zdaję sobie sprawę z tego, jak dawno tu byłam. Rozdziału nie było od ponad dwóch miesięcy, gdyż nie miałam czasu. Uczyłam się na zaliczenia i egzaminy. Niestety, wszystkie trzy egzaminy miałam jednego dnia, gdyż studiuję w trybie niestacjonarnym i wszyscy chcieli przyjechać, napisać i wrócić do domu jednego dnia. A są ludzie z całej Polski i nie każdy ma 60 km drogi jak ja.
Mniejsza - zapraszam do czytania. :)
~*~
Wszystko działo się zbyt szybko. Wypadek samochodowy. Dźwięk rozbijanej szyby. Huk uderzającego samochodu i rozpaczliwy krzyk dziecka. Zbyt krótki, ale zapadający głęboko w pamięć.
Setsuna obudziła się na kanapie. Serce biło jej jak szalone. Znowu ten sen i krzyk dziecka... Koszmar prześladował ją od lat, gdy tylko zmrużyła oczy. Kofeina, krążąca w jej żyłach nieprzerwanie, nie zawsze potrafiła utrzymać jej organizm bez chwilowych drzemek, podczas których jej mózg chciał odpocząć. Zawsze w takich momentach była zbyt zmęczona i nieświadoma, aby nie dopuścić do snu. Wtedy za każdym razem widziała ją...
- Lisa - szepnęła Azai.
Przeczesała ręką włosy, które wydostały się spod ciasnego upięcia. Była wtedy taka młoda i bezradna, nic nie zrobiła. Nie mogła, nie potrafiła. Wszystko ją przerosło. Kłopoty rodzinne, a później śmierć Lisy. Te wydarzenia zmieniły wiele w jej życiu, przez to stała się Pożeraczką Dusz. Chciała mieć władzę, co udało jej się osiągnąć, jednak brakowało jej jednego elementu - mocy Chodzącej z Duchami. Wtedy mogłaby zrobić to, o czym marzy od bardzo dawna.
Hao siedział przy ognisku, wdychając zapach spalenizny. Uwielbiał patrzeć na wesoło tańczące ogniki, podrygujące przy każdym podmuchu wiatru. Potrafił wtedy poukładać swoje myśli.
Zmrużył bolące oczy. Od dwóch dni nie spał, co dawało mu się powoli we znaki. Mógł być najpotężniejszym szamanem na świecie, ale miał ludzkie ciało, funkcjonujące w niezmienny od lat sposób.
- To chyba nie najlepsza pora na rozmyślanie.
Odwrócił głowę, spoglądając na Ayame.
- Też tak myślę - mruknął, wracając do obserwowania płomieni - jednak mam zbyt wiele rzeczy na głowie.
Ashigaka usiadła obok Asakury.
- Co będzie dalej? - zapytała cicho.
Hao spojrzał jej oczy, w których dostrzegł strach, niepewność i ból. Cały obóz spał, a ona nie musiała już ukrywać uczuć, a już na pewno nie potrafiła tego robić przy Hao. Długowłosy potrafił dostrzec uczucia przepełniające dziewczynę za każdym razem, gdy patrzył w jej szare tęczówki.
- Jeśli mam być szczery - przerwał na chwilę - to sam nie wiem.
- Ale znasz moją przyszłość - powiedziała Ayame z naciskiem. - Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Nie każdy scenariusz jest piękny i szczęśliwy. Życie to nie bajka. Poza tym, gdybym ci powiedział, to skupiłabyś się tylko na tej wersji przyszłości. Nie wiedząc o swoim przeznaczeniu, zawsze możesz je zmienić.
Wyciągnął dłoń i odgarnął niesforne kosmyki, które łaskotały Ayame po policzku. Czuły gest trwał zbyt długo, co Hao uświadomił sobie po chwili, gdy dostrzegł delikatny rumieniec na twarzy dziewczyny.
- Pamiętaj o tym - dodał, po czym szubko wstał. Skierował się w stronę ścieżki do lasu.
- Gdzie idziesz?
- Na mały obchód, wyczuwam intruza - odpowiedział. - Niedługo wrócę.
