sobota, 12 maja 2018

Rozdział 17. Odwiedziny

 H... hej *wygląda nieśmiało zza krzesła*
Nie bijcie mnie mocno. Nie ma to jak raz na rok wstawiać rozdziały. Ma-sa-kra... Blog kończy dziś  dwa lata, a moja systematyczność z czymkolwiek pozostawia wiele do życzenia. Praca i studia skutecznie pochłaniają mój cały wolny czas, przez co nie jestem w stanie myśleć o niczym innym niż o położeniu się spać, kiedy wracam do domu. A kończę pracę o 16, czasami o 17, więc to raczej nie jest pora na sen. XD
 No, także w dniu urodzin bliźniaków <i tego bloga> wstawiam rozdział 17 opowiadania. Może to będzie pomyślny rok, dobry początek i takie tam. Ach, warto mieć marzenia. ^^" Przynajmniej w rocznice blogów umiem się motywować do pisania rozdziałów, jakiś postęp jest.
 Zapraszam do czytania! ^^

~*~


    Yoh wrócił do domu niepocieszony, co od razu zauważyła Anna. Nawet Horo wyczuł, że coś jest nie tak, a jego dłoń z kanapką zatrzymała się w pół drogi do ust. Asakura wyraźnie nie zamierzał się podzielić swoimi przemyśleniami, gdyż od razu skierował się na piętro. Usui siedział dłuższą chwilę z otwartą buzią, zanim ponownie zainteresował się swoim śniadaniem. Itako, w przeciwieństwie do szamana z północy, wiedziała skąd wraca Yoh i nie chciała w tej chwili naciskać na narzeczonego. Wiedziała, że ma mętlik w głowie, a złe przeczucia tego nie ułatwiały. Tak samo rozmowa z piromanem - jakkolwiek nie przebiegła, bruneta długo nie było, więc podejrzewała, iż Yoh spędził dużo czasu nad rzeką. Kontakt z naturą zawsze go uspokajał, a jednocześnie był to wspólny mianownik między nim a Hao. Z jednej strony bracia tak bardzo się różnili, a z drugiej – dało się zauważyć między nimi liczne podobieństwa.
    Brunet wszedł do pokoju i bezsilnie oparł się plecami o zamknięte drzwi. Przymknął oczy, pogrążając się we własnych myślach i pozwalając ciału bezwładnie osunąć się do pozycji siedzącej. Idąc do brata nawet się nie łudził, że ten powita go z otwartymi ramionami, ale nie spodziewał się takiej oschłości ze strony bliźniaka. Myślał... No, właśnie - co myślał? Że Hao ucieszy się? Właściwie to miał taką nadzieję, ale piroman skutecznie ostudził jego zapał. A może chciał, aby Hao docenił jego starania? W sumie można powiedzieć, że na swój sposób docenił, lecz nie w tak jak Yoh to sobie wyobrażał.

    Hao przez pół dnia rozmyślał o wizycie Yoh. Właściwie niewiele obchodziłoby go to jeszcze kilka miesięcy temu, ale coraz bardziej łapał się na tym, że myśli o bracie. Nie mógł dłużej udawać, iż los krótkowłosego Asakury jest mu obojętny, ale z drugiej strony nie umiał się przełamać po tylu latach. Zawsze był sam i mógł liczyć tylko na siebie. Przywykł do takiego stanu rzeczy. Nie da się ot tak zmienić przyzwyczajeń, ale czuł dziwne ukłucie żalu, kiedy odsyłał Yoh z kwitkiem. W końcu bliźniak chciał mu tylko pomóc.
    Przeczucia Yoh na pewno wiązały się z Pożeraczami Dusz, o czym on sam nie wiedział. Fakt, walczyli z nimi raz ramię w ramię, ale właściciel mandarynkowych słuchawek nie mógł nawet przypuszczać, że ponowią swój atak. Może nie w najbliższym czasie, ale wkrótce.
    Cisza przed burzą, pomyślał Hao, szturchając patykiem dogasające zwęglone drewno.
    Rozejrzał się po obozowisku. Dostrzegł Nichroma, opierającego się o drzewo. Przywołał go, na co chłopak ruszył w stronę Asakury zdecydowanym, ale niezbyt szybkim krokiem. Warkocz Indianina powiewał na lekkim wietrze, kiedy ten przemierzał polanę.
    - W czymś mogę pomóc? - zapytał Nichrom, przysiadając po turecku obok Hao.
    - W sumie tak – odparł piroman. - Muszę wybrać się do Yoh. Chciałbym, żebyś miał oko na wszystko, kiedy mnie nie będzie.
    Nichrom uśmiechnął się. Lubił odpowiedzialne zadania, jakie otrzymywał od Asakury. W plemieniu Patch najbardziej poważnymi zadaniami były sędziowanie walk oraz prowadzenie knajpy. O ile pierwsze było jeszcze w sumie ciekawe, o tyle drugiego nienawidził z całego serca. Wysłuchiwanie marudnych szamanów albo ich dziwnych oraz bezsensownych kłótni niezwykle irytowało młodego Indianina. Prawdopodobnie nie miał cierpliwości. Nie znosił także stagnacji i marazmu, musiał być w ciągłym ruchu i coś robić. Ale coś sensownego i wymagającego myślenia, zaangażowania.

