykręcisz.
OdpowiedzUsuńAle rozumiem, dlaczego Yoh się tak martwi, zwłaszcza o reakcję Lyserga. Liczę jednak na to, że Anglik dojrzał już na tyle, żeby zrezygnować z zemsty. Dostał już w końcu nauczkę, powinien więc wiedzieć, że zemsta donikąd nie prowadzi. A już na pewno nie zwróci mu rodziców.
No ładnie, czyli Hao też nie podzielił się z nią całą prawdą. Powinien uważać na takie zagrania, już wystarczy, że Ayame musiała tego doświadczyć ze strony rodziny.
Noooo jak się paraduje po mieście w dziwnej pelerynie, dziwnych rękawicz kach, dziwnych spodniach i butach made by lego, to trudno się dziwić, że nie biorą go poważnie. Sorry, sam jest sobie winien.xD Co on by zrobił bez opieki Ayame, to ja naprawdę nie wiem.xD Biedny, zagubiony facet potrzebujący pomocy kobiecej dłoni.xD A ten komentarz o podobieństwie do brata radziłabym mu wziąć za komplement.
No weź, Hao! Mógłbyś po tym wszystkim okazać Opacho trochę ciepła. Serio zaraz tam pójdę i go kopnę.
No, wreszcie ktoś, kto mnie nie rozczarował.:) Ta szurnięta gromadka jest jedyna w swoim rodzaju. Ani przez chwilę nie wątpiłam w to, że będą wspierać Yoh. I Lyserg też pokazał, że zasłużył na miano przyjaciela.:) A na pewno taka decyzja musiała go sporo kosztować, więc tym bardziej się mu chwali.
Oooo czyżbyśmy wreszcie mieli się czegoś dowiedzieć o Ayame? Mam nadzieję, że ta kobieta nie zrobi nam takiego trolla jak Hao... Zaraz się o tym przekonam:D