Zanim Ashigaka zdążyła o cokolwiek zapytać, długowłosego już nie było. Westchnęła z rezygnacją. Wracając do swojego namiotu, zastanawiała się, czy kiedykolwiek uda jej się zrozumieć Hao.
Tajemniczy intruz zaczął kierować się w stronę zabudowań. To, co zobaczył, wystarczy mu, aby udowodnić swoje słowa. Ha, Hao Asakura żyje, ba, romansuje z jakąś dziewczyną przy ognisku. Jakie to romantyczne, aż nie w stylu Władcy Ognia. Co prawda, tajemniczy jegomość nie znał nowej przyjaciółki piromana, ale to tylko kwestia czasu.
Dziękował swojemu Duchowi-Stróżowi, że zdążył go ostrzec, zanim Asakura się zorientował. Spokojnie zdąży uciec, zostawiając jedynie nikły ślad po sobie. Uśmiechnął się do siebie, gdy dotarł do przystanku autobusowego. W ostatniej chwili złapał nocy autobus.
- Na drugi koniec miasta - powiedział do kierowcy.
Mężczyzna był nieco zdziwiony, że ktoś wsiadł do autobusu. Miał nadzieję, że ostatni kurs będzie tylko formalnością i nawet nie miał w planach jechać na ostatni przystanek. Po chwili ruszył w trasę, zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś uda mu się dostać normalną pracę. Po ponad dwudziestu latach bycia kierowcą zaczynał w to szczerze wątpić. Najgorsze były godziny wieczorne, kiedy zdarzali mu się mniej lub bardziej sympatyczni pasażerowie. Chłopak, który wsiadł, nie wydawał się sprawiać problemów, ale jego spojrzenie było przerażające.
W świetle małej lampki nad siedzeniem, można było dostrzec, że intruz, który podglądał Hao, posiadał włosy w kolorze ognia i intensywnie czerwone oczy. Nazywali go Kitsune* i mało kto wiedział, jak naprawdę ma na imię. On uważał, że nikomu do szczęścia nie jest potrzebne jak się naprawdę nazywa i zawsze zatajał tę informację. Tylko Ona znała jego calutki życiorys. Ona - jego siostra bliźniaczka.
Droga minęła mu dość szybko, chociaż kierowca autobusu jechał przepisowo i standardowo ta trasa zajmowała przynajmniej pół godziny. Gdy wysiadł, skierował się do białego budynku. Kwatery, w której była Ona.
Szedł żwirową drogą, a małe kamyczki chrzęściły mu pod butami. Dotarł do sporego budynku i zapukał w duże, żelazne drzwi. Mężczyzna po drugiej stronie uchylił niechętnie małą szybkę. Widząc Kitsune, otworzył drzwi, wpuszczając go do środka.
- Dobrze cię widzieć, Marco - powiedział czerwonooki. - Siostrzyczka u siebie?
- Tak. Czeka na ciebie - odparł blondyn. Nie do końca ufał Kitsune, ale z bratem przywódczyni się nie dyskutuje.
Chłopak podążył białym korytarzem. Nie lubił bieli. Za każdym razem starał się przekonać siostrę do zmiany wystroju, jednak Ona nigdy nie chciała się zgodzić, więc stopniowo dawał sobie z tym spokój. Wolał też nie zaczynać tematu o uniformach, w których chodzili jej zwolennicy, bo był on dość drażliwy.
Zapukał do drzwi. Usłyszał cichy, ale stanowczy głos. Otworzył drzwi.
- Cześć, siostrzyczko - powiedział Kitsune.
Po chwili spojrzał w czerwone oczy Jeanne, uśmiechając się pogodnie. Dawno się widzieli, jeszcze przed tajemniczym wyjazdem Hao z Japonii. Miał pojawić się u Iron Maiden, gdy udowodni, że Asakura na pewno żyje.
Bladoniebieskie światło księżyca starało się przedrzeć przez gęste korony drzew. Las był pogrążony we śnie. Tylko nocne drapieżniki co jakiś czas dawały o sobie znać. Puchacze i sowy pohukiwały cicho, a wilki wyły do księżyca.