    Dobrze nam znana gromadka szamanów siedziała w rezydencji Asakurów w Tokio, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Yoh poszedł sprawdzić, kto ich odwiedził. Zdążył już pogodzić się z tym, że brat nie chce jego pomocy, więc niezwykle się zdziwił, widząc bliźniaka w towarzystwie Ayame oraz Opacho.
    - Możemy wejść? - zapytał długowłosy Asakura.
    - Jasne – odparł Yoh, przepuszczając gości.
    Niezwykłe odwiedziny sprawiły , że salon stał się ich małą salą obrad. Bowiem Hao nie przybył w celu odbycia miłej pogawędki przy filiżance herbaty, chociaż po ostatnich wydarzeniach byłby do tego bardziej skłonny.
    - Co cię sprowadza? - zapytała Anna.
    Hao uśmiechnął się nieznacznie. Spojrzał na Ayame, która siedziała obok niego, w ciszy bawiąc się bransoletką. Dziewczyna z reguły nie odzywała się bez potrzeby, co piromanowi bardzo odpowiadało, chociaż łapał się na tym, że czarnowłosej mógł słuchać godzinami.
    - Wolałbym, żeby to się stało w bardziej przyjemnych okolicznościach - oznajmił Władca Ognia.
    - A o co dokładnie chodzi? - zapytała Anna, jak zawsze była konkretna.
    - Pożeracze i X-Laws.
    - Jeszcze trochę i będziesz musiał ustalić im grafik - zaśmiał się Horo. Hao drgnęły nieznacznie kąciki ust, kiedy dotarło do niego, że żarcik szamana z Północy jest aż nazbyt prawdziwy.
    - Żeby tu chodziło o jakieś spotkania w celu zlikwidowania mnie czy porwania Ayame, jak ostatnio. W tym problem, że jest za cicho. Aż za bardzo. Niedawno widziałem Kitsune, to znaczy brata Jeanne. Nie jestem pewny, czy to jego imię, czy tylko pseudonim. Wszystkie wspomnienia, myśli o dawnym życiu chowa zbyt głęboko.
    - Nie wiedziałam, że nasza kochaniutka Jeanne ma brata – mruknął Ren.
    - Bywa różnie. Wiem to od niedawna, więc sam byłem nieco zdziwiony - odparł Hao. - Jednak niepokojąca jest ta cisza. Nie wiem, kto pierwszy uderzy. Wolałbym, żeby to byli X-Laws, bo wiem, czego się po nich spodziewać. W przypadku Pożeraczy... no, to jest mały problem. Mało o nich wiem... - Hao starał się zachować kamienny wyraz twarzy. Udało mu się to bez problemu, w końcu od dawna nauczył się, żeby nie okazywać uczuć. Nawet jeśli w jakimś stopniu jego życie się zmieniło. Poznał Ayame w dość ciekawych okolicznościach. Myślał, że nikt nigdy nie odważy się przejść jego polaną, a tutaj niespodzianka. Całkiem miła niespodzianka. Na pewno nie spodziewał się dziewczyny, ale los kocha płatać figle. A teraz znowu się przekonał, że akurat jemu to los nie tylko kocha, ale i uwielbia robić zwroty akcji w życiu. Kto by pomyślał, że on, Hao Asakura, będzie w pokojowych zamiarach rozmawiał z Yoh. Jeszcze ciekawsze jest to, że mu się podobała ta perspektywa posiadania brata bliźniaka. Właściwie zawsze go miał, ale nie myślał o Yoh w taki sposób.
    - Myślę, że to jest najmniejszy problem - powiedział Ren. - Jesteś w końcu Hao Asakura i, z tego co mi wiadomo, nie poddajesz się łatwo. To tylko kwestia czasu zanim poznamy tych całych Pożeraczy Dusz.
    Wszyscy spojrzeli na młodego Tao. Kto by pomyślał, że on wesprze długowłosego! Oczywiście Jun powiedziała coś o tym, że jej kochany braciszek tylko ukrywa swoją miłą stronę, na co Ren prychnął pod nosem.
    Hao musiał przyznać Renowi rację. To była tylko kwestia czasu, jednak nadal nie wiedział, z której strony ma się spodziewać ataku. Cóż, musi poczekać. Niedługo wszystko się wyjaśni.
    Długowłosy wstał ze swojego miejsca. Ayame zrobiła to samo.
    - Już idziesz?
    - Muszę. Nie mogę na długo zostawiać obozu. Nichrom jest odpowiedzialny - odparł Hao – ale lubię sam mieć na wszystko oko.
    Yoh odprowadził Hao i dziewczyny do drzwi.
    ~ Doceniam ostrzeżenie, miałeś rację. Też mam dziwne przeczucia.
    Właściciel mandarynkowych słuchawek nieco się zdziwił, słysząc głos brata w swoich myślach. Uśmiechnął się do piromana, kiedy ten wychodził. Nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń, ale z drugiej strony bardzo się ucieszył. Widział możliwość dogadania się z Hao, nawet jeśli bliźniak nie chciał na głos mu podziękować. Yoh wiedział, że dla Władcy Ognia to nie jest takie proste, więc nie zamierzał naciskać w żaden sposób.
    - Do zobaczenia – powiedział Yoh, gdy Hao odwrócił się po raz ostatni, zanim zniknął za bramą.

    Księżyc chował się coraz bardziej, aby niedługo ustąpić miejsce słońcu. Noc powoli się kończyła, a świt zbliżał się coraz większymi krokami. Każdy, kto tylko chciał, mógł jeszcze smacznie pospać. Czarnowłosa dziewczyna korzystała z tego przywileju. Głowę miała opartą o ramię długowłosego szamana. Długo rozmawiali, chwilami milcząc, gdy nie wiedzieli, co dalej powiedzieć. Momentami rozmowa się nie kleiła, ale zaraz znowu byli pochłonięci nawet błahostkami.  Oboje czuli się nazbyt dobrze w swoim towarzystwie, jednak po jakimś czasie zmęczenie wzięło górę.
    Hao patrzył w niebo, pogrążony we własnych myślach. Wrogów mu się nazbierało więcej przez ostatnich kilka miesięcy, niż w ciągu piętnastu lat. To takie zadziwiające, że przez jedną, z pozoru słabą istotkę, stał się obiektem do wyeliminowania przez Pożeraczy Dusz, którzy zawzięcie dążyli do złapania Ayame. Zastanawiał się, dlaczego na dziewczynę spadło tak wielkie brzemię. Nic nie zawiniła, nie prosiła się też o naznaczenie przez Ducha Świata. To los, lubiący krzyżować ścieżki i mieszać życie ludzi, zadecydował tak, a nie inaczej.
    Pożeracze Dusz dawno nie dawali znaku życia. Długowłosy uważał, że rosną w siłę, a spokój to tylko cisza przed burzą. Zawsze tak było, taki odwieczny krąg, który lubi zataczać koła. X-Laws zapewne także nie próżnują, tego był pewien. Misja zwiadowcza Kitsune utwierdziła go tylko w tym przekonaniu. A biedny chłopak być może wysłuchał przemówień siostry albo, co gorsza, Marco. Co jak co, ale blondyn potrafił namieszać w głowie i dotychczasowych przekonaniach. Hao był zawsze uzbrojony w cierpliwość, gdy rozmawiał z Marco. Blondyn lubił podniosłe przemowy, a jego ulubionymi były te o egzystencji piromana.
    Hao przetarł zmęczone oczy. Brak snu powoli zaczynał dawać mu się we znaki. W końcu musiał przestać czuwać nad bezpieczeństwem swoich popleczników i Ayame. Po długim braku snu i tak zacznie nieświadomie zapadać w krótkie drzemki. Organizm, chcąc się zregenerować, zacznie wprowadzać umysł w stan nieświadomości. Był najpotężniejszym szamanem na świecie, ale miał ludzkie ciało, które rządziło się swoimi prawami.
    Zerknął na śpiącą dziewczynę, która przytulała się do jego boku. Uśmiechnął się pod nosem, niemal niezauważalnie.
    - Pewnie jest ci niewygodnie - mruknął w jej stronę, po czym delikatnie wziął dziewczynę na ręce. Jednakże, wbrew stwierdzeniu Asakury, Ayame było bardzo wygodnie. W końcu nie zawsze ma okazję przespać się na ramieniu Hao.
    Długowłosy z dziewczyną na rękach przeszedł przez całą polanę, aż dotarł do namiotu. Położył dziewczynę na tatami, po czym przykrył ją kocem. Zanim wyszedł, przyjrzał się jej po raz ostatni. Czarnowłosa była pogrążona we własnych marzeniach sennych, o których Asakura nie miał prawa się dowiedzieć. Niestety, nie wiedząc dlaczego, nie potrafił wejść w myśli dziewczyny, co denerwowało go to trochę, ale okazało się być również niezwykłym przeżyciem. Nikomu nie udało się umknąć jego reishi, a tu nagle pojawia się w jego życiu Ayame, która okazała się dość niezwykła.
    Ziewnął cicho. Organizm wysyłał nieśmiałe znaki Asakurze, aby w końcu się zdrzemnął. Hao nie zamierzał się już sprzeczać z naturalnymi odruchami ciała, więc wyszedł z namiotu Ashigaki. Skierował się do swojego „domu”. Nie zaprzątał sobie głowy niczym, gdy położył się na tatami i nawet nie zorientował się, kiedy Morfeusz zabrał go do swojej krainy.