Hao wracał do obozu, klnąc pod nosem. Ściółka leśna chrzęściła pod jego butami. Nie starał się ukryć swojej irytacji, gdyż był na siebie zły, że nie udało mu się schwytać intruza. Nie wiedział, co się z nim działo, ale coś zachwiało jego równowagę.
- Zawszone kundle - mamrotał cicho. - Niech ja tylko dorwę tych fanatyków z tą ich kochaniutką Jeanne na czele. Zrobię im taką jesień średniowiecza, że się nie pozbierają.
Nigdy nie czuł większej złości i odrazy do ludzi w białych mundurach. Ot, jacyś ludzie ubzdurali sobie, że ochronią planetę i ludzi, eliminując Hao Asakurę. Był pobłażliwy przez wiele czasu, ale teraz przegięli. Jeanne pożałuje, że wysłała Kitsune na zwiady, chociaż... Nie wyczytał z myśli rudzielca, że działał na prośbę lub rozkaz siostry. Zrozumiał, iż chłopak idzie do Jeanne, a to spora różnica. Nie zmieniało to faktu, że ani trochę nie podobało mu się śledzenie i obserwowanie jego obozu.
Kitsune rozłożył się na białej kanapie, z trudem opierając się chęci założenia nóg na ławę. Zanim przejdzie do sedna sprawy postanowił podrażnić się z siostrą.
- Z czym do mnie przychodzisz? - zapytała Jeanne. Nie bardzo wierzyła, że jej bratu udało się cokolwiek udowodnić w sprawie Asakury, który, według Kitsune, nadal żył i miał się bardzo dobrze.
- Mogę też dostać herbaty? Strasznie mi w gardle zaschło. - Spojrzał na filiżankę siostry.
Albinoska wzięła telefon z ławy. Wybrała numer, po czym zadzwoniła. Kilka minut później wszedł szaro-włosy chłopak, który postawił tacę na ławie i wyszedł. Kitsune uśmiechnął się, biorąc filiżankę z parującą herbatą.
- Chciałbym, abyś wiedziała, że twój serdeczny wróg żyje. - Wypił pół filiżanki napoju, nie zważając na to, iż herbata jest bardzo gorąca.
Jeanne zmróżyła oczy, zgniatając kartkę papieru w dłoni, na której uprzednio coś pisała.
- Widziałeś go? - wycedziła przez zaciśnięte zęby. Przecież sama widziała, jak Yoh zabił Hao. Władca Ognia powinien dawno nie żyć.
Chłopak kiwnął tylko głową, wypijając do końca herbatę. Odstawił filiżankę na ławę, po czym rozłożył się jeszcze bardziej na sofie. Wystrój wnętrza pokoju siostry nigdy mu się nie podobał, ale chociaż kanapę miała wygodną.
- Ma bardzo uroczą przyjaciółkę. Dziewczyna ma coś z gracji wilka. Dziwne, nieprawdaż?
- Znowu zbiera popleczników? - syknęła Jeanne. Zignorowała informację na temat nowej znajomej Hao.
- Nic takiego nie powiedziałem, droga siostro. Nikt nowy, poza dziewczyną, się nie pojawił w jego obozie.
Albinoska nieco ochłonęła, a jej spokój powrócił. Niestety, cały czas słyszała w głowie odbijające się echem słowa Kitsune.
- Swoją drogą proponuję wynająć ekipę od projektowania wnętrz. Ta biel kłuje moje biedne, piękne, czerwone ślepka.
- Rozmawialiśmy już na ten temat. Odpowiedź się nie zmieniła - ucięła Iron Maiden.
Chłopak zasępił się. Jeanne nie słuchała jego dobrych rad, zazwyczaj była zbyt zajęta siedzeniem w Żelaznej Dziewicy lub przewodniczeniem grupce ludzi, którzy ślepo w nią wierzyli. Już jakiś czas temu zauważył, że Marco coraz bardziej się panoszył. Może i Jeanne była szefową, ale on miał zbyt dużo do powiedzenia. Nawet blondyn uważał się za jej zastępcę.
- A o twoich znajomych możemy porozmawiać? Mam pewne sugestie. - Kitsune spojrzał na siostrę.
- Ja się twoich nie czepiam - odparła spokojnie - ale jeśli tak bardzo ci zależy, to mów.
- Ten cały Marco chyba mi nie ufa. Zawsze patrzy na mnie tym przeszywającym spojrzeniem - po plecach przeszły go ciarki na samo wspomnienie - jakby chciał mnie zabić.
- Nie moja wina, że mu podpadłeś.
- Co z ciebie za siostra!
- Taka sama jak z ciebie brat - powiedziała. - Nie obchodzi cię nawet to, czy żyję, więc dlaczego ja mam dawać ci pełne poczucie bezpieczeństwa w mojej kwaterze?
Kitsune uśmiechnął się kpiąco. Albinoska nie wie, co mówi. On zawsze się o nią martwił, nawet gdy tego nie okazywał. Został wychowany inaczej niż Jeanne. W wieku pięciu lat zostali rozdzieleni. Jeanne została z matką, która pięć lat później zmarła na nieuleczalną chorobę, a Kitsune mieszkał z ojcem. Mężczyzna nigdy nie zajmował się synem. Wolał imprezy, a Kitsune tylko mu zawadzał. Gdy miał osiem lat, uciekł z domu i spotkał Okami`ego, chłopca, który został sierotą w wieku sześciu lat. Wałęsali się po ulicach długi czas. Pewnego dnia znaleźli stary, opuszczony dom, więc zamieszkali w nim. Kitsune żył w świecie, który rządził się prawami wziętymi z dżungli. Tylko silniejszy mógł przetrwać. Przez kilka lat przyzwyczaił się do tego stylu życia. Nikt nigdy nie okazał mu żadnych miłych uczuć, więc on również nie potrafił okazywać ich w stosunku do siostry, którą spotkał w trakcie Turnieju.
Biegł przez las. Jego łapy odbijały się delikatnie i bezszelestnie od ziemi. Lubił swoje nocne wycieczki po lesie. To coś wywęszyć, to się po prostu zabawić. Tsume miał w zwyczaju polować, ale nigdy ze zwykłych pobudek, aby udowodnić, kto jest silniejszy. Miał swój wilczy honor.
Nagle przystanął na wielkim kamieniu. Czuł woń małej, zwinnej, rudej wiewiórki. Zaburczało mu w żołądku. Poruszył niespokojnie wąsami, po czym zaczął się podkradać do stworzonka, zagrzebującego coś w ziemi. Cichutko stawiał łapy, dotykając podłoża tylko poduszeczkami. Gdy przybliżył się do wiewiórki, przystanął, obserwując. Zwierzątko zakopało jednego orzecha laskowego, a drugiego zaczęło skrobać ząbkami.
Ruda poczuła się nieswojo. Ktoś ją obserwował, ale zanim zdążyła się do końca zorientować w sytuacji, coś złapało ją od tyłu. Tsume nie uśmiercił jej od razu, tylko trzymał w pysku. Wiewiórka rzucała się na wszystkie strony, starając się uwolnić. Pomimo głodu, puścił stworzonko, które uciekło w popłochu. Miało w końcu prawo żyć, a on już zwęszył świeże mięso dzika. Dzikie świnie często padały ofiarą drapieżników, a najczęściej wilków. Tsume pobiegł w tamtym kierunku, natrafiając na watahę. Usiadł pod drzewem, skulił się i położył uszy po sobie przed przywódcą stada, czekając. Wielki, czarny wilk nie widział w nim zagrożenia, więc oderwał kawałek dziczyzny, po czym rzucił w stronę Tsume.
*Kitsune - jap. lis
~*~
No i tyle na dzisiaj. :)
Następny rozdział będzie... no właśnie, nie wiem kiedy... W każdy weekend marca jestem na uczelni i będę miała minimum czasu dla siebie. :/ W dodatku zamiast się uczyć na kolokwium, to wstawiam ten rozdział. xD Jak i rozdział na drugim moim blogu. ^^" Cukrowce poczekają, a tak na dobrą sprawę muszę utrwalić strukturalne wzory sacharydów. :)
Do następnego! :3