~*~
 Ta dam~ Jak zawsze jestem zadowolona z rozdziału. I aż mi się mordka cieszy, że się wyrobiłam na 12 maja. Przyznam szczerze, że nie łudziłam się nawet, kiedy zasiadałam do dawno temu zaczętego rozdziału. Zaczęłam pisać i w ekspresowym tempie udało mi się takie coś stworzyć. :3 W sumie powinnam być dziś w Lublinie. No tak właściwie to byłam na zajęciach, ale nie zostałam na jutrzejsze zajęcia. Potrzebuję odpocząć, a to tylko dwa przedmioty, na których można mieć po dwie nieobecności <a to w sumie moja pierwsza nieobecność>.
 Nawet nie obiecuję, kiedy kolejny rozdział, bo sama nie wiem. Ciężko stwierdzić, na pewno w pierwszej kolejności dam coś na drugiego bloga, bo nic tam nie było od 31 grudnia. :/No i jeszcze te ogromne zaległości na Waszych blogach... czarno to widzę i źle sobie wróżę za tę niesystematyczność... :<
 Do następnego, mam nadzieję, że niedługo! ^^

2 komentarze:

  1. Hao jest taki miły dla Ayame<3 Przeczytałam i nadrobilam jakis czas temu poprzednie,ale nie miałam okazji skomentować,nie morduj mnie xD Są krótkie więc łatwo i szybko się czyta^^ hahaha Horo horo z kanapką w połowie do zjedzenia,zatrzymaną w czasie i otwartą buzią musiał wyglądać super inteligentnie xD chyba kiedyś coś takiego narysuje:333

    Reyline

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznaje się że prawie nie pamiętam co się ostatnio działo u Ciebie w opowiadaniu, ale pamiętam że bardzo je lubię a szczególnie upodobałam sobie sposób w jaki opisujesz zmianę jaka zachodzi (na szczęście stopniowo, a przez co bardziej realnie) w Hao. Postać Ayame tak jakby działa na niego kojąco ^^ Lubie o nich czytać, jakoś wydaje się to takie oczywiste i proste że w jakiś sposób im na sobie zależy ;) Poza tym Hao może i był nie za miły dla Yoh ale to dlatego że nie umie się odnaleźć w tej "braterskiej" sytuacji, a więc się denerwuje i nawet trochę oszukuje siebie, co z kolei doprowadza do tego że nie jest zbyt miły dla braciszka. No bo w końcu ma już swoje lata a ta sytuacje jest trochę jakby poza jego kontrolą więc się wścieka i obwinia o to biednego Yoh. Ale może kiedyś zrozumie, poza tym młodszy bliźniak ma ogromne pokłady cierpliwości ;)

    Cieszę się że dałaś znak życia. Mam nadzieje że nie zrobisz już takiej przerwy :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie na bloga,

    Aomori.

    OdpowiedzUsuń